Konsul skinął głową i podniósł szklankę do ust. Przekonawszy się, że jest pusta, zmarszczył brwi i cisnął ją na miękko wysłaną podłogę. Mimo braku wojskowego wykształcenia doskonale rozumiał dylemat, wobec jakiego stanęła Gladstone wraz z szefami sztabów. Jedynie błyskawiczne zmontowanie w systemie Hyperiona wojskowego transmitera materii – co wiązało się z gigantycznymi kosztami – dawało szansę odparcia inwazji Intruzów. W przeciwnym razie wszystkie tajemnice, jakie zostaną ujawnione przez Grobowce Czasu, wpadną w ręce nieprzyjaciół Hegemonii. Jeżeli jednak transmiter powstanie na czas i Armia rzuci całe swoje siły do obrony samotnej, odległej planety, Sieć będzie narażona na atak z innej strony albo, co gorsza, na utratę transmitera, to zaś groziłoby przeniknięciem barbarzyńców do jej wewnętrznej struktury. Konsul już widział oczami wyobraźni Intruzów wyłaniających się z transmiterów na setkach nie uzbrojonych, nie przygotowanych do obrony planet.
Przeszedł przez holo Meiny Gladstone, podniósł szklankę i ponownie napełnił ją whisky.
– Zostałeś wybrany, aby wziąć udział w pielgrzymce do Chyżwara – powiedziała wiekowa przewodnicząca Senatu, porównywana często przez prasę do Lincolna, Churchilla lub Alvareza-Tempa, w zależności od tego, jaka legendarna postać z czasów przed hegirą znajdowała się akurat u szczytu popularności. – Templariusze wysłali swój drzewostatek “Yggdrasill”, a dowódca floty otrzymał polecenie, żeby go przepuścić. Mając tylko trzytygodniowy dług czasowy zdążysz dotrzeć do niego, zanim wejdzie w nadprzestrzeń w pobliżu układu Parvati. Na jego pokładzie będzie pozostałych sześciu pielgrzymów wybranych przez Kościół Chyżwara. Według naszego wywiadu przynajmniej jeden z waszej siódemki jest agentem Intruzów. Niestety, nie mamy pojęcia kto.
Konsul uśmiechnął się. Gladstone sporo ryzykowała, ujawniając mu tak istotne informacje, bo przecież musiała brać pod uwagę możliwość, że właśnie on jest tym szpiegiem. Chociaż… Czy naprawdę powiedziała mu coś ważnego? Ruchy floty i tak staną się doskonale widoczne, gdy tylko okręty włączą napęd Hawkinga, a jeśliby konsul był agentem Intruzów, słowa przewodniczącej senatu z pewnością zabrzmiałyby w jego uszach jak poważne ostrzeżenie. Przestał się uśmiechać i pociągnął niewielki łyk szkockiej.
– Wśród pielgrzymów znajdują się Sol Weintraub i Fedmahn Kassad.
Konsul zmarszczył brwi, wpatrując się w skupisko liczb krążące wokół twarzy starej kobiety niczym rój much. Do końca transmisji pozostało piętnaście sekund.
– Potrzebujemy twojej pomocy – mówiła dalej Meina Gladstone. – Ogromnie zależy nam na poznaniu tajemnic Chyżwara i Grobowców Czasu. Ta pielgrzymka stanowi naszą ostatnią szansę. Gdyby Intruzi zdobyli Hyperion, ich agent będzie musiał zostać wyeliminowany, a Grobowce Czasu zamknięte za wszelką cenę. Od tego może zależeć los całej Hegemonii.
Przekaz dobiegł końca. W powietrzu pozostały jedynie migające koordynaty.
– Czy będzie odpowiedź? – zapytał komputer.
Choć transmisja wymagała ogromnych ilości energii, statek mógł wysłać krótką informację, która włączyłaby się w strumień tachionów krążący bez przerwy między zamieszkanymi przez ludzi planetami.
– Nie – odparł konsul, po czym wyszedł na taras i oparł się o balustradę. Zapadła noc, a niebo zasnuło się wiszącymi nisko chmurami. Ciemność byłaby całkowita, gdyby nie błyskawice rozświetlające od czasu do czasu północny nieboskłon i łagodna, fluorescencyjna poświata unosząca się nad bagnami. Nagle konsul uświadomił sobie, że jest jedyną myślącą istotą na tej bezimiennej planecie. Wsłuchując się w pierwotne odgłosy dobiegające z mokradeł, wspominał miniony poranek, wczesną pobudkę, cały dzień spędzony w jednoosobowym vikkenie, polowanie w rozciągającym się na południu paprociowym lesie, a wreszcie powrót na statek, gdzie czekał już smakowity befsztyk i zimne piwo. Wspominał bolesną rozkosz towarzyszącą polowaniu i równie bolesne zadowolenie z samotności, wywalczonej po koszmarnych przejściach na Hyperionie.
Hyperion…
Konsul wszedł do statku i polecił komputerowi wciągnąć taras oraz zamknąć i uszczelnić wszystkie włazy. Następnie wspiął się spiralnymi schodami do kabiny sypialnej usytuowanej na samym szczycie statku. Okrągły pokój był pogrążony w ciemności, którą rozświetlały jedynie bezgłośne eksplozje błyskawic, pozwalające przez ułamek sekundy dojrzeć na tle nocnego nieba strumienie deszczu. Konsul zdjął ubranie, położył się na twardym materacu, po czym włączył muzykę i zewnętrzne mikrofony. Kabinę wypełniły gwałtowne dźwięki Wagnerowskiego “cwałowania walkirii” wymieszane z odgłosami szalejącej na zewnątrz burzy. Huraganowy wiatr uderzał z dziką siłą w kadłub statku. Pioruny biły jeden za drugim, a białe błyskawice pozostawiały po sobie blednące powoli, jaskrawe cienie.