Читаем Hyperion полностью

Schowałam ogłuszacz, po czym puściłam się w pogoń. Ogłuszacze wspaniale sprawdzają się w bezpośrednich starciach – łatwo się nimi posługiwać, a w przypadku chybienia nie ma się na sumieniu paru niewinnych trupów – ale przy odległościach przekraczających osiem lub dziesięć metrów są do niczego. Ustawiwszy promień na najszerszy zasięg, przyprawiłabym może połowę turystów na placu o słaby ból głowy, ale z pewnością nie zatrzymałabym kucyka. Musiałam go dogonić.

Kątem oka zauważyłam biegnącego w moją stronę Johnny’ego.

– Wracaj do mnie i zablokuj drzwi od środka! – krzyknęłam.

Kucyk dotarł do wejścia do muzeum, zatrzymał się i obejrzał. W ręce nadal ściskał nóż.

Zwiększyłam prędkość, odczuwając coś w rodzaju przyjemności na myśl o tym, co czeka mnie w ciągu kilku najbliższych minut.

Kucyk odwrócił się gwałtownie i zniknął we wnętrzu, roztrącając zdezorientowanych turystów. Pognałam za nim.

Domyśliłam się, dokąd mu tak spieszno, dopiero wtedy, kiedy znalazłam się w obszernym holu muzeum i zobaczyłam go, jak przepycha się przez tłum na ruchomych schodach.

W wieku trzech lat byłam tu z ojcem. Portale są przez cały czas otwarte, a w ciągu trzech godzin pod opieką przewodnika można odwiedzić wszystkie trzydzieści planet, na których templariusze ocalili jakiś fragment przyrody, pragnąc w ten sposób sprawić przyjemność Muir. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że trasa zwiedzania na każdej z planet biegła drogą okrężną, same portale zaś znajdowały się blisko siebie, by usprawnić przepływ ludzi.

Cholera.

Umundurowany strażnik pilnujący wejścia do pierwszego transmitera dostrzegł zamieszanie wywołane przez kucyka i ruszył w stronę niesfornego turysty. Z odległości piętnastu metrów wyraźnie widziałam niedowierzanie malujące się w oczach starego mężczyzny, kiedy zatoczył się do tyłu z wbitym w pierś nożem. Przez sekundę lub dwie stał na szeroko rozstawionych nogach, chwiejąc się niepewnie w przód i w tył, a potem spojrzał w dół, na kościaną rękojeść, dotknął jej ostrożnie, po czym runął twarzą na ziemię. Ludzie zaczęli przeraźliwie krzyczeć, ktoś wzywał lekarza, zabójca zaś dał potężnego susa i zniknął w jarzącym się portalu.

Sytuacja zaczęła wymykać mi się spod kontroli.

Niewiele myśląc skoczyłam za nim.

Wylądowałam na dość stromym, porośniętym śliską trawą zboczu i niewiele brakowało, żebym rozciągnęła się jak długa. Żółtopomarańczowe niebo. Tropikalne zapachy. Zdumione twarze. Kucyk był już w połowie drogi do następnego transmitera; biegł na przełaj przez ukwieconą łąkę, przewracając miniaturowe drzewka. Byliśmy na Fuji. Pognałam co sił w nogach za uciekającym mężczyzną.

– Zatrzymajcie tego człowieka! – krzyknęłam, choć nie liczyłam na to, żeby ktoś zastosował się do mojego życzenia. Jedna ze skośnookich turystek odruchowo podniosła kamerę i utrwaliła niezwykłą scenę.

Kucyk obejrzał się, przedarł przez oniemiałą ze zdumienia grupkę i wskoczył w następny portal.

Ponownie wyszarpnęłam ogłuszacz z kabury.

– Cofnąć się! – wrzasnęłam dziko do tłumu. – Cofnąć się!

Skwapliwie ustąpili mi z drogi.

Ostrożnie, z palcem na spuście ogłuszacza, przeszłam przez portal. Co prawda kucyk nie miał już noża, ale skąd mogłam wiedzieć, jakie jeszcze zostały mu zabawki?

Jaskrawe światło odbijające się w wodzie. Fioletowe fale Mare Infinitum. Trasa zwiedzania wiodła tutaj wąskim, drewnianym pomostem jakieś dziesięć metrów nad wierzchołkami fal. Pomost prowadził okrężną drogą wzdłuż krawędzi bajecznie kolorowej rafy i przez środek niewielkiej, sargassowej wysepki, ale dostrzegłam także znacznie krótszą, metalową kładkę, biegnącą po przekątnej ku następnemu transmiterowi. Kucyk przeskoczył przez barierkę z napisem WSTĘP WZBRONIONY i gnał co sił w nogach właśnie po niej.

Podbiegłam do krawędzi pomostu, ustawiłam ogłuszacz na najwęższy promień i zaczęłam zataczać bronią szerokie łuki, jakbym miała w rękach wąż ogrodowy.

Kucyk potknął się, ale zdołał dopaść świecącego jasno portalu. Zaklęłam głośno i, nie zważając na krzyki przewodnika, także przeskoczyłam przez barierkę. Mignęła mi jeszcze tabliczka z przypomnieniem dla turystów, aby włożyli ciepłą odzież, i na pełnej prędkości wpadłam we wrota transmitera.

Potworna burza śnieżna kłębiła się z rykiem wokół wygiętego łukowato pola siłowego, które chroniło przed jej impetem szlak przeznaczony dla zwiedzających. Sol Draconis Septem – skuta lodem planeta, na której w związku z naciskami templariuszy wstrzymano ocieplanie klimatu, aby ocalić unikatowe okazy polarnej flory i fauny. Ciążenie równe 1,7 g opadło mi na barki niczym sztanga. Wielka szkoda, że kucyk także był Luzyjczykiem; gdyby pochodził z innej planety Sieci, wynik starcia w tych warunkach byłby łatwy do przewidzenia.

Перейти на страницу:

Похожие книги