Читаем Gwiezdny pył полностью

Wiedźma kopnęła bezgłowe ciało jednorożca tak, że przewróciło się na bok. Potem podniosła głowę i ruszyła do powozu. Umieściła ją obok siebie na koźle, ujęła w dłoń lejce i podcięła batem narowiste konie, zmuszając je do kłusa.

* * *

Tristran siedział na czubku wieży z chmur, zastanawiając się, czemu żaden z bohaterów powieści przygodowych, które kiedyś namiętnie czytywał, nigdy nie czuł głodu. Burczało mu w brzuchu, a ręka okropnie bolała.

Owszem, przygody mają swoje zalety, pomyślał, ale nie należy lekceważyć regularnych posiłków i braku bólu.

Mimo wszystko wciąż żył. Wiatr rozwiewał mu włosy. Chmura pędziła po niebie niczym galeon pod pełnymi żaglami. I kiedy tak patrzył z góry na świat, czuł się żywy jak jeszcze nigdy dotąd. Niebo było bardziej niebiańskie i niebieskie; świat w dole bardziej rzeczywisty.

Tristran zrozumiał, że w jakiś sposób znalazł się nie tylko ponad ziemią, ale i nad wszelkimi problemami. Ból dłoni odszedł gdzieś w niebyt. A kiedy pomyślał o swym postępowaniu, przygodach i czekającej go podróży, wszystko to wydało się Tristranowi nagle bardzo małe i bardzo proste. Stanął na iglicy chmury i, jak najgłośniej potrafił, krzyknął kilka razy:

— Halo!

Pomachał nawet nad głową tuniką, choć czuł się przy tym nieco głupio. Potem zsunął się w dół. Gdy od powierzchni chmury dzieliło go dziesięć stóp, potknął się i wpadł w miękką mgłę.

— Czemu krzyczałeś? — spytała Yvaine.

— Żeby dać znać ludziom, że tu jesteśmy — wyjaśnił Tristran.

— Jakim ludziom?

— Nigdy nie wiadomo. Lepiej, żebym pokrzyczał trochę do ludzi, których tu nie ma, niż żeby, ci ludzie nie dostrzegli nas, bo się nie odezwałem.

Gwiazda nie odpowiedziała.

— Tak sobie myślałem — ciągnął Tristran — i wymyśliłem co następuje: Kiedy załatwimy już moje sprawy — wrócimy razem do Muru, gdzie dam cię Victorii Forester — może zajmiemy się twoimi?

— Moimi?

— Chcesz przecież wrócić na niebo, żeby znów świecić w nocy, prawda? Powinniśmy to załatwić. Uniosła wzrok i potrząsnęła głową.

— To się nie zdarza — wyjaśniła. — Gwiazdy spadają. Nigdy nie wracają na górę.

— Mogłabyś być pierwsza. Musisz w to wierzyć. W przeciwnym razie nigdy do tego nie dojdzie.

— I tak nie dojdzie — odparła. — A twoje krzyki nie przyciągną niczyjej uwagi, bo tu w górze nikogo nie ma. Nieważne, czy będę w to wierzyć, czy nie. Tak po prostu jest. Jak twoja ręka?

Wzruszył ramionami.

— Boli — rzekł. — A twoja noga?

— Boli — odparła — ale nie tak bardzo jak przedtem.

— Ahoj! — usłyszeli nagle czyjś głos dobiegający z góry.

— Hej, tam w dole! Ktoś tu potrzebuje pomocy?

Głos dobiegał z niewielkiego statku, połyskującego złociście w słońcu pod wydętymi żaglami. Znad burty wychylała się rumiana, wąsata twarz.

— Czy to aby nie ty, mój młodzieńcze, podskakiwałeś i machałeś przed chwilą?

— Owszem — przyznał Tristran — i chyba rzeczywiście potrzebujemy pomocy.

— Dobra nasza — powiedział mężczyzna. — Zatem łapcie drabinkę.

— Moja towarzyszka złamała nogę, a ja zraniłem się w rękę. Obawiam się, że żadne z nas nie zdoła wspiąć się po drabinie.

— Żaden problem. Możemy was wciągnąć.

Nieznajomy przerzucił przez burtę długą, sznurową drabinkę. Tristran złapał ją zdrową ręką i przytrzymał, pozwalając Yvaine wciągnąć ciało na szczebel. Następnie zawisł tuż pod nią. Wyglądająca ze statku twarz zniknęła. Tristran i Yvaine dyndali ciężko na końcu sznurowej drabinki.

Wiatr wypełnił żagle powietrznego okrętu ł drabinka uniosła się z chmury. Tristran i Yvaine zaczęli powoli wirować w powietrzu.

— A teraz ciągnąć! — usłyszeli chóralny okrzyk i Tristran poczuł, że wznoszą się o kilka stóp. — Raz, raz, raz! — Z każdym krzykiem unosili się coraz wyżej. Chmura, na której przed chwilą siedzieli, została w dole i teraz od ziemi dzieliła ich co najmniej mila. Tristran kurczowo trzymał się liny. Zgiętą, oparzoną rękę przewiesił przez szczebel.

Kolejne szarpnięcie w górę i Yvaine zrównała się z krawędzią burty. Ktoś dźwignął ją ostrożnie i postawił na pokładzie. Tristran sam wgramolił się do środka i osunął na dębowe deski.

Rumiany mężczyzna wyciągnął dłoń.

— Witam na pokładzie — rzekł. — To wolny statek „Per-dita”, łowiący błyskawice. Kapitan Johannes Alberic, do usług. — Odkaszlnął. Po chwili, nim Tristran zdążył cokolwiek rzec, kapitan dostrzegł jego lewą dłoń i krzyknął: — Meggot! Meggot! Meggot! Do diaska, gdzie jesteś?! Chodź tu! Pasażerowie potrzebują pomocy! Spokojnie, chłopcze, Meggot zajmie się twoją dłonią. Jemy po szóstym dzwonku. Zapraszam do mego stołu.

Wkrótce nerwowa kobieta, której głowę pokrywała burza marchewkowoczerwonych włosów — Meggot — prowadziła go już pod pokład i smarowała mu dłoń gęstą, zieloną maścią, chłodzącą i łagodzącą ból. Potem znaleźli się w mesie, małej jadalni obok kuchni (Tristran z zachwytem odkrył, że członkowie załogi nazywają ją ,kubrykiem”, dokładnie tak jak w powieściach).

Перейти на страницу:

Похожие книги

Неудержимый. Книга I
Неудержимый. Книга I

Несколько часов назад я был одним из лучших убийц на планете. Мой рейтинг среди коллег был на недосягаемом для простых смертных уровне, а силы практически безграничны. Мировая элита стояла в очереди за моими услугами и замирала в страхе, когда я выбирал чужой заказ. Они правильно делали, ведь в этом заказе мог оказаться любой из них.Чёрт! Поверить не могу, что я так нелепо сдох! Что же случилось? В моей памяти не нашлось ничего, что бы могло объяснить мою смерть. Благо судьба подарила мне второй шанс в теле юного барона. Я должен восстановить свою силу и вернуться назад! Вот только есть одна небольшая проблемка… как это сделать? Если я самый слабый ученик в интернате для одарённых детей?Примечания автора:Друзья, ваши лайки и комментарии придают мне заряд бодрости на весь день. Спасибо!ОСТОРОЖНО! В КНИГЕ ПРИСУТСТВУЮТ АРТЫ!ВТОРАЯ КНИГА ЗДЕСЬ — https://author.today/reader/279048

Андрей Боярский

Попаданцы / Фэнтези / Бояръ-Аниме