Gianeja w ogóle nie zareagowała, nie pokazała po sobie, jakie wrażenie wywarła na niej ta wiadomość. Mogło się wydać, że jej w ogóle nie usłyszała.
Wielokrotnie już Gianeja prosiła, żeby Marina poznała ją z Wiktorem. Nic nie wskazywało jednak na to, że wie, iż brat Mariny i kosmonauta, który przywiózł ją z Hermesa na Ziemię, to jeden i ten sam człowiek. Teraz okazało się, że wie i o tym!
Kiedy Gianeja, zaraz po tej rozmowie, zaczęła rysować w albumie pejzaż Hermesa z Wiktorem na pierwszym planie i tym razem nie ukrywała rysunku, Marina przekonała się ostatecznie, że Gianeja posiada dobre informacje.
Marina natychmiast powiadomiła o wszystkim Stone'a. Rada Naukowa przyjęła tę wiadomość z zadowoleniem. Pytanie Gianei wskazywało, że postanowiła „odkryć karty”, że przy torze globekspresu nie wygadała się, a celowo dała do zrozumienia, że wie wiele, wie to, czego nie mogłaby wiedzieć, gdyby nie znała ziemskiego języka.
Marinie polecono, żeby do drugiego przypadku „szczerości” Gianei ustosunkowała się tak samo jak do pierwszego. Niech udaje, że niczego nie zauważyła.
IV
Gianeja wyraźnie nie panowała dzisiaj nad sobą. Zgodnie z przyjętą linią postępowania Marina zaproponowała powrót do Połtawy akurat wtedy, kiedy powinny były pojechać na kosmodrom, jeżeli Gianeja rzeczywiście chciała spotkać „Szóstą”.
Należało się spodziewać, że właśnie teraz Gianeja będzie musiała odpowiedzieć wprost.
Jednak Gianeja wykręciła się.
— Mówiłaś — powiedziała — że miasto jest zbudowane w kształcie pierścienia okalającego kosmodrom. Kosmodromu jednak mi nie pokazałaś. Skoro tu jesteśmy, to chciałabym go obejrzeć.
„Wykręciła się — pomyślała ze złością Marina. — Cóż za dziwny upór!”
Dziewczyny jeździły po Selenie wuczemobilem. Marina prowadząca wóz, obróciła kierownicę i maszyna skierowała się ku centrum.
Niezrozumiały niepokój Gianei wzrastał. Policzki dziewczyny płonęły, a oczy gorączkowo błyszczały. Kilka pytań Mariny zawisło w próżni. Wydawało się, że Gianeja pogrążona w swych myślach niczego nie słyszy.
Kiedy jednak weszły do hallu w porcie kosmicznym, Gianeję jakby coś odmieniło. Ożywiła się i sama zaczęła zasypywać Marinę pytaniami. Twarz nabrała normalnego koloru i tylko blask oczu zdradzał, że Gianeję coś nadal gnębi.
I nagle Gianeja zapytała:
— Ile ludzi brało udział w Szóstej Ekspedycji?
Marina po raz pierwszy usłyszała słowo „ekspedycja” w języku Gianei. Jego znaczenie odgadła z sensu zdania.
„Co teraz robić — pomyślała. — Nie można już stosować poprzedniej taktyki. Gianeja po raz trzeci i to otwarcie odsłania twarz. Gdybym i tym razem tego nie zauważyła, Gianeja odkryłaby moją taktykę. Nie można jednak nie odpowiedzieć na jej pytanie. Wyzwanie trzeba przyjąć”.
— Skąd wiesz o tej ekspedycji? — zapytała Marina bacznie wpatrując się w twarz przyjaciółki. Dzięki zawodowej pamięci dokładnie powtórzyła nowe słowo. Gianeja wcale się nie zmieszała.
— Przecież sama mi o niej mówiłaś — odrzekła z niezmąconym spokojem.
To jest oczywiste kłamstwo. Marina świetnie pamiętała, że nigdy nie rozmawiały na ten temat.
„Tak — pomyślała. — Gianeja jest zdolna nie tylko do obłudy, ale i do kłamstwa. To znaczy, że w ich świecie moralność nie znajduje się na zbyt wysokim poziomie”.
— Nie pamiętam — powiedziała głośno — żebym kiedykolwiek mówiła o Szóstej Ekspedycji Księżycowej. Ale właściwie dlaczego ona cię interesuje?
Odpowiedzi nie było. Gianeja uciekła w zwykle milczenie.
Marina usilnie myślała, co ma robić dalej. Wiedziała dobrze, iż uporczywe domaganie się odpowiedzi nie powiedzie się.
Gdy raz już przemilczała pytanie, będzie uparcie milczeć dalej. Najlepiej zacząć rozmawiać na inny temat. Wedle wszelkich oznak Gianeja postanowiła przestać udawać, że o niczym nie wie. Niech więc inicjatywa należy do niej!
— Czy będziemy czekały na przylot Szóstej? — zapytała Marina jak gdyby nigdy nic.
— Tak — odpowiedziała Gianeja.
Mówiąc to krótkie słowo tym samym przyznawała się, że przyjechała do Połtawy specjalnie po to, by spotkać „Szóstą”. Nie mogła nie wiedzieć, że Marina zrozumiała sens wypowiedzianych przez nią słów.
I nie bała się tego.
„Cóż, już najwyższy czas! — myślała Marina. — Znać język i nie mówić nim jest bardzo trudno. Gianeja na pewno stęskniła się za swobodną rozmową. Udawać przez półtora roku, to bardzo trudno”.
— Dzień dobry! — rozległo się za nimi.
Gianeja obejrzała się tak gwałtownie, że nie było żadnych wątpliwości — poznała głos, który słyszała półtora roku temu. Widać było, że się ucieszyła.
— Nareszcie — powiedziała zupełnie szczerze, wyciągając pierwsza do Muratowa rękę tak, jak zrobiła to w czasie rozstania i czego nie robiła w stosunku do nikogo. — Czemu pana tak długo nie było? Przecież prosiłam Marinę…
Po raz czwarty!
W ciągu paru dni Gianeja, jakby pragnąc wynagrodzić ludziom Ziemi swe długie milczenie, „otwierała się” w oszałamiającym tempie.
Muratow zrozumiał, co powiedziała.
— Nie miałem czasu — odpowiedział z trudem dobierając słowa. — Cieszę się ze spotkania.
Marinę rozbawił jego akcent.