Zostałam adoptowana zgodnie z prawem ustanowionym przez Signorię.
- Zdaje się jednak, że na podstawie fałszywego oświadczenia. A my nie lubimy fałszywych oświadczeń!
- Możliwe. Jednakże przyjmujecie jak słowa Ewangelii oskarżenia kobiety, która jeszcze wczoraj prosiła mego ojca o zgodę na moje małżeństwo z jej synem! Hańba mego pochodzenia nie zdawała się jej zbytnio przeszkadzać wobec majątku, który miała... nadal ma nadzieję uzyskać!
- Czy to prawda? - surowo zapytał Hieronimę Lorenzo.
- To kłamstwo! - wrzasnęła Hieronima. - Wierutne kłamstwo! Należę do szlachetnej rodziny...
- Chciałaś, żebym weszła do twego domu jako synowa. Twoja ostatnia wizyta, w przeddzień śmierci mego ojca, odbyła się przy świadkach. Mimo pogróżek ojciec nie zgodził się wydać mnie za Pietra... a nazajutrz został zabity! Hieronima zawyła, jakby u jej stóp pojawił się wąż.
- Ośmielasz się mnie oskarżać, nędzna larwo? Wkrótce wrócisz do błota, z którego cię wyciągnięto!
- Nikogo nie oskarżam - powiedziała Fiora. - Nie moja wina, że wzięłaś to do siebie! Przyprowadź swego świadka! To Marino Betti, intendent w naszej posiadłości. Ojciec wierzył w jego wierność, obsypał go dobrodziejstwami, a on, jak głosi fama, został twoim kochankiem!
Wściekła, gotowa bić się przy wszystkich z tą podłą kobietą, obrzuciła błotem nieskalany całun jej ojca, Fiora zamierzała rzucić się na przeciwniczkę z pazurami, ale Lorenzo schwycił ją wpół i zmusił, by się uspokoiła.
Gniew cię zaślepia, Fioro. Musisz teraz zrozumieć, że wszystko, co zostało tu powiedziane, jest niezwykle poważne i mimo najlepszych chęci nie możemy już pozostawić spraw ich własnemu biegowi. Stań dobrowolnie przed sądem priorów! Będę przy tym, możesz być pewna!
- A więc ty również odmawiasz mi prawa do pozostania przy nim aż do końca? - spytała z bólem, wskazując na ciało wciąż podtrzymywane na ramionach sześciu dostojników, jakby zamienili się w kamień.
- Pozwól, ja cię zastąpię! Kiedy wszystko wróci do normy, będziesz mogła modlić się na jego grobie, ile zechcesz...
Spojrzała mu prosto w oczy z ledwo widocznym uśmieszkiem.
- Czy po tym co tu usłyszałeś, panie Lorenzo, wciąż jeszcze pragniesz, bym poślubiła twego kuzyna? - szepnęła tak, by nie tylko on ją usłyszał. - Luca twierdzi, że mnie kocha... jednak zostawił mnie samą przed walką, od której zależy moje życie...
Fiora mówiła tak nie bez powodu. Dochodząc do Duomo zauważyła Lucę Tornabuoniego stojącego po lewej stronie Giuliana Medyceusza. Patrzył na nią wzrokiem pełnym miłości, jednakże teraz zniknął. Lorenzo poszukał wzrokiem młodego człowieka i nie widząc go nagle się zaczerwienił:
- Wybacz mi - powiedział cicho. - Możliwe, że się pomyliłem... Być może nie było go tutaj.
- Nie umiesz kłamać, panie Lorenzo...
- Istotnie, był tutaj - odezwał się nagle spokojny głos Demetriosa, który pojawił się za Wspaniałym. - Widziałem jak nagle odszedł, kiedy ta kobieta
powiedziała o twoim pochodzeniu, donno Fioro. Przypomniał sobie, że jeden z jego koni jest cierpiący i wymaga opieki...
- Co więc robimy? - zniecierpliwił się Petrucchi. Fiora zwróciła się w jego stronę, przywoławszy do siebie Leonardę.
- Każ nas zaprowadzić do Signorii... dostojny panie! Będę tam oczekiwała na decyzję szlachetnych priorów. Nie zapomnij jednak zażądać, by ta kobieta przedstawiła swego świadka!
Świadek nie znajdował się naturalnie zbyt daleko. Wyszedł z tłumu ze wzrokiem wbitym w ziemię i stanął obok, jak mówiono, kochanki. Fiora zawołała do niego z sarkazmem:
- Nie boisz się, że duch mojego ojca będzie cię prześladować nocami, wierny Marino? Na twoim miejscu nie byłabym z siebie dumna...
Mężczyzna nie odpowiedział, wydawał się zamknięty w sobie. Lecz oto już strażnicy Signorii otaczali jego i Hieronimę oraz Fiorę i Leonardę. Duchowni, zdezorientowani niedawnymi zajściami, pojawili się ponownie przed kruch-tą, aby zająć miejsce na czele orszaku. Niosący trumnę z widocznym zmęczeniem ruszyli naprzód. Fiora, wsparta nieruchomo na ramieniu Leonardy, patrzyła jak w marmurowym portalu znika biała postać ojca, którego musiała pozostawić samego, odartego z jedynej prawdziwej miłości, jaką kiedykolwiek dane mu było w kimś wzbudzić.
Strażnik dowodzący żołnierzami czekał, aż kościół się wypełni, ale świątynia nie zdołała pomieścić ogromnego tłumu i zostawiono wrota otwarte. Fiorze, nie bez trudu, udało się odesłać Chiarę. Dziewczyna oburzona tym co zobaczyła i usłyszała zaciekle odmawiała opuszczenia przyjaciółki. Zażądała, by ją również doprowadzono do Signorii jako świadka i być może Fiorze nie udałoby się jej odesłać, gdyby jej wuj Giorgio Albizzi nie przyszedł po nią:
- Chodź! - rozkazał oschle. - Twoje miejsce jest gdzie indziej.