Posiedzenie w wielkiej sali Signorii było niesłychanie burzliwe. Przed priorami i gonfalonierem sprawiedliwości, tworzącymi rodzaj trybunału, Hieronima powtórzyła swoje oskarżenie, poparte przez Marina, który nie śmiąc podnieść oczu, doniósł, co zobaczył pewnego ponurego dnia w Dijon. Ale na swój zaprawiony żółcią sposób: Francesco Belframi zabił jakoby męża Marii de Brévailles, aby odebrać mu dziecko. Wtedy zabrała głos Leonarda. Nakreśliła wizerunek niewiarygodnie złego Régnaulta du Hamela, co dodało blasku promiennemu obrazowi wyklętych młodych kochanków. Opowiedziała o wzruszeniu Francesca Beltramiego, jego gniewie wywołanym decyzją zabicia kilkudniowego dziecka. Mówiła o starym księdzu, chrzcie Fiory w gospodzie „Złoty Krzyż" i staraniach podjętych przez florenckiego kupca. Próbował zagwarantować dziewczynce, którą od razu pokochał, przyszłość, jaką powinno się zapewnić wszystkim dzieciom przychodzącym na ten zbyt surowy dla nich świat. Miał zaufaie do Marina, który -mimo szczodrości Francesca - podle go zdradził dla kobiety hańbiącej się romansem z nim. Tak, Francesco chciał, aby dziecię jego serca było nim w oczach wszystkich, a oświadczając, że tak jest w istocie, skłamał tylko częściowo: czyż nie było ono naprawdę dzieckiem szlachetnie urodzonej damy?... Wreszcie, ta zręczna bestia, Leonarda Mercet -po raz pierwszy Fiora usłyszała nazwisko guwernantki -zakończyła przemowę wezwaniem, by na głowę wiarołomnego sługi spadły wszystkie gromy Pana i wszystkie przekleństwa niebios. Przepowiedziała mu bezsenne noce, dwanaście plag egipskich i na koniec wieczne potępienie -co dało jej osobistą satysfakcję ujrzenia, jak ten nędznik kuli się pod wpływem jej słów i traci kontenans, aby wreszcie paść na kolana.
Z kolei zabrał głos Lorenzo Medyceusz, broniąc gorąco zmarłego przyjaciela i niewinnej młodości jego córki z wyboru. Napiętnował chciwość donny Pazzi i to, że po odrzuceniu przez Fiorę propozycji małżeństwa z jej synem głośno domagała się osądzenia czynu nie krzywdzącego jej samej. Niestety, popełnił błąd, potępiając jednocześnie wszystkich nienawistnych mu Pazzich, i Petrucchi cierpko przywołał go do większego umiarkowania.
Dla Signorii, w której skład wchodziło wielu przyjaciół Medyceuszy, lecz również kilku ich wrogów, sprawa była niejasna i trudna do osądzenia. Tym bardziej że mieszał się do niej kler. w osobie opata klasztoru San Marco. Jako dobry dominikanin, przeor zaciekle zwalczał Szatana i jego protegowanych. Dla bezkompromisowego mnicha dziecko zrodzone z kazirodczego i cudzołożnego związku nie mogło być niczym innym jak diabielskim pomiotem i nie mógł temu zaradzić żaden chrzest, a woda święcona stanowiła jedynie kolejne świętokradztwo.
Jego grzmiący głos zrobił wrażenie na „dostojnych panach", z których wielu było ludźmi prostodusznymi. Fiora przez chwilę zastanawiała się z przerażeniem, czy nie szykowano dla niej stosu przed Palazzo Vecchio... Hieronima, ośmielona nieoczekiwaną pomocą, znowu ruszyła do ataku, jadowitsza niż kiedykolwiek, błagając priorów, aby nie pozwolili na dalsze trwanie pod niebem Florencji tego skandalu, mogącego ściągnąć na nią nieszczęście i klątwy.
Tego już Fiora nie mogła znieść. Pałająca gniewem, stanęła przed nieprzyjaciółką i lodowatym głosem publicznie oskarżyła ją, że kazała zamordować kuzyna i chciała zguby jego córki, aby uzyskać bajeczny spadek. Wywołało to tumult, wrzawę, oszałamiający zamęt. Obrońcy jednej i drugiej strony obrzucali się obelgami i niemal przeszli do rękoczynów. Petrucchi musiał przywołać straże, aby zaprowadzić nieco spokoju na sali, która, prawdę mówiąc, niejedno widziała od bohaterskich czasów gwelfów i gibelinów. We Florencji bójki lubiano niemal tak samo jak zabawy, konne przejażdżki, wielkie procesje i sztuki piękne. Był to sposób na udowodnienie, że mimo potęgi Medyceuszy Florencja była jeszcze republiką.
Kiedy udało się zaprowadzić względną ciszę, priorzy, po krótkiej naradzie z Lorenzem, wreszcie podjęli decyzję. Wobec niemożności rozstrzygnięcia nietypowej sprawy, postanowili, że całość majątku zmarłego Francesca Beltramiego zostanie wzięta pod sekwestr w oczekiwaniu na definitywny wyrok. Jednocześnie zarządzono mianowanie administratora, wybranego przez bank Medyceuszy, aby zapewnić ciągłość interesów zmarłego kupca i tym samym nie narażać na bezrobocie jego licznych pracowników. Co do Fiory, która rzuciła oskarżenie nie mając dowodów, stwierdzono, że powinna podlegać karze więzienia, jak dał jej to do zrozumienia Lorenzo, marszcząc brwi. Mimo tego ostrzeżenia posunęła się za daleko, i Wspaniały, mimo swych wpływów, miałby kłopot z wyciągnięciem jej z tego, gdyby priorzy zdecydowali się zastosować prawo z całą surowością. Na sali zapanowała niepewność, nie trwająca jednak długo. Opat z San Marco wznowił oskarżenia, popychając przed sobą jakiegoś mnicha, noszącego jak on biały habit, czarny szkaplerz i srebrny krzyż dominikanów.