Читаем Fiora i Wspaniały полностью

 - Ale nie przyjacielem! Ładnego będziecie mieli sprzymierzeńca! Galeazzo-Maria do lekkoduch, ze Sforzów mający jedynie nazwisko, i w niczym nie przypominający swego ojca, wielkiego Francesca, przyjaciela Ludwika XI. Wszystkie myśli Mediolańczyka krążą wokół jego faworyty, pięknej Lucii Marliani, a w listach pisanych do pana Lorenza mówi tylko o pewnym jasnym rubinie należącym do Medyceuszy, który pragnie zdobyć dla swej kochanki. Twojego księcia czeka wiele niespodzianek...

- Któż ich nie ma, gdy w grę wchodzi kobieta? Uświadomiwszy sobie naraz, co powiedział, Selongey zaczerwienił się i zamilkł. Dochodzili do bramy pałacu pana Beltramiego, oświetlonej przez dwie pochodnie umieszczone w żelaznych obudowach. Języki ognia wyginały się i rozdzielały na zimnym wietrze dmuchającym po ulicach. Francesco uniósł ciężką kołatkę z brązu przedstawiającą głowę lwa, która opadając wydała donośny i głęboki dźwięk. Służący otworzył drzwi; Francesco usunął się, aby przepuścić nieoczekiwanego gościa.

- Teraz pozostaje tylko dowiedzieć się, którego z nas dwóch czeka niespodzianka - powiedział poważnie.

Zbliżała się pora kolacji i Fiora czekała na ojca w wielkiej sali, gdzie przed płonącym na kominku ogniem nakryto do stołu. Siedząc przy szachownicy, wykonanej z hebanu, kości słoniowej i złota, grała z Khatoun w głębokim skupieniu, którego wymagała ta naj przemyślniej sza z gier, i nie słyszała lekkiego skrzypnięcia drzwi, otwierających się przed dwoma mężczyznami. Tylko haftująca obok Leonarda podniosła głowę, ale Belframi gestem nakazał jej milczenie, aby przez chwilę podziwiać uroczy obrazek, jaki tworzyły zatopione w grze dziewczęta...

 Ogień kładł się żywym blaskiem na lśniących warkoczach Fiory, na złotym klejnocie zdobiącym jej czoło, na załamaniach fałd sukni z ciemnoczerwonego jedwabiu. Jej czarne, lekko podwinięte rzęsy rzucały delikatny cień na aksamitne policzki, a białe zęby, którymi przygryzała smukły palec, błyskały chwilami między świeżymi wargami. Siedząca naprzeciw niej Khatoun, ubrana w tunikę i welon w wesołym, niebieskim kolorze, podobna była do małego bóstwa opiekuńczego z orientalnej baśni.

Z sercem ściśniętym nagłym niepokojem Beltrami zapragnął przedłużyć w nieskończoność minutę ciszy, tę chwilę światła, która chroniła jeszcze jego spokój szczęśliwego ojca. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, jakim płonącym wzrokiem cudzoziemiec patrzy na jego córkę. Czy to możliwe, by ledwo wyszedłszy z dzieciństwa mogła wzbudzić namiętność w mężczyźnie?... Po raz pierwszy patrzył na Fiorę innym wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na gibkości talii, cudownej, podkreślonej lśniącą materią, krągłości piersi, jedwabistej delikatnie zaróżowionej skórze koloru kości słoniowej, smukłości dłoni przestawiającej kunsztowną figurę... Myśl, że jakiś mężczyzna mógłby rościć sobie prawo do posiadania tego cudu wdzięku i urody stała mu się nagle nieznośna. Poczuł gwałtowną chęć zawołania służby w celu wyrzucenia z domu zuchwałego zalotnika... ale Khatoun zauważyła obu mężczyzn i wskazała ich gestem. Fiora podniosła oczy i wstała z fotela...

- Ojcze - powiedziała z uśmiechem - zdaje mi się, że wracasz dziś bardzo późno i że...

Rozpoznała nagle Filipa, którego wysoka sylwetka wyłaniała się zza postaci Beltramiego i fala krwi zabarwiła jej policzki. Aby ukryć zmieszanie, ukłoniła się lekko.

- Nie wiedziałam, że mamy gościa - wyszeptała. - Powinieneś był nas uprzedzić.

 - Wizyta moja jest całkowicie zaimprowizowana - powiedział łagodnie Filip - i błagam cię, pani, o wybaczenie, jeśli cię ona zaskakuje. Bardzo możliwe zresztą, że nie zagoszczę u ciebie... bardzo długo.

- Proszę nas zostawić, pani Leonardo - rzekł Beltrami krótko. - Ty również, Khatoun...

Z niemym pytaniem w oczach obie kobiety wyszły bez słowa, zostawiając Fiorę samą z dwoma mężczyznami. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Beltrami wziął córkę za rękę i poprowadził do fotela, z którego przed chwilą wstała.

- Usiądź, moje dziecko - powiedział łagodnie. - Mamy ci do powiedzenia coś ważnego... niezwykle istotnego dla twojej przyszłości...

- Wy... macie mi coś do powiedzenia? Obaj chcecie ze mną mówić?

- Właśnie...

Beltrami poczuł ściskanie w gardle i nerwowo przełknął ślinę. Nadeszła straszna chwila, na którą musiał się zgodzić, gdyż ten mężczyzna znał jego tajemnicę... Naraz zapragnął mieć to za sobą. Wszystko było lepsze od niepewności. Zresztą Fiora prawie nie znała Selongeya, nigdy nie zgodziłaby się go poślubić... Odmówi mu z uśmiechem, tak jak odrzucała hołdy Luki Tornabuoniego. Czyż nie spostrzegł niedawno, że zdawała się być zakochana w Giulianie? Donośnym głosem wyrzucił więc z siebie:

- Obecny ty pan Filip de Selongey przybył dziś wieczorem poprosić mnie o twoją rękę...

 Zaledwie wymówił te słowa, zapragnął je cofnąć. Fiora przyjęła je z ogromnym zaskoczeniem, ale natychmiast jakiś blask pojawił się w jej oczach, blask, który sprawił mu ból.

Selongey szybko uklęknął przed nią.

Перейти на страницу:

Похожие книги