Читаем Fiora i Wspaniały полностью

 Mieszkańcy Florencji nie bez zdziwienia dowiedzieli się o nagłym ojcostwie jednego z najbogatszych w mieście kawalerów, ale uważając się za spadkobierców myśli i filozofii greckiej, nie przykładali zbytniej wagi do chrześcijańskiej moralności i nie uważali nieprawego pochodzenia za ukrytą wadę towaru, zwłaszcza jeśli był piękny. Dziewczynka szybko okazała się urodziwa i liczni przyjaciele jej przybranego ojca przyjęli ją z otwartym sercem. Gorzej było z kobietami, szczególnie mającymi córki na wydaniu. Wiele z nich żywiło jednak nadzieję na doprowadzenie Beltra-miego do ołtarza, głosząc, że dziewczynka koniecznie powinna mieć matkę.

Francesco był głuchy na te perswazje, ale nie aż tak, by najbardziej uparte straciły nadzieję. Miał jednak mały klan zaciekłych przeciwników, którego tajemnym przywódcą byłajego cioteczna siostra Hieronima, poprzez małżeństwo związana ze szlacheckim rodem Pazzich. Jej racje były oczywiste: gdyby Beltrami się nie ożenił i nie miał dzieci, ona i jej syn Piętro byliby jego jedynymi spadkobiercami, a spadek nie byłby z rodzaju tych, z których się bez trudu rezygnuje.

Beltrami nie dał się oszukać jej pozorną przychylnością, a jej stanami duszy wcale się nie przejmował. W miarę upływu lat nabierał przekonania, że mała Fiora jest rzeczywiście jego córką. Nie zapominał o miłości, którą tamtego straszliwego zimowego ranka obdarzył pewną młodą nieznajomą o niezwykłej urodzie, lecz przenosił tę miłość na dziewczynkę, znajdując głęboką radość w obserwowaniu jak rośnie i rozkwita w gniazdku, które jej ofiarował. Szczęśliwy, oczekiwał dnia, gdy Bóg, przeprowadzając go „na drugą stronę lustra", pozwoli mu połączyć się z ukochaną...

Leonarda spokojnie postawiła tacę na łóżku, podeszła do Fiory i chwyciwszy ją za ramię pociągnęła do tyłu, zamykając jednocześnie wolną ręką skrzydło okna, złożone z małych okrągłych szybek połączonych ołowianymi płytkami.

- Czy będziesz wreszcie rozsądna, pani? - zagrzmiała.

- Nie mam ochoty być rozsądna - zaprotestowała dziewczyna, wijąc się jak wąż, aby uwolnić się od dłoni guwernantki. - Zresztą, cóż to znaczy być rozsądną?

 - To znaczy zachowywać się jak przystało na młodą damę - powiedziała Leonarda, od dawna przyzwyczajona do niepokornego charakteru dziewczyny, którą do głębi serca uważała za swoją córkę - zjeść to, co przyniosłam.

- Nie chcę. Nie jestem głodna.

- No to udawaj, że jesteś! I pozwól się ubrać! Twój ojciec oczekuje cię, pani. Chyba nie zamierzasz zjawić się przed nim w koszuli?

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki buntowniczy nastrój opuścił Fiorę, kochającą Francesca miłością głęboką, radosną i ufną. Najmniejsza obawa o przysporzenie mu troski, choćby najlżejszej, kładła kres jej najbardziej gwałtownym wybuchom gniewu, i Leonarda dobrze o tym wiedziała. Fiora potulnie zjadła kanapkę i wypiła trochę mleka, podczas gdy na znak guwernantki młoda Khatoun podniosła jedną ze wzgardzonych sukien, aby nałożyć ją swej pani. Już za chwilę Fiora miała na sobie tunikę z białej satyny, a na niej właściwą suknię z pięknego aksamitu w kolorze martwych liści, spiętą przy dekolcie, co pozwalało dostrzec jedwab tuniki. Ciężkie, przechodzące w krótki tren, fałdy przepasane były wysoko, tuż pod piersiami, złocistą wstęgą, która ściągała również długie rękawy, sięgające do połowy dłoni.

Podczas gdy Khatoun sznurowała rękawy, w których widać było na wysokości ramion i łokci lekko przymarsz-czoną białą satynę, uzbrojona w szczotkę Leonarda usiłowała doprowadzić do porządku gęste, kruczoczarne włosy dziewczyny, spływające w nieładzie na plecy. Fiora śledziła z rozczarowaniem pracę kobiet w wielkim weneckim lustrze, które Francesco sprowadził dla niej dużym nakładem kosztów.

- Wyglądam okropnie! - obwieściła dramatycznym tonem.

 - To samo stwierdzam co rano, wchodząc tutaj - drwiąco zaśmiała się Leonarda. - Jak messer Francesco, człowiek o znakomitym guście, może znosić obecność tak brzydkiej dziewczyny, a nawet być do tego stopnia zaślepiony, by się z tej obecności cieszyć?... Proszę więc nie opowiadać głupstw!

Fiora jednak mówiła szczerze. Wychowana w mieście, w którym kobiety marzyły o jasnych włosach i podejmowały nieskończone wysiłki, aby je rozjaśnić za pomocą różnych pomad i nie kończących się kąpieli słonecznych, w czasie których rozkładały włosy na wielkich, kartonowych kapeluszach bez dna, Fiora nie umiała docenić swych włosów - bez wątpienia miękkich i lśniących, ale ciemnych w stopniu godnym pożałowania.

- Mój ojciec kocha mnie - wyszeptała ze łzami w oczach. - Nie widzi mnie takiej jaka jestem. Ale ja wiem, że z powodu tej czupryny nigdy nikt mnie nie pokocha. A już na pewno nie...

Zamilkła raptownie i zaczerwieniła się na myśl, że omal nie zdradziła sekretu swego serca. Nie wiedziała, że Leonarda już dawno odgadła tę tajemnicę. Nie chcąc pogłębiać smutku dziewczyny, udała, że nie dosłyszała.

Перейти на страницу:

Похожие книги