Читаем Fiora i Wspaniały полностью

 Nazajutrz o świcie nieco sfatygowaną, ale jeszcze dobrze się prezentującą lektykę, o którą mistrz Huguet zażarcie pertraktował w nocy ze swym krewnym, kanonikiem z Saint-Benigne, pani Berta wymościła mnóstwem poduszek. Pojazd pomieścił małą Fiorę, jej matkę chrzestną i mamkę Żanetę - młodą Burgundkę o okrągłej twarzy i pulchnym ciele, krągłych piersiach i oczach zaokrąglonych ze zdumienia, spowodowanego raptownym przejściem od życia w nędzy do nieoczekiwanego dobrobytu. Lektyka była niesiona przez silne muły. Francesco Beltrami i Marino, uzbrojeni po zęby, eskortowali pojazd, którego brązowe zasłonki zaciągnięto zaraz po wyjeździe z podwórza gospody. Skierowali się do Bramy Ouche, gdy tymczasem słudzy florentczyka, z ładunkiem cienkich płócien, zmierzali do Bramy Wilhelma, za którą otwierała się droga do Paryża.

Gdy lektyka przemierzała Morimont, Francesco odwrócił oczy od odartego z czarnego płótna szafotu, na którym wciąż wznosiły się krzyż, koło i szubienica, przypominające o torturach. Plac ten na zawsze wrył się w jego pamięć, stanowiąc żałobne tło dla pewnej samotnej twarzy, której każdy rys nieubłagana miłość zapisała w sekretnej głębi jego serca. Z jakimś spokojem w duszy spojrzał po raz ostatni na pole ściekowe, gdzie spoczęła Maria i jej brat. Przed wschodem słońca bowiem Francesco zastukał do drzwi kata i dał temu staremu, surowemu mężczyźnie trochę złota, aby ciemną nocą wydostał wyklętych kochanków z ich hańbiącego grobu i pochował zwłoki w poświęconej ziemi, w miejscu wskazanym przez ojca Charrueta.

 Wstało zimowe, czerwone słońce, zalewając ośnieżony pejzaż purpurowym światłem. Stojąc obok zwodzonego mostu przy Bramie Ouche, stary ksiądz patrzył na oddalający się drogą do Beaune niewielki orszak i na szlachetnego mężczyznę, który dał tak wspaniały przykład człowieczeństwa. Unosząc ramię nakreślił w zimnym powietrzu znak błogosławieństwa i wrócił do miasta. Po spełnieniu wraz z katem Arny Signartem ostatniego rozkazu florentczyka powrócił do Brevailles, aby w tajemnicy nieść ukojenie zbolałej matce, na co jego prosta dusza z góry się radowała. Wszedł do pierwszego napotkanego kościoła i pogrążył się w długiej modlitwie, aby podziękować miłosiernemu Bogu, że zezwolił, by Francesco Beltrami wkroczył do Dijon w chwili, gdy Maria de Brevailles zmierzała ku śmierci. Przynajmniej dziecko, urodzone w tak straszliwych okolicznościach zostało uwolnione od okrucieństwa ludzi i uzyskało szansę, by żyć szczęśliwie.

Ani przez chwilę stary człowiek nie miał ochoty sprawdzić, co stało się z panem Regnaultem du Hamelem. Jego los również był w ręku Boga, a kara - wymierzona przez florenckiego kupca - w pełni zasłużona.

Dopiero nazajutrz jakiś wieśniak, przechodzący w pobliżu starego schroniska, usłyszał jęki i odkrył doradcę kanclerza na pół martwego z zimna. Lektyka z małą Fiorą spoczywającą na łonie Leonardy, rozpromienionej po raz pierwszy w życiu, przebyła już wówczas spory kawałek drogi...

<p>CZĘŚĆ PIERWSZA</p><p>ZA JEDNĄ NOC MIŁOŚCI... </p>

FLORENCJA 1475

<p>ROZDZIAŁ PIERWSZY</p><p>GIOSTRA</p>

- Nie ta! Ani tamta! A tym bardziej nie ta! Już ze dwadzieścia razy widziano mnie w niej na zabawach. Och, nie! Nie to stare szkaradzieństwo: dodaje mi ze sto lat! W tamtej za to wyglądam jak dziecko! Szukaj dalej!...

 Stojąc na środku sypialni, w koszuli, boso, z masą czarnych włosów luźno spływających na plecy, Fiora ujęła się pod boki i miotając oczami błyskawice robiła przegląd sukien, które Khatoun, młoda tatarska niewolnica, niedbałym ruchem wyciągała jedną po drugiej z wielkich, malowanych i złoconych, cedrowych skrzyń.

Tęczowe satyny, różowe, błękitne, białe, czarne czy brązowe aksamity, haftowane muśliny, szeleszczące tafty i mieniące się różnymi kolorami brokaty, krótko mówiąc wszystko co kunszt producentów florenckich jedwabi i materii orientalnych mógł zaoferować dla dodania zalotności i uroku ładnej kobiecie, wypełniało pokój. Suknie wyfruwały z cassoni, zakreślały w powietrzu łuk, spływając u stóp Fiory tworzyły na tle wielkiego perskiego dywanu kolorowy i mieniący się kobierzec, którego powierzchnia rosła z każdą chwilą, nie rozchmurzając czoła dziewczyny.

Nadeszła chwila, gdy Khatoun, zanurzywszy się aż do pasa w czeluściach kufra, wydobyła z niego ostatni welon, i opadła na poduszkę, skąd z rozdzierającym westchnieniem obwieściła bezsilnie:

- To wszystko, pani. Nic więcej nie ma. Fiora spojrzała z niedowierzaniem.

- Jesteś pewna?

- Sprawdź sama, jeśli mi nie wierzysz.

- A więc to wszystko, co posiadam?

- Wydaje mi się, że to i tak dużo. Na pewno są księżniczki, które nie mają tylu strojów...

- Simonetta Vespucci ma ich więcej niż ja. Przy każdym publicznym pojawieniu się wkłada nową suknię. Co prawda, jest podziwiana przez całą Florencję i bez przerwy dostaje podarunki...

Перейти на страницу:

Похожие книги