Читаем Fiora i Wspaniały полностью

 Francesco drgnął jak ktoś gwałtownie przebudzony, ale zaraz się uśmiechnął, tym rzadkim uśmiechem dodającym tyle uroku jego zmęczonej twarzy. Z biegiem lat przybyło mu kilka kilogramów i trochę zmarszczek, a gęste włosy zaczynały mu siwieć, ale zachował dużą witalność i zadziwiający zapał do pracy.

- Chodź zobaczyć! - powiedział przygarnąwszy dziewczynę do siebie. - Sandro właśnie go przyniósł. Jest cudowny. ..

Fiora podeszła spiesznie. Kilka tygodni wcześniej pozowała pewnemu młodemu malarzowi z sąsiedztwa, odkrytemu przez Lorenza Medyceusza i pracującemu dotąd tylko dla niego. Jednak Francesco Belframi, znany z zamiłowania do malarstwa, umiał zdobyć przyjaźń obdarzonego bujną wyobraźnią, myślącego, kapryśnego, a nawet czasem nieobliczalnego chłopca, czerpiącego natchnienie z własnych marzeń oraz wierszy florenckich poetów. Był synem garbarza z dzielnicy Ognissanti i zwał się Sandro Filipepi; zaczynał być znany jako Botticelli, co oznacza małą beczułkę. Przezwisko zawdzięczał swemu starszemu o dwadzieścia osiem lat bratu, wielkiemu pijanicy, który zawsze się nim zajmował, aż zaczęto go uważać za ojca, natomiast prawdziwego ojca uznano za dziadka chłopca. I tak zaczęto o nim mówić Sandro Botticelli, a w końcu -Botticelli.

Podziwiany przez Francesca obraz był portretem. Fiora spojrzała nań ze zdumieniem i dużą dozą rozczarowania:

- Ależ... to nie jestem ja?

Malowidło na drewnie istotnie przedstawiało bardzo młodą kobietę o olśniewająco jasnych włosach, ubraną w suknię z niebieskiego aksamitu haftowaną złotem, jakiej Fiora nigdy nie nosiła, gdyż nie były teraz modne. Nie nosiło się już także takich koronkowych henninów, jaki -wraz z narzuconym nań lekkim szalem okalającym twarz - zdobił głowę nieznajomej.

 - To prawda - rzekł poważnie Francesco - ale mimo wszystko to jesteś ty, gdyż rysy twarzy są identyczne. Portret, moje dziecko, przedstawia twoją matkę. Kiedy byłaś mała, podobieństwo nie było wyraźne, ale w miarę jak dorastałaś rozwijało się, uwydatniało...

- To nieprawda! - krzyknęła Fiora bliska łez. - To złudzenie, ojcze. Ona jest bardzo piękna, a ja nie...

- Kto ci to powiedział? - zapytał Francesco zdumiony.

- Nikt, ale żadna kobieta nie może być piękna mając czarne włosy!

- Słowo daję, zwariowałaś? Zaraz ci udowodnię, że się mylisz...

Francesco podszedł do jednej z pokrytych markieterią szaf, które ustawił pod ścianami swego studiola. Fiora wiedziała, gdyż podziwiała je wiele razy, że szafy te zawierają istne cuda: rzadkie książki w kosztownych oprawach, bibeloty kryte emalią, przedmioty ze srebra, kości słoniowej lub złota, statuetki chryzelefantynowe, tancerki z przezroczystego alabastru i mnóstwo innych pięknych rzeczy. Z jednej z szaf, którą otworzył przy pomocy złotego kluczyka, zawieszonego na łańcuszku u szyi, Francesco wyjął małą srebrną szkatułkę przypominającą relikwiarz. Postawił ją na stoliczku, otworzył i, jak ksiądz ujmujący hostię, wyjął z niej hennin z koronki, który był ostatnią ozdobą włosów Marii de Brevailles. Chwilę na niego patrzył, po czym przyłożył do ust. Fiora zauważyła, że jego ręce drżały, a kiedy odwrócił się do niej, w oczach miał łzy. - Pozwól przymierzyć - wyszeptał.

Odrzucając do tyłu czarne włosy córki odsłonił jej wysokie i kształtne czoło, umocował hennin niemal u nasady włosów, owinął jej twarz koronkowym szalem. Potem zdjął ze ściany lustro, umieścił je obok portretu i ustawił przed nim Fiorę.

- Popatrz - powiedział.

 Koronka nieco pożółkła, lecz odbita w lustrze twarz wyglądała inaczej niż zazwyczaj i była zadziwiająco podobna do twarzy na portrecie. Miała taką samą delikatnie zaróżowioną cerę, identyczny uśmiech w kącikach ust, ten sam zgrabny nos i przede wszystkim takie same szare, zamglone oczy.

- No i co? - spytał Francesco. - Czy dalej będziesz się upierać, że jesteś brzydka?

- N... nie. Ale dlaczego nie mam jasnych włosów, jak ona? Jestem pewna, że gdybym miała takie złote włosy, pisaliby o mnie poeci i być może pewnego dnia zostałabym królową giostry...

- Jak madonna Simonetta? - uśmiechnął się Beltrami z iskierkami wesołości w oczach. - Mam nadzieję, że moja córeczka nie okaże się głupio zazdrosna? Wprawdzie cała Florencja podziwia tę zachwycającą kobietę, ale zanim nasz Lorenzo poślubił madonnę Clarisę...

- Która jest ruda! - dodała Fiora z uporem.

- Ruda... i niezbyt ładna. Przed tym ślubem cała Florencja zachwycała się jedynie piękną Lukrecją Donati, kochaną przez Lorenza, która była brunetką jak ty.

Równie powoli i nabożnie jak przed chwilą Francesco zdjął hennin i zamierzał go schować, lecz Fiora powstrzymała go.

- Ojcze! Co znaczą te brunatne plamy na koronce? Francesco zbladł i spojrzał na córkę jakby zagubiony.

 Poruszony, złożył relikwię na miejsce, zamknął szkatułkę i wstawił ją do szafy. Później podszedł do portretu, zdającego się skupiać całe światło pięknego poranka, lecz kiedy wziął płachtę czarnego aksamitu, by go nakryć, Fiora powstrzymała go.

Перейти на страницу:

Похожие книги