Читаем Wszystko czerwone полностью

W oczach Zosi nagle mignęło szaleństwo. Bez słowa, z jakąś dziką zachłannością, zdjąwszy pokrywę ze słoja, zaczęła wyciągać ogуrki jeden po drugim. Zamieszała całą zawartość i wybierała te z wierzchu, starannie maczając je w sosie.

Alicja prezentowała jakieś osobliwe poczucie humoru, co jakiś czas wydając z siebie szatański chichot. Thorsten siedząc w fotelu, uważnie przyglądał się wszystkiemu i wszyst­kim, zapisując coś w notesie. Paweł podpierał ściany, zmieniając miejsce, żeby nie tracić z oczu Białej Glisty, i wyglądał tak, jakby właśnie przeżywał najpiękniejsze chwile w życiu. Bobuś szalał po pokoju, siejąc blask swojej indywidualności.

– Co się tu dzieje na tym biurku – mуwił ze wzgardliwą naganą, obracając się w kręco­nym fotelu. – Kto to widział tak przechowywać papiery! Ja bym ci tu od razu zrobił porządek. Posegregować, poukładać, wyrzucić, pуł godziny i załatwione! Jutro ci to zrobię!

Pomyślałam sobie, że nasz dotychczasowy morderca tym razem może zostać wyręczony…

– Szczegуlnie duńskie będzie ci łatwo posegregować – powiedziała Alicja, dławiąc się jadowitą słodyczą.

– Trzeba umieć posługiwać się słownikiem. Wystarczy odrobina inteligencji!

– Trzeba także mieć odrobinę inteligencji – wycharczała szeptem Zosia.

– Ma pan słownik polsko-duński? – zdziwiłam się tak niewinnie, jak tylko umiałam się na to zdobyć.

– Mam wszystkie słowniki – odparł Bobuś pobłażliwie. – Kulturalny człowiek powinien dać sobie radę z każdym językiem.

– Jeszcze trzeba być kulturalnym człowiekiem – wymamrotała Zosia pod nosem.

– Ale tu jest chyba niewiele przepisуw kulinarnych – powiedziałam z życzliwym żalem. – O ile wiem, tu są dokumenty innej treści.

Nakrywająca do stołu Alicja znieruchomiała, w ekstazie oczekując dalszego ciągu, wiedziała bowiem, do czego zmierzam. Bobuś wydawał się odrobinę zaskoczony.

– Jak to? – zapytał nieufnie.

– Tak zwyczajnie. Polsko-duński słownik w ogуle nie istnieje. Są tylko takie idio­tyczne rozmуwki dla turystуw, ktуre zawierają wyłącznie informacje o artykułach spożywczych. Będzie panu trochę trudno tym się posłużyć…

Z Alicji wydobył się jakiś dziwny kaszel, połączony z czymś w rodzaju rozkosznego gruchania. Bobuś odzyskał mowę. Prychnął wzgardliwie, machnął lekceważąco ręką i odepchnął fotel od biurka.

– Można się posłużyć słownikiem angielsko-duńskim albo niemiecko-duńskim – rzekł pouczająco i z odrobiną urazy.

– Aha – przyświadczyła radośnie Alicja. – Trzeba tylko znać dosyć dobrze niemiecki albo angielski. Proszę do stołu, kolacja gotowa…

Wieczуr zapowiadał się uroczo, rzecz bowiem polegała na tym, że Bobuś nigdy w życiu nie zdołał opanować w pełni żadnego obcego języka. Jakiś tajemniczy defekt umysłu nie pozwolił mu nauczyć się perfekt nawet angielskiego pomimo długoletniego pobytu w Anglii. Ułomność tę starannie ukrywał, z uporem usiłując czynić wrażenie poligloty.

Nie mogłyśmy jednak, niestety, rozwijać dalej czarownej i pouczającej dyskusji, bo zaabsorbowała nas ważniejsza znacznie akcja ochrony Thorstena. Wszyscy czworo, Alicja, Zosia, Paweł i ja, czuliśmy się zmuszeni patrzeć mu w zęby i bez przerwy pilnować, co je. Osobiście usuwałam z zasięgu jego ręki musztardę. Zdecydowana na wszystko Alicja stanow­czym gestem wydarła mu słoik dżemu pomarańczowego i podetknęła ser, mуwiąc po duńsku coś, od czego Thorsten popadł w rodzaj osłupienia. Przyjrzał się Pawłowi jakimś dziwnym wzrokiem, po czym usiłował zareagować, kiedy dżemem jęta się delektować Biała Glista. Alicja znуw wygłosiła jakąś uwagę i osłupienie Thorstena przeszło w rodzaj paniki. Niemoż­ność natychmiastowego dowiedzenia się od niej, co powiedziała, doprowadziła nas do stanu wrzenia. Bobuś i Biała Glista siedzieli przy stole i słuchali, a nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że owe słowa nie były przeznaczone dla ich uszu.

Przyglądaliśmy się im w napięciu, wciąż oczekując pogorszenia stanu zdrowia. Nic takiego nie następowało. Siedzieli, żarli i doskonale się czuli. Bobuś ględził coś, czego nikt nie słuchał, a Biała Glista mizdrzyła się do Alicji. Po kolacji wyszli do ogrodu, wciąż w zna­komitym stanie. Wydawało nam się to wręcz niepojęte!

– Czyżby on nie wykorzystał okazji? – zaniepokoiłam się. – Codziennie będziemy musieli wynosić się z domu?

– Takim nawet kurara nie da rady – powiedziała Zosia z goryczą.

Alicja przypomniała sobie nagle o oleju w samochodzie.

– Jutro rano zmienisz – powiedziałam.

– Jutro rano muszę jechać do Viborg i nie zdążę. Muszę bardzo wcześnie wyjechać. Sprуbuję jeszcze dzisiaj. Są stacje obsługi czynne w nocy.

Zagadnięty w tej sprawie Thorsten potwierdził. Alicja zaczęła się wybierać. W drzwiach korytarzyka pojawił się nagle Paweł, ktуry, straciwszy wreszcie z oczu Białą Glistę, otrząsnął się z zafascynowania widokiem i poszedł do swojego pokoju. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy.

– Nie chcę robić kłopotu – powiedział niepewnie. – Ale w moim pokoju chyba ktoś leży.

Urwałyśmy w pуł słowa rozważania o oleju.

– Kto leży? – spytała zaskoczona Alicja.

– Nie wiem. Znуw widać same nogi bez reszty kadłuba.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Агент 013
Агент 013

Татьяна Сергеева снова одна: любимый муж Гри уехал на новое задание, и от него давно уже ни слуху ни духу… Только работа поможет Танечке отвлечься от ревнивых мыслей! На этот раз она отправилась домой к экстравагантной старушке Тамаре Куклиной, которую якобы медленно убивают загадочными звуками. Но когда Танюша почувствовала дурноту и своими глазами увидела мышей, толпой эвакуирующихся из квартиры, то поняла: клиентка вовсе не сумасшедшая! За плинтусом обнаружилась черная коробочка – источник ультразвуковых колебаний. Кто же подбросил ее безобидной старушке? Следы привели Танюшу на… свалку, где трудится уже не первое поколение «мусоролазов», выгодно торгующих найденными сокровищами. Но там никому даром не нужна мадам Куклина! Или Таню пытаются искусно обмануть?

Дарья Донцова

Детективы / Иронический детектив, дамский детективный роман / Иронические детективы
Бюро гадких услуг
Бюро гадких услуг

Вот ведь каким обманчивым может быть внешний вид – незнакомым людям Люся и Василиса, подружки-веселушки, дамы преклонного возраста, но непреклонных характеров, кажутся смешными и даже глуповатыми. А между тем на их счету уже не одно раскрытое преступление. Во всяком случае, они так считают и называют себя матерыми сыщицами. Но, как говорится, и на старуху бывает проруха. Василиса здорово "лоханулась" – одна хитрая особа выманила у нее кучу денег. Рыдать эта непреклонная женщина не стала, а вместе с подругой начала свое расследование – мошенницу-то надо найти, деньги вернуть и прекратить преступный промысел. Только тернист и опасен путь отважных сыщиц. И усеян... трупами!

Маргарита Эдуардовна Южина , Маргарита Южина

Детективы / Иронический детектив, дамский детективный роман / Иронические детективы