Читаем Śmierć w Breslau полностью

– Żałuję panie profesorze, ale ten tekst oddam do ekspertyzy komuś innemu. Poza tym, co pan robił w piątek w nocy między jedenastą a pierwszą? Proszę nie odpowiadać. Ja wiem. A czy chce pan, aby dowiedział się o tym dziekan Wydziału Filozoficznego albo pańscy studenci? Są przecież i tacy.

Andreae uśmiechnął się.

– Na szczęście są. Panie radco, postaram się przełożyć ten tekst tak dobrze, jak tylko potrafię. Poza tym przypomniałem sobie właśnie pewnego studenta wykazującego – jak pan to określił – pewne odchylenia. To baron Wilhelm von Köpperlingk.

– Nie dziękuję panu – Mock włożył kapelusz.

WROCŁAW, TEGOŻ 13 MAJA 1933 ROKU.GODZINA DRUGA PO POŁUDNIU

W Prezydium Policji czekał na niego Kleinfeld z Mosesem Hirschbergiem. Był to niewysoki, przygarbiony brunet około czterdziestki. Powtórzył to, co radca znał już z raportu Kleinfelda.

– Powiedzcie mi, Hirschberg, w jakich pracowaliście wcześniej lokalach?

Kelner przeszedł w dzieciństwie jakieś stany zapalne, po których pozostał mu pewien tik: gdy mówił, prawy róg ust unosił się nieco, co przypominało głupkowaty, szyderczy uśmiech. Wymieniwszy z tuzin podłych knajp, Hirschberg nie przestawał się „uśmiechać”. Dzwon znów rozkołysał się w piersi Mocka. Podszedł do przesłuchiwanego i uderzył go w twarz otwartą dłonią.

– Tak ci wesoło, Żydzie? Może to ty napisałeś te brednie w swoim plugawym języku?!

Hirschberg schował twarz w dłoniach. Sekretarz kryminalny Heinz Kleinfeld, jeden z najlepszych policjantów w Wydziale Kryminalnym, miał ojca rabina. Teraz stał i patrzył w podłogę. Mock przełknął ślinę i wykonał dłonią gest „wyprowadzić go”. Bolała go ręka. Uderzył trochę za mocno.

Zastał swoich ludzi w sali odpraw. Spojrzał na nich i wiedział, że nie usłyszy żadnych rewelacji. Hanslik i Burek przesłuchali dwunastu handlarzy zwierzętami i żaden z nich nic nie słyszał o sprowadzaniu skorpionów. Smolorz nie natrafił na najmniejszy ślad prywatnej menażerii, ale zdobył ciekawą informację. Pewien właściciel sklepu z gryzoniami i wężami wyznał, że częstym jego klientem jest pewien tęgi, brodaty pan, który kupuje jadowite gady i jaszczurki. Niestety sklepikarz nie potrafił niczego więcej o tym człowieku powiedzieć. Reinhardt i jego ludzie przesłuchali pięćdziesiąt pensjonariuszek domów publicznych. Jedna z nich zeznała, że zna pewnego profesora, który lubi udawać, że ćwiartuje ją mieczem i wykrzykuje coś przy tym w jakimś obcym języku. Policjanci zdziwili się, że ta wiadomość nie wywarła na szefie żadnego wrażenia. Dzięki zeznaniom prostytutek wywiadowcy Reinhardta sporządzili listę piętnastu sadystów i fetyszystów, którzy byli na tyle nieostrożni, że zapraszali „dziewczynki” do własnych mieszkań. Siedmiu z nich nie zastano w domu, ośmiu zaś miało żelazne alibi: oburzone małżonki zgodnie potwierdziły, że ich brzydsze połowy spędziły wczorajszą noc w małżeńskiej alkowie.

Mock podziękował swoim ludziom i wyznaczył im podobne zadania na jutro. Kiedy go pożegnali, niezbyt ucieszeni perspektywą roboczej niedzieli, powiedział do Forstnera:

– Proszę przyjechać do mnie o dziesiątej. Odwiedzimy pewną znaną osobę. Potem pójdzie pan do archiwum uniwersyteckiego. Niech pan się nie dziwi – będzie otwarte. Jeden z bibliotekarzy jutro sprawuje nadzwyczajny dyżur. Zrobi pan spis wszystkich, którzy otarli się o studia orientalistyczne: od studentów jednosemestralnych po doktorów iranistyki czy sanskrytologii. A propos, wie pan, co to jest sanskryt?

Nie czekając na odpowiedź, Mock wyszedł ze swojego biura. Poszedł Schweidnitzer Stadtgraben w stronę domu towarowego Wertheima. Skręcił w lewo w Schweidnitzer Strasse, minął okazały pomnik Wilhelma II strzeżony przez dwie alegoryczne figury Państwa i Wojny, przeżegnał się przy kościele Bożego Ciała i skręcił w Zwingerplatz. Przeszedł obok gimnazjum realnego i wstąpił do palarni kawy Ottona Stieblera. W zatłoczonej sali, ciemnej od tytoniowego dymu i wypełnionej mocnym aromatem, tłoczyło się sporo miłośników czarnego napoju.

Mock wszedł do kantoru. Buchalter natychmiast przerwał rachunki, ukłonił się radcy i wyszedł, aby umożliwić mu swobodną rozmowę telefoniczną. Mock nie ufał policyjnym telefonistkom i często rozmowy wymagające dyskrecji przeprowadzał z tego aparatu. Wykręcił domowy numer Mühlhausa. Przedstawił się i wysłuchał potrzebnych mu informacji. Następnie zadzwonił do żony i usprawiedliwił swoją nieobecność na obiedzie nawałem pracy.

WROCŁAW, SOBOTA 13 MAJA 1933 ROKU.GODZINA WPÓŁ DO CZWARTE) PO POŁUDNIU

„Piwnica Biskupia” przy Helmuth Bruckner Strasse, dawnej, przednazistowskiej Bischofstrasse, w budynku Dworu Śląskiego znana była z wyśmienitych zup, pieczeni i golonki. Ściany lokalu ozdabiały olejne obrazki bawarskiego malarza Eduarda von Grütznera, przedstawiające scenki z mało ascetycznego życia mnichów.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне