Читаем Śmierć w Breslau полностью

Zabrzmiało to groźnie, ale nie zrobiło na Forstnerze najmniejszego wrażenia. Mock nie spuszczał wzroku z jego szerokiej twarzy („mała, tłusta, ruda kanalia”) i po raz nie wiadomo który postanowił, wbrew rozsądkowi, zniszczyć bezczelnego podwładnego. Nie było to łatwe, gdyż Forstner został przyjęty do Wydziału Kryminalnego wraz z nastaniem rządów nowego prezydenta policji, fanatycznego nazisty Obergruppenführera SA Edmunda Heinesa. Mock dowiedział się, że jego asystent jest protegowanym nie tylko Heinesa, ale chełpi się dobrymi stosunkami z samym nowym nadprezydentem Śląska, Helmuthem Brucknerem, którego narzucili naziści krótko po wygranych wyborach do Reichstagu. Ale radca pracował w policji prawie ćwierćwiecze i wiedział, że zniszczyć można każdego. Dopóki miał władzę, dopóki szefem Wydziału Kryminalnego był stary mason i liberał Heinrich Mühlhaus, mógł nie dopuszczać Forstnera do poważnych spraw i oddelegować go na przykład do spisywania prostytutek pod hotelem „Savoy” przy Tauentzienplatz albo do legitymowania homoseksualistów pod pomnikiem cesarzowej Augusty na promenadzie pod Szkołą Sztuk Pięknych. Najbardziej irytował Mocka fakt, że nie zna żadnych słabostek Forstnera – jego akta były czyste, codzienna obserwacja podpowiadała jedno tylko, zwięzłe określenie: „tępy służbista”. Co prawda bliskie stosunki z Heinesem, o którym powszechnie wiedziano, że jest pederastą, podsuwały Mockowi niejasne podejrzenia, ale było to zbyt mało, aby podporządkować sobie tę „wtyczkę” – agenta gestapo Forstnera.

Dojeżdżali do Sonnenplatz. Miasto tętniło podskórnym życiem. Zazgrzytał na zakręcie tramwaj wiozący robotników drugiej zmiany z fabryki Linkego, Hofmanna i Lauchhammera, migały gazowe latarnie. Skręcili w prawo, w Gartenstrasse: pod halą targową tłoczyły się furmanki dowożące ziemniaki i kapustę, stróż secesyjnej kamienicy na rogu Theaterstrasse złorzecząc naprawiał lampę przy bramie, dwóch pijanych burszów zaczepiało prostytutki dumnie spacerujące z parasolkami pod Domem Koncertowym. Minęli salon samochodowy Kotschenreuthera i Waldschmidta, budynek śląskiego Landtagu i kilka hoteli. Nocne niebo rozpylało mglisty deszczyk.

Adler zatrzymał się z drugiej strony Dworca Głównego, przy Teichackerstrasse, naprzeciw łaźni natryskowych. Wysiedli. Ich płaszcze i kapelusze pokryły się wodnym pyłkiem, mżawka osiadała na ciemnej szczecinie Mocka i na gładko ogolonych policzkach Forstnera. Potykając się o szyny przeszli na boczny tor. Dookoła stali umundurowani policjanci i kolejarze rozmawiający podniesionymi głosami.

Właśnie nadchodził z charakterystycznym kuśtykaniem policyjny fotograf Helmut Ehlers. Do Mocka podszedł stary policjant z lampą naftową, którego wysyłano do najbardziej makabrycznych zbrodni.

– Kriminalwachtmeister Emil Koblischke melduje się – przedstawił się, jak zwykle, choć było to niepotrzebne; radca dobrze znał swych podwładnych. Koblischke osłonił dłonią papierosa i przyjrzał się uważnie Mockowi.

– Gdzie jest pan radca i ja, tam musi być źle – pokazał wzrokiem wagon-salonkę, na której przymocowana była tablica „Berlin-Breslau” – tu jest bardzo źle.

Na korytarzu salonki wszyscy trzej ostrożnie przestąpili ciało leżącego kolejarza. Nalana twarz zastygła w maskę bólu. Nie było śladów krwi. Koblischke chwycił zwłoki za kołnierz i posadził, głowa kolejarza przykrzywiła się na bok, a kiedy policjant odchylił kołnierz munduru, Mock i Forstner schylili się nad plecami.

– Daj, Emil, bliżej tę lampę. Nic nie widać – rzucił Mock.

Koblischke przystawił lampę i przewrócił zwłoki na brzuch. Uwolnił jedną rękę od rękawa munduru i koszuli, po czym szarpnął mocno i obnażył plecy i bark zmarłego. Przysunął naftówkę. Policjanci dostrzegli na karku i łopatce kilka czerwonych plamek z siną opuchlizną. Między łopatkami kolejarza leżały trzy rozpłaszczone martwe skorpiony.

– Takie trzy owady potrafią zabić człowieka? – Forstner po raz pierwszy zdradził się z własną ignorancją.

– To nie są owady, Forstner, lecz pajęczaki. – Mock nawet nie tłumił pogardy w głosie. – Poza tym sekcja jeszcze przed nami.

O ile w wypadku kolejarza policjanci mogli mieć jakieś wątpliwości, o tyle przyczyna zgonu dwóch kobiet w salonce była aż nadto oczywista.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне