Читаем Śmierć w Breslau полностью

Hans Hoffmann był tajnym agentem policji od niepamiętnych czasów. Służył cesarzowi, policji republikańskiej, a teraz gestapo. Wielkie sukcesy zawodowe zawdzięczał swojemu dobrotliwemu wyglądowi: szczupła sylwetka, małe wąsiki, starannie zaczesane rzadkie włosy, miodowe, dobre, śmiejące się oczy. Któż mógłby sądzić, że ten sympatyczny starszy pan jest jednym z najbardziej cenionych tajniaków? Na pewno nie podejrzewali tego Anwaldt i Maass, którzy nie zwracali uwagi na siedzącego na sąsiedniej ławce schludnego staruszka.

Zwłaszcza Maass nie przejmował się obecnością innych spacerowiczów i głośno perorował, drażniąc nieco Anwaldta nie tylko piskliwym głosem, ale przede wszystkim drastyczną treścią swych wynurzeń, koncentrującą się głównie wokół kobiecego ciała i związanych z nim rozkoszy.

– Niech pan spojrzy, drogi Herbercie (wszak mogę tak do pana mówić, nieprawdaż?) – Maass aż cmoknął widząc młodą i zgrabną blondynkę spacerującą ze starszą kobietą. – Jak wspaniale ta cienka sukienka przykleja się do ud tej dziewczyny. Ona chyba nie ma halki…

Anwaldta zaczęła bawić ta poza satyra. Wziął Maassa pod rękę i zaczęli wchodzić na Liebichshöhe. Ponad nimi wyrastała wieża zwieńczona posągiem uskrzydlonej rzymskiej bogini zwycięstwa. Tryskające fontanny nieco odświeżały powietrze. Tłum kłębił się na pseudobarokowych tarasach. Mały staruszek spacerował tuż za nimi paląc papierosa w bursztynowej cygarniczce.

– Drogi panie – Anwaldt też pozwolił sobie na pewną poufałość. – Czy to prawda, że kobiety latem stają się natrętne?

– Skąd pan to wie?

– Od Hezjoda. Chciałbym zweryfikować u specjalisty pogląd sprzed dwudziestu siedmiu wieków. Poeta twierdzi, że latem są machlotatai de gynaikes, aphaurotatoi de toi andres – Anwaldt zacytował po grecku fragment Pracy i dni Hezjoda.

Maass nie zwrócił uwagi na ironiczny ton Anwaldta. Zainteresowało go, skąd asystent policji zna grekę.

– Po prostu miałem w gimnazjum dobrego nauczyciela języków starożytnych – wyjaśnił Anwaldt.

Po tym krótkim antrakcie Maass wrócił do głównego nurtu swoich zainteresowań.

– Powiada pan w gimnazjum… Czy wie pan, drogi Herbercie, że dzisiejsze gimnazjalistki są wcale nieźle uświadomione? Niedawno w Królewcu spędziłem z jedną upojne popołudnie. Czytał pan Kamasutrę, słyszał pan coś o połykaniu owocu mango? Proszę sobie wyobrazić, że to na pozór niewinne dziewczę potrafiło zmusić mojego rumaka do posłuszeństwa, gdy już – już chciał się wyrwać spod kontroli. Nie na darmo udzielałem jej prywatnych lekcji sanskrytu…

Anwaldta mocno zirytowała ta wzmianka o wyuzdanej gimnazjalistce. Zdjął marynarkę i rozpiął kołnierzyk. Intensywnie myślał o spienionych kuflach piwa: o lekkim szumie po pierwszym, o zawrocie głowy po drugim, o drżeniu języka po trzecim, o jasności umysłu po czwartym, o euforii po piątym… Spojrzał na kędzierzawego brunecika z rzadką bródką i niezbyt delikatnie przerwał jego tokowanie:

– Doktorze Maass, proszę przesłuchać tę płytę. Patefon wypożyczą panu z policyjnego laboratorium. Gdyby miał pan problemy z tłumaczeniem, proszę się ze mną skontaktować. Profesor Andreae i niejaki Hermann Winkler są do pańskiej dyspozycji. Nagrane teksty zostały wygłoszone prawdopodobnie w języku hebrajskim.

– Nie wiem, czy pana to interesuje – Maass spojrzał na Anwaldta z urazą. – Ale niedawno ukazało się trzecie wydanie gramatyki hebrajskiej mojego autorstwa. Z językiem tym radzę sobie zupełnie dobrze i nie potrzebuję hochsztaplerów w rodzaju Andreae. Winklera zaś nie znam i nie pragnę poznać.

Odwrócił się gwałtownie i schował płytę pod marynarkę: – Żegnam pana. Proszę przyjść do mnie jutro po tłumaczenie tych tekstów. Myślę, że sobie poradzę – dodał urażonym tonem.

Anwaldt nie zwrócił uwagi na zgryźliwość Maassa. Gorączkowo usiłował sobie przypomnieć z jego wypowiedzi coś, o co od kilku minut miał zapytać. Nerwowo odganiał wizje spienionych kufli i starał się nie słyszeć krzyków dzieci biegających alejkami. Liście dorodnych platanów tworzyły klosz, pod którym kleiła się gęsta od upału zawiesina kurzu. Anwaldt poczuł strużkę potu płynącą między łopatkami. Spojrzał na Maassa najwyraźniej czekającego na przeprosiny i wychrypiał suchym gardłem:

– Doktorze Maass, dlaczego nazwał pan profesora Andreae hochsztaplerem?

Maass widocznie zapomniał o urazie, bo wyraźnie się ożywił:

– Czy pan uwierzy, że ten kretyn odkrył kilka nowych inskrypcji koptyjskich? Opracował je, a potem na ich podstawie zmodyfikował gramatykę koptyjską. Byłoby to wspaniałe odkrycie, gdyby nie fakt, że te „odkrycia” pracowicie skomponował sam. Po prostu potrzebował tematu rozprawy habilitacyjnej. Wykazałem to fałszerstwo w „Semitische Forschungen”. Wie pan, jakie przedstawiłem argumenty?

– Przepraszam pana, Maass, ale trochę się śpieszę. Chętnie w wolnej chwili zapoznam się z tą fascynującą zagadką. W każdym razie wnoszę, że pan i Andreae nie jesteście przyjaciółmi. Czy tak?

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне