Mock zignorował pytanie. Uśmiechnął się przyjaźnie.
– Do obrony… Tak, tak… A przed kim? Może przed tymi, którzy złamali palce panu doktorowi?
Lekarz zmieszał się i zdrową ręką sięgnął po papierosa. Anwaldt podał mu ogień. Sposób, w jaki się zaciągał, świadczył, że jest to jeden z nielicznych papierosów w jego życiu.
– O co panom chodzi?
– O co panom chodzi? Co panów do mnie sprowadza? – Mock przedrzeźniał Winklera. Nagle podszedł na bezpieczną odległość i wrzasnął:
– Ja tu zadaję pytania, Weinsberg!!!
Doktor ledwie uspokoił psy, które z warczeniem rzuciły się ku policjantowi, omal nie przewracając stołu, do którego były przywiązane. Mock usiadł, odczekał chwilę i ciągnął już spokojnie:
– Nie będę panu zadawał pytań, Weinsberg, jedynie przedstawię nasze żądania. Proszę nam udostępnić wszystkie swoje notatki i materiały dotyczące Isidora Friedlandera.
Lekarz zaczął drżeć mimo prawie materialnych fal upału rozlewających się po nasłonecznionym pokoju.
– Już ich nie mam. Wszystko przekazałem Hauptsturmfuhrerowi Walterowi Piontkowi.
Mock uważnie mu się przyglądał. Po minucie wiedział, że kłamie. Zbyt często rzucał wzrokiem na swoją zabandażowaną rękę. Mogło to oznaczać albo „ci też zaczną łamać mi palce”, albo „o Boże, co będzie, jeżeli gestapo wróci i zażąda tych materiałów?”. Mock uznał tę drugą możliwość za bliższą prawdy. Położył na stole zawiniątko, które dostał w drukarni. Weinsberg rozerwał paczkę i zaczął kartkować jeszcze niezszytą broszurę. Kościstym palcem przesunął po jednej ze stron. Zbladł.
– Tak, panie Winkler, jest pan na tej liście. Jest to na razie próbny wydruk. Mogę skontaktować się z wydawcą tej broszury i usunąć pańskie nowe czy też prawdziwe nazwisko. Mam to zrobić Weinsberg?
W aucie temperatura była jeszcze o kilka stopni wyższa niż na zewnątrz, czyli wynosiła około 35 stopni Celsjusza. Anwaldt rzucił na tylne siedzenie swoją marynarkę oraz duże, kartonowe pudlo oklejone zielonym papierem. Otworzył je. Były tam kopie notatek, artykułów i jedna prymitywnie wytłoczona płyta patefonowa. Napis na pokrywie pudła głosił: „Przypadek epilepsji prognostycznej I. Friedlandera”.
Mock otarł pot z czoła i uprzedził pytanie Anwaldta:
– Jest to lista lekarzy, pielęgniarzy, felczerów, akuszerek i innych sług Hipokratesa pochodzenia żydowskiego. W tych dniach ma się to ukazać.
Anwaldt spojrzał na jedną z końcowych pozycji: Dr Hermann Winkler, Gabitzstrasse 158.
– Jest pan w stanie to usunąć?
– Nawet nie będę próbował – Mock odprowadził wzrokiem dwie dziewczyny spacerujące pod czerwonym murem koszar; jego jasną marynarkę zaciemniały pod pachami dwie plamy. – Myśli pan, że będę ryzykował starcie z szefem SS Udo von Woyrschem i z szefem gestapo Erichem Krausem dla jednego konowała, który wygadywał brednie w gazetach?
We wzroku Anwaldta dostrzegł wyraźną ironię: „No, przyznaj, że te brednie trochę pomogły ci w karierze”.
IV
Anwaldt siedział w policyjnym laboratorium, studiował materiały Weinsberga i coraz silniej umacniał się w przekonaniu o istnieniu zjawisk paranormalnych. Pamiętał siostrę Elisabeth z sierocińca. Ta drobna i niepozorna osoba o ujmującym uśmiechu ściągnęła na sierociniec niewyjaśnione, zatrważające zdarzenia. To za jej bytności w zakładzie – nigdy wcześniej ani później – maszerowały w nocy korowody milczących ludzi w piżamach, w ubikacji spadały z hukiem żeliwne pokrywy rezerwuarów, w świetlicy ciemna postać zasiadała do fortepianu, a dzwonek telefonu rozdzwaniał się codziennie o tej samej godzinie. Kiedy siostra Elisabeth odeszła, na własną zresztą prośbę, tajemnicze zdarzenia ustały.
Z notatek Weinsberga alias Winklera wynikało, że Friedlander tym się różnił od siostry Elisabeth, że nie wywoływał zdarzeń i sytuacji, lecz je przewidywał. W stanach po ataku epilepsji wykrzykiwał pięć lub sześć słów, wciąż je powtarzając jak ponury refren. Doktor Weinsberg zarejestrował 25 takich przypadków, z których 23 zanotował, 2 nagrał na płytę patefonową. Zebrany materiał poddał dokładnej analizie, której wyniki przedstawił w dwudziestym roczniku „Zeitschrift für Parapsychologie und Metaphysik”. Artykuł jego nosił tytuł