Maass nie dosłyszał pytania. Nienasycony wzrok wbił w obfite kształty przechodzącej obok dziewczyny w gimnazjalnym mundurku. Nie uszło to uwagi staruszka wydmuchującego z bursztynowej cygarniczki niedopałek papierosa.
Forstner wypił trzeciego dużego sznapsa w ciągu kwadransa i zagryzł gorącą parówką ozdobioną białą czapą chrzanu. Duża dawka alkoholu uspokoiła go nieco. Siedział pochmurny w dyskretnej loży, oddzielonej od reszty sali pluszową wiśniową kotarą, i usiłował rozluźnić mocnym trunkiem ścisk imadła, w jakie Mock wcisnął przed godziną jego głowę. Było to o tyle trudne, że na obręczy imadła równoważyły się dwie potężne i nienawistne siły: Eberhard Mock i Erich Kraus. Wychodząc ze swego mieszkania przy Kaiser Wilhelm Strasse, słyszał uporczywy dzwonek telefonu. Wiedział, że to Kraus dzwoni po informacje w sprawie misji Anwaldta. Stojąc na rozprażonym trotuarze na przystanku tramwajów numer 2 i 17, rozpamiętywał własną bezsilność, Mocka, Krausa, a przede wszystkim barona von Köpperlingka. Przeklął dzikie orgie w pałacu i w ogrodach barona pod Kątami Wrocławskimi, podczas których nagie nastoletnie nimfy i kędzierzawe amorki zapraszały do wypicia ambrozji, a basen roił się od gołych tancerzy i tancerek.
Forstner czuł się bezpieczny pod skrzydłami wszechwładnego Piontka, tym bardziej, że jego szef wciąż pozostawał w nieświadomości co do prywatnego życia i kontaktów swego asystenta. Nie przejmował się Mockiem, choć wiedział od Piontka, że po niefortunnej wypowiedzi barona von Köpperlingka radca zdobywa o nim coraz to nowe informacje.
Uśpił go i zupełnie znieczulił spektakularny awans na stanowisko zastępcy szefa Wydziału Kryminalnego. Kiedy podczas „nocy długich noży” upadł Heines, Piontek i cały szczyt wrocławskiego SA, Forstner – formalnie pracownik Wydziału Kryminalnego – ocalał, lecz stracił grunt pod nogami. Stał się całkowicie zależny od Mocka. Jedno słówko szepnięte Krausowi o kontaktach Forstnera pogrąży go w niebycie w ślad za jego protektorami. Jako homoseksualista mógł liczyć na zdwojone okrucieństwo Krausa. Już w pierwszym dniu urzędowania nowy szef gestapo ogłosił, że „jeśli znajdzie w swoim wydziale jakiegoś pedała, to skończy on tak jak Heines”. Nawet gdyby nie spełnił tej groźby wobec Forstnera, ostatecznie policjanta z innego wydziału, to z pewnością cofnie mu swoje poparcie. A wtedy Mock pożre go z dziką przyjemnością.
Forstner starał się uspokoić nerwy czwartym, znacznie mniejszym, sznapsem. Nałożył na bułkę maź z chrzanu i tłuszczu po parówce. Przełknął to i skrzywił się lekko. Zrozumiał, że imadło ze zdwojoną silą dokręca Mock, nie Kraus. Postanowił na czas tajemniczego śledztwa Anwaldta zawiesić współpracę z gestapo. Swe milczenie mógłby usprawiedliwić przed Krausem niezwykłym utajnieniem śledztwa. Wtedy upadek byłby tylko prawdopodobny. Gdyby zaś naraził się Mockowi odmową współpracy – klęska byłaby niewątpliwa.
Oddzieliwszy w ten sposób prawdę od prawdopodobieństwa, Forstner odetchnął z pewną ulgą. Zapisał do notesu nieformalne polecenie Mocka: „sporządzić szczegółowe