Читаем Rzeźnia numer pięć полностью

Weary opowiedział Billy’emu o Żelaznej Dziewicy, o otworze w dnie i do czego to słiiżyło. Opowiedział mu o pociskach dum-dum. Opowiedział mu, że jego ojciec ma pistolet marki Derringer, który jest tak mały, iż mieści się w kieszonce kamizelki, a mimo to robi w człowieku dziurę, przez którą mógłby swobodnie przelecieć nietoperz.

Weary stwierdził kiedyś z pogardą w głosie, że Billy pewnie nawet nie wie, co to jest strużynka do krwi. Billy odpowiedział, że otwór w dnie Żelaznej Dziewicy, ale to nie było to. Strużynka, jak się dowiedział Billy, to wyżłobienie biegnące wzdłuż brzeszczotu szabli.

Weary opowiedział Billy’emu o różnych wymyślnych torturach, które widział na filmach, o których czytał w książkach lub słyszał przez radio — i o innych wymyślnych torturach, które sam zaprojektował. Jednym z jego wynalazków było wiercenie facetowi w uchu wiertarką dentystyczną. Spytał też Billy’ego, jaki jest jego zdaniem najgorszy rodzaj egzekucji. Billy nie miał żadnego poglądu na tę sprawę. Okazało się, że poprawna odpowiedź brzmi następująco:

— Przywiązuje się faceta na mrowisku gdzieś w pustyni, kapujesz? Kładzie się go twarzą do góry i smaruje mu się jaja miodem, a potem odcina mu się powieki, żeby musiał patrzeć na słońce, dopóki nie umrze.

Zdarza się.

* * *

Leżąc teraz w rowie z Billym i zwiadowcami, w chwilę po tym jak do nich strzelano, Weary podsunął Billy’emu pod nos swój nóż. Nóż nie był własnością państwową. Weary dostał go w prezencie od ojca. Jego ostrze miało dziesięć cali długości i było trójgraniaste. Rękojeść, będąca jednocześnie kastetem, składała się z pierścieni, do których Weary wsunął swoje krótkie, grube paluchy. Pierścienie też nie były zwykłe — sterczały z nich metalowe kolce.

Weary przyłożył kolce do policzka Billy’ego i ukłuł go czule, z krwiożerczą powściągliwością.

— Chciałbyś dostać czymś takim — hm? Hmmmm? — dopytywał się.

— Nie chciałbym — odpowiedział Billy.

— Wiesz, dlaczego ostrze jest trójgraniaste?

— Nie.

— Żeby rana się nie zamykała.

— Aha.

— Robi w facecie trójkątną dziurę. Jak dziabniesz faceta zwykłym nożem, to robisz szparę, tak? Szpara zamyka się natychmiast, tak?

— Tak.

— Gówno. Co ty wiesz? Czego was uczą na tych studiach?

— Studiowałem bardzo krótko — powiedział Billy, co było prawdą. Miał za sobą zaledwie sześć miesięcy wyższej uczelni, a właściwie nie była to nawet uczelnia w pełnym tego słowa znaczeniu. Była to tylko Wieczorowa Szkoła Optyki w Ilium.

— Studenciak — rzucił Weary zjadliwie.

Billy wzruszył ramionami.

— Z książek niewiele się dowiesz o życiu — powiedział Weary. — Sam się przekonasz.

Billy nic na to nie odpowiedział tam w rowie, gdyż nie chciał przeciągać tej rozmowy dłużej, niż to było konieczne. Czuł jednak niejasną pokusę wyznania, że on też ma niejakie pojęcie o makabrze. Ostatecznie Billy kontemplował torturę i odrażające rany na początku i przy końcu każdego dnia przez cały prawie okres swojego dzieciństwa. Na ścianie jego dziecięcej sypialni w Ilium wisiał wyjątkowo okropny krucyfiks. Chirurg wojskowy musiałby pochwalić kliniczny realizm, z jakim artysta przedstawił wszystkie rany Chrystusa — ranę od włóczni, rany od cierni, dziury od żelaznych hufnali. Chrystus Billy’ego miał straszną śmierć. Budził litość.

Zdarza się.

* * *

Billy nie był katolikiem, mimo że rósł pod upiornym krucyfiksem na ścianie. Jego ojciec nie wyznawał żadnej religii. Matka grywała w zastępstwie organistów w kościołach kilku różnych wyznań w mieście. Zawsze brała wtedy ze sobą Billy’ego i poduczała go gry na organach. Mówiła, że zostanie członkiem jednego z tych Kościołów, gdy tylko zorientuje się, który z nich ma rację.

Nigdy się jakoś nie zdecydowała, ale za to niezwykle upodobała sobie krucyfiksy i wreszcie kupiła jeden w sklepie z pamiątkami w Santa Fe, gdy ich mała rodzina wyruszyła na Zachód w latach wielkiego kryzysu. Podobnie jak wielu Amerykanów, usiłowała nadać sens życiu za pomocą przedmiotów nabytych w sklepach z pamiątkami.

W ten to sposób krucyfiks znalazł się na ścianie sypialni Billy’ego Pilgrima.

* * *

Dwaj zwiadowcy, którzy leżąc w rowie pieścili orzechowe kolby swoich karabinów, szepnęli, że czas ruszać dalej. Minęło dziesięć minut i nikt nie przychodził sprawdzić, czy zostali trafieni i czy nie trzeba ich dobić. Ktokolwiek do nich strzelał, musiał być daleko i sam jeden.

Wszyscy czterej wypełzli z rowu i tym razem nikt już nie strzelał. Czołgali się w stronę lasu jak wielkie, nieszczęśliwe ssaki, którymi zresztą byli. Potem wstali i poszli szybkim krokiem. Bór był ciemny i stary. Sosny rosły równymi rzędami. Nie było żadnego poszycia. Ziemię zaścielała czterocalowa warstwa nietkniętego śniegu. Amerykanie nie mieli wyboru i musieli zostawiać ślady równie łatwe do odczytania jak wykresy w podręczniku tańca — krok, przesunięcie, pauza — krok, przesunięcie, pauza.

* * *

— Morda na kłódkę! — ostrzegł Roland Weary Billy’ego. Weary wyglądał jak Kubuś Puchatek wyruszający na wojnę. Był niski i gruby.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика