— Jestem o tym przekonany — mruknął Parker. — Pytałem o to dlatego, żeby powiedzieć pani w końcu, że morderca wyjął je pani z walizki, a potem jedną podrzucił na dno szafy w garderobie, a drugą wepchnął głęboko pod inną szafę. Ta druga jest zakrwawiona. Jones!
Wszedł Jones niosąc na czystym kawałku papieru gumową rękawiczkę. Pokryta była ona małymi śladami zaschniętej krwi.
Lucja Sparrow dopiero w tej chwili zemdlała.
— Szefie — powiedział spokojnie pyzaty sierżant Jones, o twarzy rumianego dziecka — zaraz będą wyniki daktyloskopii.
— Dobrze, przynieś wody!
Jones zniknął. Ale zanim wrócił, Lucja odzyskała przytomność.
— Rozumiem, że to dla panów konieczne — powiedziała cicho, unosząc głowę. — Ale ja już nie mogę tego znieść. — Wyprostowała się w krześle.
— A czy nie prościej byłoby powiedzieć prawdę?
— Jaką prawdę? — uniosła ku niemu oczy z wyrazem, jaki myśliwi spotykają czasem u zagnanego, konającego, zwierzęcia. — ja naprawdę nie wiem, kto zabił...
— Ale domyśla się pani. Inaczej nie broniłaby pani mordercy. Czy pani nie rozumie, że pani nam już powiedziała, kogo pani osłania?
— Ja?... ja... Niech pan przestanie... — Opanowała się z najwyższym wysiłkiem. — Nie usłyszy pan już ode mnie ani słowa, panie inspektorze. Bez względu na to, co pan o tym myśli. Proszę mnie zaaresztować albo pozwolić mi odejść. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
— Dobrze, proszę pani. — Parker podniósł się. — Dziwię się tylko, że bierze mi pani za złe moje wysiłki. Przecież szukam zbrodniarza i mogę chyba prosić każdego uczciwego człowieka o pomoc?
Ale Lucja Sparrow zacisnęła usta i nie obdarzyła go już nawet spojrzeniem wychodząc. Skinęła tylko lekko głową Alexowi.
Kiedy drzwi zamknęły się za nią, Parker usiadł ciężko.
— Pomyśl — powiedział cicho — zginął nasz Ian. Ktoś zamordował go. Wydawałoby się, że taka kobieta jak Lucja Sparrow, mądra, chłodna, opanowana, pomoże nam, gdy w dodatku morderca chciał na nią zwalić winę: zabił jej nożem, trzymając ten nóż w jej rękawiczce i podrzucił tu jej łańcuszek, który wszyscy znają. Tymczasem wyszła stąd jak wróg. — Urwał. — Wiem, kogo ona osłania.
— Sparrowa, oczywiście — mruknął Alex. — Ale dlaczego ona przypuszcza, że to on? Kiedy tu weszła, nie wiedziała jeszcze.
— A, ba! — Parker wstał. — Kiedy dowiemy się tego, będziemy wiedzieli wszystko. Albo: prawie wszystko.
Podszedł do drzwi.
— Jones!
— Tak, szefie.
— Co z tymi wynikami?
— Za chwilę będą.
— A z butem?
— Ani u pani Sparrow, ani u pana Sparrowa nic takiego nie odkryto. W ogóle nic, poza tym, co przekazałem.
— Dobrze. Czy on czeka w salonie?
— Tak. Stephens pilnuje drzwi, ale tak, jak pan chciał, szefie, nie zatrzyma go, tylko poprosi, żeby zawrócił, bo pan zaraz nadejdzie. Na razie siedzi cierpliwie...
— Dobrze, dawaj tu daktyloskopa, kiedy tylko skończy.
— Tak szefie.
Parker wrócił do pokoju.
— Kazałem zaprowadzić Sparrowa do pokoju, gdzie czeka na mnie. Nie chciałem, żeby się spotkali teraz. Poza tym mogliśmy spokojnie przejrzeć ich pokoje i tę garderobę. Pani Drummond oczywiście nie stawia żadnych sprzeciwów.
— A w jakiej jest formie? — zapytał Alex.
— Sara Drummond? Była bardzo blada, kiedy wszedłem do niej po przyjeździe, ale trzyma się. Ta kobieta mogła go zabić, wiesz?
— Wiem. Ale nie wierzę w to.
— A kogo podejrzewasz?
— Trudno mi powiedzieć... gdyby nie pewien fakt...
— Właśnie. Nie wolno nam nie wierzyć w winę kogokolwiek z nich, dopóki nie udowodnimy mu jego niewinności. Nie wiem, ale zdaje się, że niejedno nas tu jeszcze czeka... Biedny, biedny Ian... Gdyby wiedział...
— Na szczęście nie wiedział — powiedział Alex zniżając mimo woli głos. — Zginął uważając ją za najlepszą z żon.
— Niekoniecznie. Jeżeli stała za nim i wbiła mu nóż w plecy, musiał mieć przebłysk świadomości... To zdumienie zastygłe w jego rysach... jego oczy...
— Słuchaj! — powiedział Alex. — Kiedy przesłuchiwałeś Lucję Sparrow, przypomniałem coś sobie. Iana nie zabiła kobieta. Głowę bym za to dał. Ten człowiek, który odetchnął za mną w ciemności, to był mężczyzna.
— Ten, który cię uderzył?
— Tak. To był oddech mężczyzny, rozumiesz?
— Tak... — Parker rozłożył ręce. — Zaczekajmy, dowiemy się. Kazałem zrobić dokładne powiększenia odcisków na klamce zewnętrznej i wewnętrznej drzwi. I na kontakcie elektrycznym. Przecież ten człowiek zgasił światło słysząc, że schodzisz, i zaczaił się na ciebie z tym przyciskiem, który porwał ze stołu. To jest jasne. Potem uciekając pozostawił przycisk na parapecie okna w korytarzu.
— To eliminowałoby pokojówkę i Malachiego — powiedział Alex. — Żadne z nich nie pobiegłoby na górę.
— Tak. Wówczas pozostanie nam sześć osób, z których ty i Lucja Sparrow nie macie żadnego rozsądnego motywu zabójstwa. Pozostałyby więc cztery.
— Davis, Sara, Hastings i Sparrow... — wyliczył Alex.
— Szefie! — Jones wszedł do pokoju — są odciski palców!
— Doskonale!
Do pokoju wsunął się wysoki, chudy człowiek o siwej, krótko ostrzyżonej czuprynie. Pod pachą niósł papierową teczkę. Kiwnął głową Alexowi i nie czekając na zaproszenie, usiadł przy stoliku.