Читаем Messier 13 полностью

Mniejsza z tym. Mniejsza o mnie. To, czego oni nie mogli odżałować, dla mnie było wybawieniem. Nie musiałem ich bronić, wydając wojnę obcej cywilizacji. Nie musiałem wkraczać, by nie dopuścić do kontaktu z nie sprawdzoną przez nas rasą. Nie musiałem się dekonspirować przed ludźmi. Nie ma co mówić, upiekło mi się. Przynajmniej tym razem.

Wycofałem się jakieś pięćset metrów, żeby zostawić im wolne pole, kiedy będą przetrząsać każdy centymetr gruntu, którego ich zdaniem dotknęły stopy obcych, i schowałem anteny. Wolałem nie kusić licha. Któryś z nich mógł mnie złapać na nasłuch. Nie. Zwinę czułki i zamknę się w janusie jak ślimak w swojej skorupie. W końcu się znudzą. Spędzę tutaj noc, a o świcie, jeśli ich już nie będzie, sam pojadę obejrzeć to miejsce. To przecież powinienem zrobić.

<p>Część 3</p>

Nie wiem, czy w promieniu kilku kilometrów znalazłbym chociaż parę skrawków gruntu, nie przemielonego kołami ich łazików. Ślady butów nakładały się na koleiny, wyjeżdżone przez opony i gąsienice pojazdów, tu i ówdzie w czerwonawym pyle pustyni pozostały zagłębienia po statywach aparatów pomiarowych i płytkie wiercenia, jakby sprawdzali, czy obcy nie szukali czegoś pod ziemią. Słowem idealne pole do działania dla kogoś, kto chciał odnaleźć niewiadomego kształtu i rozmiaru ślady istot, o których nie wie, czy były w tym miejscu naprawdę.

Pośrodku tego całego labiryntu widniał nieco bardziej zdeptany krąg o promieniu jakichś dwudziestu metrów. Wydawało mi się, że piasek jest tutaj odrobinę ciemniejszy, ale to mogło być złudzenie. Natężenie promieniowania bardzo nieznacznie wzrastało, co jednakże można było przypisać zalegającym tutaj pod powierzchnią pustyni formacjom geologicznym. O jakichkolwiek przedmiotach „zapomnianych” przez obcych nie mogłem nawet marzyć. Krótko mówiąc przekonanie, a raczej właśnie brak przekonania, z którym o świcie przystąpiłem do poszukiwań, okazały się w pełni uzasadnione.

Już w drodze powrotnej porozmawiałem z Bessem. Porozmawiałem, bo tym razem okazał się nieco mniej lakoniczny. Zapowiedział, że po analizie danych, przekazanych do stacji przez moje komputery, połączy się ze mną znowu. Jeśli bowiem za obecnością obcych miałoby przemawiać coś więcej niż żelatyna padająca zamiast deszczu i wywołane burzą zjawiska optyczne, SAO będzie musiała wkroczyć oficjalnie. Wyobraziłem sobie natychmiast to „wkroczenie” i sposób, w jaki zostanie ono przeprowadzone. Mogłem się nawet założyć, że wiem, kto wkroczyłby, gdyby do tego doszło. Ciekawe tylko, w jakiej postaci?

Na miejscu zbadałem jeszcze raz, sekunda po sekundzie, wszystkie zapisy, wniesione przez moja aparaturę do przystawki zbiorczej komputera w czasie ostatnich godzin. Nie, nie pominąłem niczego. A więc dalej czekanie.

Zrzuciłem skafander i kombinezon, wyłączyłem głośniki, pozostawiając łączność automatom i poszedłem do łazienki. Długo stałem pod strumieniem oczyszczającego gazu, rozmyślając o prawdziwej, porządnej kąpieli w morzu. Potem nie ubierając się wróciłem do kabiny i rozłożywszy fotel położyłem się na wznak. Nie pozostałem długo w tej pozycji. Dałbym wiele, żeby zobaczyć łóżka tych kosmaczy. Jakoś musieli przecież mościć się z tymi swoimi garbami. Chyba że spali na stojąco.

Wstałem i bezwiednie przyjrzałem się dokładnie swoim, rękom, nogom, sierści na brzuchu i tym idiotycznym paluszkom na piersi. Kogo właściwie miałem na to nabrać? A może powinienem swoje przeobrażenie potraktować tylko jako zabawę? W kabinach statku SAC nie ma luster. Kosmetyka zajmuje się aparatura korekcyjna i diagnostyczna. Ta działa bez zarzutu, jakby nigdy nic. Jej w każdym razie nie udało mi się oszukać, traktowała mnie niezmiennie jak człowieka Brakowało tylko tego, żeby „nasi specjaliści”, podczas kiedy ja bawiłem na Petty, opuścili stację na satelicie i wybrali się, dajmy na to, na biegun sąsiedniej galaktyki. Wówczas musiałbym, tak jak wyglądałem, lecieć na Ziemię. To naprawdę byłaby zabawa. Może akurat nie dla mnie, ale ponoć to nieładnie myśleć tylko o sobie.

Ubrałem się, wziąłem łazika, wyposażonego w poduszki powietrzne, i wypłynąłem w ocean Początkowo startowałem prostopadle do linii brzegu, następnie skręciłem nieco na południowy zachód, bez żadnej myśli kierując się w stronę strefy, gdzie pojawiły się wówczas owe dziwne cienie, na równie dziwnie jaśniejącym nocnym niebie.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика