– Witaj! – zawołała Siri, lecz potężny kształt zniknął już w półmroku. Siri wyłączyła translator. – Chcesz z nimi porozmawiać? – zapytała.
– Jasne – odparłem bez większego przekonania.
Mimo trwających już od ponad trzystu lat wysiłków nie udało się nawiązać prawdziwego kontaktu między człowiekiem a tymi morskimi ssakami. Mike powiedział mi kiedyś, że struktury myślowe obu gatunków ocalałych po zagładzie Starej Ziemi są zbyt różne i istnieje stanowczo za mało wspólnych punktów odniesienia. Jeden ze specjalistów sprzed hegiry napisał kiedyś, że rozmowa z delfinem bardzo przypomina rozmowę z rocznym dzieckiem; obie strony są zachwycone, żadna jednak nie uzyskuje nowych informacji.
– Witajcie – powiedziałem, kiedy Siri ponownie włączyła translator.
Przez mniej więcej minutę trwała cisza, a potem w słuchawkach rozbrzmiały podekscytowane, piskliwe głosy:
“daleko/nie-płetwa/powitanie?/gonitwa/zabawa?”
– Co to ma znaczyć, do diabła? – zapytałem Siri, a translator natychmiast przetłumaczył moje pytanie. Zobaczyłem, że dziewczyna uśmiecha się pod maską.
Spróbowałem jeszcze raz.
– Witajcie! Pozdrowienia od… eee… z powierzchni. Jak się macie?
Wielki samiec (przynajmniej wydaje mi się, że to był samiec) wyłonił się z mroku i pomknął ku nam jak torpeda. Płynął z prędkością dziesięć razy większą od tej, jaką mnie udałoby się osiągnąć, nawet gdybym przypiął płetwy. Przez chwilę wydawało mi się, że chce nas staranować, więc skuliłem się i przywarłem do korzenia. Sekundę później był już daleko za nami, podczas gdy ja i Siri walczyliśmy z silnymi zawirowaniami, jakie po sobie pozostawił, a w uszach dźwięczał nam jeszcze jego piskliwy krzyk:
“nie-płetwa/nie-pokarm/nie-gonitwa/nie-zabawa”
Siri wyłączyła translator i podpłynęła bliżej. Złapała mnie lekko za ramiona, ja zaś trzymałem się korzenia tylko jedną ręką. Przytuleni do siebie czuliśmy, jak ciepła woda przepływa obok nas, i obserwowaliśmy ławice małych rybek, kręcących się wśród plątaniny bocznych odrostów. W oddali widać było ciemne kształty delfinów.
– Wystarczy? – zapytała, położywszy mi rękę na piersi.
– Spróbuję jeszcze raz.
Siri skinęła głową i uruchomiła urządzenie, jednocześnie obejmując mnie ramieniem.
– Dlaczego zawsze towarzyszycie wyspom? – zapytałem. – Czy macie z tego jakieś korzyści?
“brzmienie/stare pieśni/głęboka woda/nie-Wielkie Głosy/nie-Rekin/stare pieśni/nowe pieśni”
Siri przylgnęła teraz do mnie całym ciałem. Na plecach czułem jej lewą rękę.
– Wielkie Głosy to wieloryby – szepnęła. Długie włosy układały się w wodzie w falujące smugi. Prawa ręka przesunęła się w dół i zamarła na chwilę, jakby zaskoczona tym, co tam znalazła.
– Tęsknicie za Wielkimi Głosami? – zapytałem ruchliwe cienie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Siri oplotła moje biodra nogami. Powierzchnia morza, od której dzieliło nas co najmniej czterdzieści metrów, przypominała rozświetloną od wewnątrz warstwę świeżo ubitej piany.
– Za czym najbardziej tęsknicie? Czego wam najbardziej brakuje z oceanów Starej Ziemi?
Lewą ręką przyciągnąłem Siri jeszcze bliżej, przesunąłem dłoń w dół, ku pośladkom, i tam ją zatrzymałem. Krążącym w pewnym oddaleniu delfinom musieliśmy wydawać się jedną istotą. Siri wsunęła się na mnie i naprawdę staliśmy się jednym ciałem.
Translator unosił się za plecami dziewczyny. Wyciągnąłem rękę, by go wyłączyć, ale wstrzymałem się jeszcze sekundę, gdyż w uszach zabrzmiała mi piskliwa odpowiedź:
“tęsknię Rekin/tęsknię Rekin/tęsknię Rekin/Rekin/Rekin”
Wyłączyłem urządzenie i potrząsnąłem głową. Nic z tego nie rozumiałem. Nie rozumiałem mnóstwa rzeczy. Zamknąłem oczy i poruszałem się z Siri w łagodnym rytmie morskich prądów, podczas gdy delfiny uwijały się wokół nas, a ich piskliwe nawoływania coraz bardziej upodabniały się do żałosnego, prastarego lamentu.
Na drugi dzień tuż przed wschodem słońca Siri i ja zeszliśmy ze wzgórz i przyłączyliśmy się do obchodów Święta. Przez całą noc i cały dzień uganialiśmy się po okolicy, pod namiotami z pomarańczowego jedwabiu jedliśmy posiłki z nieznanymi ludźmi, kąpaliśmy się w lodowatej wodzie rzeki Shree oraz tańczyliśmy przy dźwiękach muzyki, która bez przerwy towarzyszyła nie kończącej się procesji ruchomych wysp. Byliśmy spragnieni siebie. Kiedy obudziłem się o zachodzie słońca, Siri znikła. Wróciła, zanim jeszcze na niebie pojawił się księżyc, i oznajmiła, że jej rodzice wyruszyli wraz z przyjaciółmi na kilkudniową wycieczkę, zostawiając w Pierwszej Osadzie śmigacz. Bezzwłocznie ruszyliśmy w kierunku miasta, zatrzymując się przy kolejnych ogniskach. Mieliśmy zamiar polecieć na zachód, do rodzinnej posiadłości w pobliżu Fevarone.
Było już bardzo późno, lecz na głównym placu Pierwszej Osady nadal tłoczyło się mnóstwo ludzi. Nie posiadałem się z radości. Miałem dziewiętnaście lat i byłem zakochany, tak więc prawie nie odczuwałem wynoszącego 0,93 g przyciągania planety. Z pewnością poleciałbym, gdybym miał skrzydła. Mógłbym zrobić wszystko, na co tylko miałem ochotę.