Читаем Hyperion полностью

– Na razie wiemy tylko tyle, że kapitana Masteena nie ma w tej kajucie, jest natomiast cholernie dużo krwi – powiedziała Lamia i wytarła palec o spodnie. – Musimy dokładnie przeszukać cały wiatrowóz.

– Oczywiście – zgodził się Kassad. – A jeżeli nie znajdziemy kapitana?

Lamia otworzyła okienko. Wraz ze świeżym powietrzem do kabiny przedostał się łoskot koła i szelest trawy przesuwającej się pod kadłubem.

– Wówczas będziemy musieli przyjąć, że albo opuścił wóz z własnej woli, albo został do tego zmuszony siłą.

– Ale przecież krew… – zaprotestował niepewnie Hoyt.

– To jeszcze niczego nie dowodzi – stwierdził stanowczo pułkownik. – M. Lamia ma rację. Nie znamy nawet grupy krwi Masteena. Czy ktoś widział albo słyszał cokolwiek podejrzanego?

Pielgrzymi pokręcili przecząco głowami. Martin Silenus rozejrzał się dokoła.

– Czyżbyście nie potrafili rozpoznać dzieła naszego przyjaciela Chyżwara?

– Co do tego też nie mamy żadnej pewności! – warknęła Brawne Lamia. – Może ktoś chciał, żeby wyglądało to na jego robotę.

– To nie ma żadnego sensu… – szepnął ojciec Hoyt, w dalszym ciągu chwytając z trudem powietrze.

– Tak czy inaczej, musimy zacząć poszukiwania – stwierdziła stanowczo kobieta. – Będziemy prowadzić je dwójkami. Kto oprócz mnie ma jakąś broń?

– Ja – zgłosił się natychmiast Fedmahn Kassad. – Jeżeli będzie trzeba, znajdzie się jeszcze coś w zapasie.

– Ja nie – powiedział ksiądz.

Poeta potrząsnął głową.

Sol Weintraub został z dzieckiem w korytarzu. Teraz wsadził głowę do kabiny.

– Nic nie mam – oświadczył.

– Ani ja – zawtórował mu konsul. Zaraz po zakończeniu wachty zwrócił paralizator pułkownikowi.

– W porządku – mruknęła Lamia. – Ksiądz pójdzie ze mną na dolny pokład. Silenus, dołączysz do pułkownika. M. Weintraub i konsul sprawdzą górę. Zwracajcie uwagę na wszystko, co wyda wam się dziwne albo podejrzane. Szczególnie ważne są ewentualne ślady walki.

– Jedno pytanie – zgłosił się Silenus.

– O co chodzi?

– Kto, do diabła, wybrał cię królową balu?

– Jestem prywatnym detektywem – odparła Lamia, patrząc poecie prosto w oczy.

Martin Silenus wzruszył ramionami.

– Hoyt jest kapłanem jakiejś zapomnianej religii, ale to jeszcze nie znaczy, że wszyscy musimy padać na kolana, kiedy odprawia mszę.

– Dobra – westchnęła Brawne Lamia. – W takim razie podam ci lepszy powód.

Poruszała się tak szybko, że konsul właściwie nie zdążył zauważyć, co się stało. W jednej chwili kobieta stała przy otwartym okienku, w następnej zaś była już w drugim końcu pomieszczenia, obejmując masywnym ramieniem cienką szyję poety.

– Może po prostu zrobisz to, co najbardziej logiczne, bo nie masz żadnego wyboru? – zapytała uprzejmie.

– Grrrkh… – wyrzęził Martin Silenus.

– Znakomicie – powiedziała Brawne Lamia doskonale spokojnym tonem i zwolniła uchwyt. Poeta zatoczył się na miękkich nogach i niewiele brakowało, a usiadłby na kolanach Hoyta.

Kassad wrócił z dwoma małymi paralizatorami.

– Proszę – powiedział, wręczając jeden Weintraubowi. – A co ty masz? – zapytał Lamię.

Kobieta sięgnęła do kieszeni i wyjęła archaiczny pistolet. Pułkownik przez chwilę przyglądał się zabytkowej broni, po czym skinął głową.

– Trzymajcie się blisko siebie i strzelajcie tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia.

– To znaczy, że zaraz będę mógł palnąć w łeb tej suce! – wymamrotał Silenus, ostrożnie masując sobie gardło.

Brawne Lamia postąpiła krok w stronę poety, ale ostry głos Kassada zatrzymał ją w miejscu.

– Spokój! Bierzmy się do roboty.

Silenus bez słowa wyszedł za pułkownikiem z kabiny.

Sol Weintraub podszedł do konsula i wręczył mu paralizator.

– Wolę trzymać to z dala od Racheli. Idziemy?

Konsul wziął broń do ręki i skinął głową.

Na wiatrowozie nie pozostał żaden ślad po Hecie Masteenie, Prawdziwym Głosie Drzewa. Po trwających godzinę poszukiwaniach pielgrzymi zebrali się ponownie w jego kabinie. Krew szybko schła, przybierając coraz ciemniejszą barwę.

– Może czegoś nie zauważyliśmy? – zastanawiał się głośno Lenar Hoyt. – Jakieś tajne przejścia? Ukryte pomieszczenia?

– Owszem, zawsze jest taka możliwość, ale użyłem nawet czujników reagujących na ruch i podczerwień – odparł Kassad. – Wykryłyby każdą istotę większą od myszy.

– Skoro miałeś te czujniki, to po jaką cholerę kazałeś nam przez godzinę włóczyć się po całym wozie? – warknął Martin Silenus.

– Ponieważ odpowiednio wyposażony człowiek może je łatwo oszukać – wyjaśnił spokojnie pułkownik.

Hoyt skrzywił się, przez chwilę walczył z falą wzmożonego bólu, a następnie powiedział drżącym głosem:

– A więc wynika z tego, że odpowiednio wyposażony kapitan Masteen może ukrywać się w jakimś tajnym pomieszczeniu.

– Możliwe, ale mało prawdopodobne – odparła Brawne Lamia. – Moim zdaniem, nie ma go już na pokładzie.

– Chyżwar – powiedział z odrazą w głosie Martin Silenus. Z całą pewnością nie było to pytanie.

– Być może -mruknęła Lamia. – Pułkowniku, razem z konsulem pełniliście straż przez te cztery godziny. Jesteście pewni, że nie słyszeliście ani nie widzieliście nic podejrzanego?

Obaj mężczyźni skinęli głowami.

Перейти на страницу:

Похожие книги