– Kiedy na planecie wylądował Zespół Pierwszego Kontaktu, ustawili w tym rejonie wielozakresowe nadajniki, a sami trzymali się na południe od gór.
– Słuchaj no… To znaczy: Wasza Wysokość, czego właściwie ode mnie chcesz? Rozgrzeszenia za to, że spieprzyłeś sprawę i kazałeś zbudować miasto właśnie tutaj? Proszę bardzo, masz rozgrzeszenie. Idź i nie grzesz więcej, synu. A teraz, jeśli Wasza Królewska Mość nie ma nic przeciwko temu, to
Król Billy nadal stał przy oknie.
– A więc sądzisz, że powinienem ewakuować miasto?
Wahałem się tylko przez ułamek sekundy.
– Jasne.
– I odleciałbyś razem z innymi?
– Dlaczego nie miałbym tego zrobić?
Billy odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.
– Naprawdę zrobiłbyś to?
Milczałem, a po kilku sekundach odwróciłem wzrok.
– Tak właśnie myślałem – powiedział władca planety, po czym założył do tyłu pulchne ręce i ponownie zaczął wpatrywać się w ceglaną ścianę po drugiej stronie alejki. – Gdybym był detektywem, z pewnością nabrałbym podejrzeń – ciągnął. – Największy nierób i wałkoń w mieście zaczyna pisać po dziesięcioletnim milczeniu zaledwie… ile, Martin? Dwa dni po pierwszych morderstwach. Zniknął z życia społecznego, w którym jeszcze niedawno stanowił główną postać, by poświecić się pisaniu epickiego poematu. Nawet młode dziewczęta nie muszą już lękać się jego capich zalotów.
Westchnąłem głośno.
– Capich zalotów, panie?
Billy zerknął na mnie przez ramię.
– W porządku – powiedziałem. – Masz mnie. Przyznaję się do wszystkiego. Zabijałem tych ludzi, a potem kąpałem się w ich krwi. To najbardziej rajcujący afrodyzjak we wszechświecie. Planuję jeszcze dwa… no, może trzy trupy, a potem przerwa, bo książka będzie już gotowa do wydania.
Król Billy znowu odwrócił się do okna.
– Co jest, nie wierzysz mi?
– Nie.
– A dlaczego?
– Ponieważ wiem, kto jest mordercą – oświadczył Smutny Król Billy.
Siedząc przed projektorem obserwowaliśmy, jak Chyżwar zabija powieściopisarkę Sirę Rob i jej kochanka. Obraz był bardzo ciemny; niemłode już ciało Siry zdawało się lekko fosforyzować, podczas gdy białe pośladki jej chłopca sprawiały wrażenie, jakby unosiły się w powietrzu, oddzielone od reszty opalonego ciała. Zbliżali się do szczytu uniesienia, kiedy zdarzyło się coś niewytłumaczalnego. Zamiast wykonać ostatnie, gwałtowne pchnięcia, a potem znieruchomieć na kilka sekund w spazmie rozkoszy, młody mężczyzna nagle oderwał się od kobiety i poszybował w górę, jakby Sira z ogromną siłą wypchnęła go ze swego ciała. Odgłosy, które do tej pory docierały do naszych uszu – zwykłe w takich sytuacjach jęki, posapywania, westchnienia, udzielane szeptem wskazówki – ustąpiły miejsca przeraźliwym krzykom.
Ciało chłopca rąbnęło z łoskotem w ścianę poza zasięgiem kamery. Sira leżała na łóżku w wyzywającej, a zarazem tragiczno-komicznie bezradnej pozie: szeroko rozrzucone nogi i ramiona, spłaszczone piersi, biodra wciśnięte w materac. Miała głowę odrzuconą do tyłu, ale zdążyła ją już unieść; na twarzy kobiety pojawił się najpierw wyraz gniewu i zdziwienia, potem zaś grymas potwornego przerażenia. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Rozległ się mrożący krew w żyłach, wilgotno-trzeszczący odgłos rozdzieranego ciała oraz chrzęst zrywanych ścięgien i łamanych kości. Sira ponownie przechyliła głowę do tyłu, otworzyła usta jeszcze szerzej, potem zaś jej ciało poniżej szyi dosłownie eksplodowało, zupełnie jakby niewidzialny rzeźnik robił z kobiety rąbankę, a jakiś szalony chirurg przeprowadzał jednocześnie operację, tnąc na oślep skalpelami. Była to brutalna sekcja przeprowadzana na żywym człowieku… a raczej na jeszcze przed chwilą żywym, bo kiedy krew przestała tryskać i ustały gwałtowne drgawki, Sira znieruchomiała na łóżku z jeszcze szerzej niż przedtem rozrzuconymi nogami, bezwstydnie prezentując krwawą masę wywleczonych na wierzch wnętrzności. Przy łóżku na ułamek sekundy pojawiło się coś czerwono-srebrzystego.
– Zatrzymaj, rozjaśnij i powiększ – polecił Król Billy komputerowi.
Rozmazana plama okazała się głową jakby przeniesioną prosto z koszmarnego, narkotycznego widzenia: częściowo trupia czaszka, a częściowo chromowana stal, zęby jak u wilka, szczęka jak łyżka koparki i oczy – krwawe klejnoty, przez które prześwieca światło rubinowego lasera; na czole zakrzywione trzydziestocentymetrowe ostrza, takie same jak na szyi i karku.
– Chyżwar? – zapytałem.
Król Billy niemal niedostrzegalnie skinął głową.
– Co się stało z chłopcem?
– Ani śladu – odparł król. – Nie wiedzieliśmy, że tam był, dopóki nie znaleźliśmy tego dysku optycznego. Zidentyfikowano go jako młodego specjalistę od rekreacji z Endymiona.
– A w jaki sposób znaleźliście dysk?
– Ekipa, która badała miejsce zbrodni, natrafiła na kamerę w suficie. Obiektyw miał niecały milimetr średnicy. Później okazało się, że Sira zgromadziła całą kolekcję takich dysków. Na wszystkich były zarejestrowane jej… eee…
– Wyczyny miłosne – podpowiedziałem.
– Właśnie.