— Lepiej nie — odparł Tertius. — Nie chcemy, by Cytadela runęła. Nie chcemy też, by spadła na nas klątwa. Lepiej po prostu umieśćmy go w Sali Przodków.
Primus podniósł ciało ojca i złożył je na przykrytym futrami łożu.
— Powiadommy ludzi, że umarł — rzekł. Czterech martwych braci zgromadziło się przy oknie wokół Septimusa.
— Jak sądzisz, o czym teraz myśli? — spytał Sekstusa Kwintus.
— Zastanawia się, gdzie spadł kamień i jak dotrzeć do niego przed pozostałymi — odparł Sekstus, wspominając swój upadek w przepaść i otchłań śmierci.
— Taką mam przynajmniej nadzieję — dodał były Osiemdziesiąty Pierwszy Władca Cytadeli Burz, zwracając się do swych czterech martwych synów. Lecz trzej jeszcze żyjący synowie niczego nie usłyszeli.
Nie da się udzielić prostej odpowiedzi na pytanie: ,Jak duża jest Kraina Czarów?”. Kraina Czarów nie jest bowiem jednym państwem, dzielnicą czy dominium. Mapy Krainy Czarów są bardzo niedokładne i nie należy im ufać.
Często mówimy o królach i królowych Krainy Czarów, tak jak o królach i królowych Anglii. Lecz Kraina Czarów jest większa niż Anglia, większa niż nasz świat (jako że od początku świata każda kraina, która znikała z mapy dzięki wysiłkom badaczy i śmiałków wyruszających w drogę, by udowodnić, że nie istnieje, trafiała do Krainy Czarów. Toteż w chwili, gdy to piszemy, stała się ona naprawdę ogromna i mieści w sobie wszelkie
Pośrodku lasu. tak gęstego i rozległego, że prawie można go nazwać puszczą, stał mały domek, zbudowany ze słomy, drewna i szarej gliny. Wyglądał niezwykle odpychająco. Przed domem wisiała klatka, w której siedział mały żółty ptak. Nie śpiewał, lecz przycupnął w milczeniu, strosząc wyblakłe pióra. Do środka prowadziły drzwi, z których obłaziła niegdyś biała farba.
Wewnątrz było tylko jedno pomieszczenie. Z powały zwisały wędzone mięsa i kiełbasy, a także zeschnięty ze-włok krokodyla. Na wielkim kominku płonął torf, dymiąc obficie. Dym sączył się wąską strużką z komina. Z boku stały trzy okryte kocami łóżka — jedno wielkie i stare, dwa pozostałe małe i niziutkie.
W drugim kącie obok dużej, pustej drewnianej klatki leżały sprzęty kuchenne. W ścianach tkwiły okna zbyt brudne, by dało się przez nie wyjrzeć, a wszystko pokrywała gruba warstwa tłustego kurzu.
Jedyną czystą rzeczą w tym domu było oparte o ścianę zwierciadło z czarnego szkła, wysokości rosłego mężczyzny, szerokie niczym kościelne wrota.
Dom należał do trzech starych kobiet. Na zmianę sypiały na wielkim łożu, przyrządzały obiady i zastawiały wnyki na drobne zwierzęta, a także czerpały wodę z głębokiej studni na tyłach.
Rzadko się odzywały.
W domku przebywały też trzy inne kobiety. Były szczupłe, ciemnoskóre i stale rozbawione. Sala, w której mieszkały, wielokrotnie przewyższała rozmiarami domek, posadzkę miała z onyksu, a podtrzymujące powałę Kolumny z obsydianu. Tuż za nimi otwierał się dziedziniec pod nocnym niebem, na którym lśniły gwiazdy. Pośrodku dziedzińca wzniesiono fontannę — posąg syreny w ekstatycznej pozie. Z jej szeroko otwartych ust tryska-ła czarna woda, zbierająca się w wielkiej misie w dole. Na pofalowanej powierzchni tańczyły gwiazdy.
Trzy kobiety i ich dom tkwiły w czarnym zwierciadle.
Trzy staruszki były trzema Lilim — władczyniami cza-rownic. Samotnie mieszkały w lesie.
Kobiety w zwierciadle także były Lilim. Czy jednak miały stać się następczyniami staruszek, czy też były ich cieniami; czy prawdziwy był tylko domek w lesie, czy też gdzieś daleko Lilim naprawdę mieszkały w czarnej sali przy dziedzińcu, pod gwiazdami, z fontanną w kształcie syreny, nie wiedział tego nikt poza samymi Lilim, i nikt tego nie odgadnie.
Owego dnia jedna z wiedźm wynurzyła się z lasu, nio-sąc w dłoni gronostaja. Futro na szyi zwierzątka splamio-ne było jaskrawą czerwienią.
Położyła go na zakurzonej desce i ujęła w dłoń ostry nóż. Nacięła skórę wokół nóg i szyi zwierzęcia, a potem brudną ręką ściągnęła ją, jakby rozbierała dziecko z piża-my, i rzuciła krwawy zewłok na kloc drewna.
— Wnętrzności? — spytała trzęsącym się głosem.
Najniższa i najstarsza z kobiet, o najbardziej splątanych włosach, kołysząca się w fotelu na biegunach, uniosła głowę.
— Czemu nie.
Pierwsza staruszka podniosła gronostaja, chwytając za głowę, i rozcięła go od szyi po ogon. Wnętrzności wypadły na deskę: czerwone, fioletowe i śliwkowe; mokre jelita i organy połyskujące niczym klejnoty na zakurzonym drewnie.
— Chodźcie tu, szybko! — wrzasnęła kobieta. Potem łagodnie poruszyła nożem flaki gronostaja i ponownie wrzasnęła.
Wiedźma w fotelu dźwignęła się na nogi (w zwierciadle ciemnoskóra kobieta przeciągnęła się i wstała z kanapy).
Ostatnia staruszka, wracająca z wygódki, pospiesznie dołączyła do pozostałych. — Co? Co się stało?
W lustrze pojawiła się trzecia młoda kobieta (piersi miała małe i sterczące, oczy ciemne).