— Możliwe. Ale teraz nic już nie da się zmienić czy naprawić. Proszę w rozmowie ze mną nie używać tak ostrego tonu, ja tego nie lubię. Nasz zamysł skierowany przeciw ludziom Ziemi już się urzeczywistnia. To wasza wina, przecież was uprzedzałam.
Jej zimna krew i niepojęty upór mogły doprowadzić do szaleństwa. Muratow powstrzymywał się z trudem. Przecież sama powiedziała kiedyś, że „ratuje” ludzi. A teraz ani jednym słowem nie próbowała im pomóc.
Być może wystarczyłoby tylko jedno jedyne słowo!
Poczuł coś w rodzaju nienawiści do tej kobiety innego świata, która tak obojętnie mówiła o niebezpieczeństwie zagrażającym ludzkości.
„Sama pogodziła się ze swoim losem, z tym, że nigdy nie wróci do ojczyzny — pomyślał. — A nasz los jej wcale nie interesuje. Być może nawet się cieszy”.
Rozumiał, że krzywdzi Gianeję.
— To, co zrobił Rijageja, okazało się niepotrzebne — z zadumą powiedziała dziewczyna, najwidoczniej myśląc głośno. — To i tak musiało się stać.
Muratow dosłyszał te słowa, chociaż były powiedziane ledwo dosłyszalnym szeptem.
I nagle uświadomił sobie, że Gianeja powiedziała to zdanie po hiszpańsku.
Nie zdążył jeszcze w pełni zrozumieć znaczenia tego faktu, gdy Gianeja gwałtownym ruchem rzuciła się w wodę. Bryzgi zmoczyły go od stóp do głowy.
— Czemu się pan tak denerwuje? — krzyknęła odpływając. — Pańska siostra mówiła mi, że ludzie dadzą sobie radę z każdym niebezpieczeństwem.
VI
Przez kilka minut Muratow machinalnie wodził za nią wzrokiem. Po raz pierwszy widział jak pływa i mimowolnie zachwycił się pięknem jej ruchów. W czasie gry w waterpolo Gianeja pływała innym stylem.
Jednak myślami był gdzie indziej.
Mówiła do samej siebie, pomyślała głośno — i zrobiła to w ziemskim języku! Przecież człowiek zawsze myśli w swoim, a nie w obcym języku.
Muratow czuł, że stoi na progu jakiegoś bardzo ważnego odkrycia.
„To znaczy — myślał — że język hiszpański Gianeja zna od bardzo dawna, być może od dzieciństwa. Zna go tak dobrze, że przyzwyczaiła się do niego, i może w nim nawet myśleć. To dziwne i niepojęte. Jednak tak właśnie było. Gianeja wyraźnie nie orientuje się w problemach technicznych, bardzo słabo zna cel ich przylotu do systemu słonecznego. Plan swych współplemieńców zna jedynie w ogólnych zarysach. Dlaczego? W lot kosmiczny nie zabiera się niepotrzebnego członka załogi. Po co im była potrzebna? Po co? Tylko jedno mogło uczynić ją użyteczną — znajomość języka Ziemi, języka hiszpańskiego. Gianeja miała być ich tłumaczem! A z tego wynika, że załoga statku, który zginął, zamierzała wylądować na Ziemi, a nie jedynie na Księżycu, gdzie, ich zdaniem, nie było jeszcze ludzi. To niezwykle ważne”.
Muratow omalże biegiem rzucił się na poszukiwanie Stone'a. Znalazł naczelnika ekspedycji w towarzystwie Sabo, Tokariewa i Wieriesowa.
— Posłuchajcie, koledzy! — ze zdenerwowania Muratow nawet nie zauważył, że przerywa Stone'owi w pół słowa. — Muszę wam zakomunikować coś niezwykle ważnego.
Powtórzył dokładnie całą swoją rozmowę z Gianeją i swoje wnioski.
— Z tego wynika — zakończył — że oni nie tylko zamierzali zrealizować swój plan, ale i jakiś czas mieli spędzić na Ziemi. Jak to ze sobą pogodzić?
To, co powiedział Muratow, wywarło na wszystkich wielkie wrażenie. Zdenerwowany Stone zerwał się z krzesła.
— Ma pan rację, po tysiąckroć rację — powiedział. — Jesteśmy głupcami, skoro nie zrozumieliśmy tego wcześniej. Sytuacja zmienia się całkowicie. Jeżeli Ziemi zagraża niebezpieczeństwo, to jak by ono nie było straszne, nie jest katastrofą. Urzeczywistnienie ich planu wymaga czasu, nie może dokonać się w jednej chwili. To był długoterminowy plan. A więc nie musimy się niczego obawiać. Sputniki będą zniszczone w najbliższym czasie. Świetnie się pan spisał, Wiktorze! Ktoś inny nie zwróciłby uwagi na to, że Gianeja myśli po hiszpańsku. To zupełnie oczywiste, że musi znać ten język jeszcze z czasów dzieciństwa. A więc już w dzieciństwie wyznaczono jej rolę tłumaczki. Przypomnijcie sobie jej słowa: „Opuściłam ojczyznę prawie wbrew swojej woli”.
— Jeśli miałoby to być prawdą — powiedział Tokariew — to po cóż Rijageja zniszczył statek i tym samym popełnił samobójstwo? Jeżeli był przyjacielem Ziemi, to raczej słuszniej z jego strony byłoby zjawić się u nas i uprzedzić nas o niebezpieczeństwie.
— Tak, jeżeli mógł to zrobić — odezwał się Sabo. — Ale przecież nic nie wiemy. Na tym polega całe nieszczęście.