- Poszliśmy do tawerny dla marynarzy na brzegu rzeki i postawiłem mu wino. Wypił kolejno dwie szklanki, niczym bardzo spragniony. Oczywiście stale dolewałem, usiłując coś z niego wyciągnąć, ale odpowiadał monosylabami, a w jego wzroku, utkwionym w pustce nad moim ramieniem, czaił się stach. Znowu zaczął pić, tym razem wolniej. Zamówiłem więc chleb, szynkę i ser mówiąc, że niedobrze jest pić na pusty żołądek, a on zgodził się ze mną. Zabraliśmy się do jedzenia. Wyjąłem mój nóż, a on swój. Miał on mniej więcej taki kształt jak mój nóż, który mi powierzyłeś...
- Nóż mordercy!
- Tak, ale ten, zamiast z rogu, miał rękojeść drewnianą. Wypiliśmy jeszcze i udałem, że jestem pijany.
- A on?
- To były poganiacz mułów: ma mocną głowę. Jednak chwiał się trochę i pomyślałem, że nadszedł właściwy moment. Zacząłem wymachiwać rękami i nóż spadł pod stół. Schyliłem się, by go podnieść i zamieniłem na przyniesiony przeze mnie. Nie od razu zauważył zmianę. A potem nagle spostrzegł ją. Zbladł jak ściana, myślałem że oczy wyjdą mu z orbit. Wstał gwałtownie i chwycił broń, by mnie uderzyć, ale miałem się na baczności i uchyliłem się od ciosu. Dzielący nas stół przewrócił się i znaleźliśmy się twarzą w twarz, obaj uzbrojeni. Patrzył na mnie oszalałym wzrokiem, a ja czekałem. Zacząłem się śmiać i powiedziałem: „Opowiadano mi, że ludzie stąd okropnie boją się duchów. Coś mi mówi, że nie będziesz już sypiał tak dobrze jak niegdyś. Zdradzony i zamordowany pan to chyba wyjątkowo spragniony zemsty duch?". Nie myślałem, że moje słowa wywrą na nim tak wielkie wrażenie. Jeśli kiedykolwiek widziałem przerażenie na twarzy mężczyzny, było to właśnie wtedy. Cofnął się, jakby duch stał między nim a mną, a potem wziął nogi za pas i uciekł, jakby gonił go sam diabeł.
- A ty co zrobiłeś?
- Pozwoliłem mu zwiać... i zapłaciłem za szkody - zakończył Esteban filozoficznie. - Przez chwilę chciałem biec za nim i zabić go, ale na środku ulicy...
- Dobrze zrobiłeś. Życie tego nędznika należy do tej, która śpi tu nad nami...
- Bez wątpienia, ale to dama i nie bardzo wyobrażam ją sobie wymachującą nożem. Zauważ, że jestem gotów to zrobić zamiast niej!
- Ona się nie zawaha, jest spragniona zemsty. Horoskop, który jej postawiłem powiedział mi, że w tej pięknej, młodej kobiecie, stworzonej do miłości i spokojnego szczęścia, które dać może majątek w połączeniu z wszelkimi wdziękami, drzemie bezwzględna Nemesis. Pomyśl, że tamtej podłej i pazernej kobiecie wystarczył tydzień, by pozbawić ją wszystkiego, począwszy od ojca i majątku, a skończywszy na kobiecej dumie i szczęściu. Odnalazłem ją u Pippy (sutenerki z przedmieścia San Spirito) w chwili gdy garbus Pietro Pazzi zamierzał ją udusić, uprzednio zgwałciwszy. Zabiłem tego zgniłka... A propos Pippy, osiodłasz konia i pojedziesz do niej. aby odkupić, małą tatarską niewolnicę imieniem Khatoun, należącą do donny Fiory. Została pojmana, gdy próbowała uwolnić swą panią. Zabierz złoto!
- Po co? Mam miecz i sztylet. To chyba wystarczające środki perswazji...
- Wolę złoto. Megiera może być silniejsza od ciebie! Jest niebezpieczna i ma wielu protektorów. Zresztą pewnie umiera ze strachu, odkąd jeden z Pazzich został zabity w jej domu. Jeśli podburzy przeciwko tobie swoich ludzi i klientów, możesz nie dać sobie rady. Przed odjazdem osiodłaj mojego muła. Wspaniały wystarczająco długo na mnie czekał. A właśnie, nie wiesz gdzie on jest?
- Był w Badii, ale musiał wrócić do pałacu, by przyjąć emisariusza króla Anglii Edwarda.
Jak zawsze, gdy pozwalała na to pogoda, Lorenzo Medyceusz przebywał w swoim ogrodzie. Będąc w tym samym stopniu poetą co mężem stanu, lubił dawać wypoczynek oczom i umysłowi wśród obfitej zieleni, posłuchać śpiewu ptaków mając nad głową jedynie nieskończony lazur nieba. Na ograniczonej przestrzeni, wyznaczonej murami miejskiego pałacu, jego ogrodnicy przycinali ulubiony bukszpan (który woleli od innych roślin) na kształt psów, jeleni, słoni. Była tam nawet galera z rozwiniętymi żaglami. Ta fantazyjna zieleń otaczała prawdziwe arcydzieło: Judith Donatella wznoszącą się na wysokim granitowym cokole. Pod wiodącą do ogrodu kolumnadą widniały trzy rzymskie sarkofagi, a wśród nich zręcznie odrestaurowany starożytny Marsjasz i cudowny Dawid Donatella.
Przybywszy tam Demetrios zatrzymał się pod kolumnadą i poszukał schronienia Marsjasza. Wspaniały nie był sam: naprzeciwko niego i Judith, o którą się opierał, widać było biały habit i czarny szkalperz brata Ignacia.
Nie chodziło tu zresztą o sekretną rozmowę, gdyż głos mnicha rozbrzmiewał jak trąba wzywająca na sąd ostateczny: chciał być słyszany przez wszystkich. Demetrios, ukryty za posągiem satyra, nie musiał więc wcale nadstawiać ucha:
- Czy dotarła do ciebie wieść, przyniesiona nie wiedzieć skąd, i obiegająca od rana miasto? - wykrzyknął Hiszpan. - Dziewczyna, która miała zostać poddana ordaliom, uciekła z klasztoru Santa Lucia, podobno tego nie zrobiła. Nie ukrywam, nieco mnie to zaskoczyło: mówią, że została porwana.