- Ryzykuję mniej niż przypuszczasz, dziewuszko. Nie sugeruj się nędznym otoczeniem, w którym żyję, gdyż dysponuję potęgą, jakiej pozazdrościłoby mi wielu książąt. Członkowie cechu żebraków, najliczniejszego ze wszystkich, wszędzie wokół Morza Śródziemnego i jeszcze dalej rozpoznają się dzięki jednemu słowu: „Mendici". Króluję we Florencji nad prawdziwymi lub fałszywymi kalekami, rzezimieszkami, żebrakami wszelkiej maści. Tworzą oni prawdziwą armię, której ciosy choć zadawane w ciemnościach, są groźne. Jeżeli w mieście narastają zamieszki, jesteśmy zawsze w centrum niepokoju. Jednak, widzisz, to drogie mi życie zawdzięczam towarzyszącemu ci człowiekowi, gdyż jego wiedza uratowała mnie. A Bernardino zawsze spłaca długi... Śpij teraz i zasłoń uszy; Grek i ja musimy porozmawiać...
Wyciągnięta na stosie cuchnących szmat jak na najmiększych poduszkach, zapomniawszy o podrapanym ciele i obolałej szyi, Fiora natychmiast zapadła w głęboki sen. Kilka kroków od niej, przycupnąwszy naprzeciwko siebie po dwóch stronach ogniska, grecki lekarz i król żebraków rozmawiali po cichu o potajemnych sprawach aż do świtu. Kiedy rozległo się pianie koguta, Demetrios wyjął z łachmanów garść florenów i włożył ją w łapska swego towarzysza. Potem wstał i przeciągnął się.
- Myślisz, że ci się uda? - zapytał.
Tamten wzruszył ramionami i z lubością przesypał złoto z jednej dłoni do drugiej:
- To dziecinnie łatwe. Za dwie godziny wiadomość, że dziewczyna nie uciekła z klasztoru, lecz została porwana obiegnie place przed kościołami i targi, równie szybko jak jesienny wiatr.
- Jesteś pewien, że ani ty, ani twoi bracia nie ryzykujecie wpadnięcie w ręce bargella?
- Nie można powstrzymać wiatru. Zrywa się, choć nie wiemy, dlaczego ani skąd pochodzi, i cichnie, ale my będziemy czuwać, by nie stało się to zbyt szybko. Nie obawiaj się zatem!
Demetrios skinął głową, uśmiechnął się i poszedł obudzić Fiorę. W godzinę później, przebywszy całe miasto wśród jadących na targ wozów z warzywami i drobiem, przekroczyli przy powszechnej obojętności, nie zwróciwszy na siebie nawet uwagi strażników, bramę w Pinti. Poszli wzdłuż muru klasztoru Kamedułów i cudownego ogrodu w Badii, zbudowanej przez Cosima Medyceusza.
Poranne powietrze było lekkie, czyste i przejrzyste, a tęczowe światło zapowiadało słoneczny dzień, ale serce Fio-ry, choć uwolnione od strachu, przepełniał smutek, gdy tak szła u boku Demetriosa w kurzu drogi, którą tyle razy niegdyś przemierzała kłusując na koniu, czyjadąc na mule wśród wesołego brzęku dzwoneczków. Tam na górze była jej posiadłość. Widziała wysoki brązowy dach cichego domu wśród drzew laurowych, gdzie Filip dał jej kilka godzin szczęścia, i mrużyła oczy jak nocny ptak wypuszczony nagle na słońce. Nic nie miało już tej samej barwy, tego samego wyglądu co kiedyś. Niczym upadła królowa, dziś żebraczka, czuła się obco w pejzażu, który kochała każdym włóknem ciała, całą czułością serca, i który jej już nie poznawał.
Obserwujący ją kątem oka Demetrios, widząc że potyka się w wyrwie pozostawionej przez ostatnie deszcze, przytrzymał jej ramię i już nie puścił:
- Stok jest stromy i droga wydaje ci się gorzka, Fioro Beltrami, ponieważ spadłaś z wysoka i twoje rany jeszcze krwawią. Wiedz, że kto chce osiągnąć szczyt góry, nie może uniknąć wdrapania się po zboczu.
- Myślisz, że istnieje jeszcze jakiś szczyt dla mnie? Jestem zmęczona, Demetriosie...
- Powiedziałem, że krwawisz, ale blizny sprawią, że skóra jest grubsza. Uleczę cię i wtedy będziesz mogła znowu dostrzec horyzont. Odkryjesz, że chcesz kochać i być kochaną.
- Nigdy! Nigdy więcej nie pokocham! Zbyt wiele jest goryczy w moim sercu, by doń wróciła miłość. Jedyne czego chcę, to pomścić ojca, matkę i siebie samą. Pomyśl, że zabrano mi wszystko, mój dom został ograbiony, zniszczony. Może zabito moją opiekunkę z dzieciństwa, moją drogą Leonardę, o której ledwo śmiałam myśleć w domu Pippy...
- Mogę cię zapewnić, że nikt nie został zabity, kiedy zajęto pałac Beltramiego. Służba uciekła albo została rozpędzona. Żebrak Bernardino zasięgał języka. Twoja Leonarda znalazła schronienie.
- Gdzie? Na pewno zamknięto przed nią wszystkie drzwi, nawet drzwi Colomby, guwernantki Chiary. Chyba że pojechała do swojej siostrzenicy, Żanety, która poślubiła farmera z Mugello? Och, gdybym mogła się upewnić!
- Odnajdę ją, nie obawiaj się! Co się zaś tyczy zemsty, jest rzeczą naturalną, że o niej myślisz.
- Myślę tylko o niej! Ale nie mam niczego, by ją zrealizować, prócz dwojga rąk - dodała z goryczą, wyciągając przed siebie dłonie o szczupłych palcach i połamanych paznokciach, które wydawały się niewiarygodnie kruche wobec ciężkiego zadania.
- Nie mogłabyś mi zaufać? Znajdziemy razem broń, której ci brakuje. Zachowaj nadzieję! Wiem, że przed tobą długa droga i sporo niespodzianek. Mam ci wiele do powiedzenia...
Fiora spojrzała na swego towarzysza z ciekawością.
- Jesteś dziwnym człowiekiem i dostrzegam to nie po raz pierwszy. Nie zapomniałam o twojej przepowiedni na balu w pałacu Medyceuszy...