Nagle przypomniała sobie przepowiednię Demetriosa. Lekarz powiedział, że kiedy śmierć zabierze Simonettę, Fiora będzie daleko i nie będzie szczęśliwa. Naraz stało się to dla niej oślepiająco oczywiste. Wyjedzie, może na zawsze, a skoro miałaby nie być szczęśliwa, to znaczy, że nie będzie przy niej ojca...
- Nigdzie nie pojadę! - postanowiła głośno. - Leonarda może mówić, co chce; zostanę z ojcem. Co będzie, to będzie! Już nic gorszego stać się nie może...
Pokrzepiona podjętą decyzją wróciła do łóżka, w którym wciąż spała niczego nieświadoma Khatoun. Zamknęła oczy... i natychmiast zapadła w sen.
Kiedy się obudziła, było już bardzo późno. Zbeształa Khatoun za to, że pozwoliła jej tak długo spać.
- Tak rozkazała pani Leonarda! - broniła się mała. Fiora nie słuchała. W nocy obiecała sobie porozmawiać z ojcem, zanim pójdzie on do pałacu Medyceuszy. Mając nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, wybiegła z pokoju. Spotkany w galerii Rinaldo, niosący stos ubrań do oczyszczenia, poinformował ją, że Francesco wyszedł przed godziną... Zaczęła więc szukać Leonardy, ale ta była w kuchni, a Fiorę obowiązywł zakaz schodzenia tam samej -mogła to czynić tylko wtedy, gdy pobierała u guwernantki lekcje obowiązków dobrej gospodyni i odkrywała tajemnice prowadzenia dużego domu. Poza tym zdążyła założyć na koszulę tylko lekki szlafroczek i była boso.
Pomyślawszy, że nie pozostaje jej nic innego, tylko wykonać poranną toaletę, wróciła do sypialni. Ubrana będzie mogła z większą godnością obwieścić swoją decyzję, że poczeka, niezależnie od wszystkiego, na powrót ojca. Żałując, iż nie zdążyła z nim porozmawiać przed jego wyjściem, Fiora umocniła się w postanowieniu, że nie wyjedzie. Myślała, iż nie jest jeszcze za późno...
Zrozumiała, że się myliła i że było już o wiele za późno, gdy kilka minut potem grupa wyjących i gestykulujących ludzi przyniosła do pałacu ciało Francesca Beltramiego. Jakaś nieznana ręka wbiła mu sztylet w plecy, kiedy rozmawiał z klientem w ulicznym zamęcie Mercato Nuovo.
Rozdział SZÓSTY
REQUIEM DLA SZLACHETNEGO CZŁOWIEKA
Mężczyźni niosący ciało Francesca umieścili je na łożu, gdy tymczasem służba z wielkim trudem usiłowała usunąć rozgadany i podniecony tłum. Pałac rozbrzmiewał głośnymi lamentami i pogróżkami, zupełnie szczerymi, bo ten zamożny kupiec był szanowany za bogactwo, kochany za miłosierdzie.
Nigdy nie tracąca zimnej krwi Leonarda podziękowała ze szczytu schodów zebranym, wezwała wszystkich tych dobrych ludzi do modlitwy i w końcu rozkazała, by podano im przedniego wina dla pokrzepienia w głębokim bólu, któremu dawali wyraz. Kazała również rozdać trochę pieniędzy żebrakom. Przybyli opuścili domostwo, sławiąc szczodrość pań z domu Beltramiego i opłakując okrutną stratę, jakiej doznała.
Guwernantka szybko wróciła do Fiory. Dziewczyna, klęcząc przy łożu, szlochała rozpaczliwie, z twarzą wciśniętą w aksamitną narzutę, na której spoczywał ojciec. Młoda kobieta nie była jednak sama w pokoju. Leonarda zobaczyła wysokiego, chudego mężczyznę w długiej szacie z czarnego aksamitu: o luźnych rękawach i wysokim, prostym kołnierzu, zapiętym cenną złotą agrafą. Jarmułka z tego samego materiału przykrywała jego siwe włosy łączące się z krótką brodą. Ze skrzyżowanymi ramionami na piersi patrzył bez słowa na Fiorę, szanując jej ból. Słysząc wchodzącą Leonardę, zwrócił się w jej stronę.
- Zostałem, bo mam coś do powiedzenia - rzekł w odpowiedzi na nieme pytanie starej panny, ku jej zaskoczeniu po francusku. - Byłem świadkiem zbrodni...
- I nie zatrzymałeś mordercy, panie? Czy nie to przede wszystkim należało uczynić?
- Nie. Przede wszystkim należało się upewnić, czy messer Beltrami istotnie znajdował się poza zasięgiem ludzkiej pomocy. Jestem lekarzem, ta młoda dama mnie zna - dodał Demetrios, wskazując ruchem brody Fiorę. - Zbrodniarz musiał śledzić swą ofiarę. Wykorzystał gwałtowną kłótnię między kilkoma sprzedawczyniami drobiu i ryb, która przekształciła się w bijatykę i wywołała zbiegowisko. Nie widziałem, jak uderzył, ale nagle zobaczyłem nóż wbity w plecy twego pana. Zaatakowany nawet nie krzyknął. Morderca zaś zniknął w tłumie, zapewne przeciskając się między ludźmi i straganami, bo niektóre z nich były poprzewracane. Ale odnajdę go... dzięki temu!
Grek wyciągnął z rękawa nóż o szerokim, spiczastym ostrzu i rękojeści z wypolerowanego rogu, bez żadnych cech charakterystycznych, na który Leonarda spojrzała z odrazą.
- Wyciągnąłem ten nóż z rany; pozwól, bym go zatrzymał, pani. Nie sądzę, aby oglądanie go było przyjemne dla donny Fiory...
- Ja również tak myślę. Ale dlaczego chcesz go zatrzymać, panie? Wkrótce na pewno przyjdzie burmistrz. Czy to nie jemu należałoby go oddać?
- Nie wiedziałby, co z nim zrobić, gdy tymczasem ja sprawię, że przemówi. Narzędzie zbrodni może powiedzieć więcej, niż przypuszczasz, pani.
- W takim razie weź go! Jeśli ci się uda zatrzymać tego nędznika, wszyscy będą cię błogosławić...