- Ale jeśli ojciec nie przyjedzie do Livorno, to co zrobimy?
- Kapitan „Santa Maria del Fiore" otrzyma rozkazy. Jeśli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin pan Beltrami nie dołączy do nas, będzie musiał postawić żagle i zawieźć nas do Francji. To będzie długa podróż, ponieważ popłyniemy przez morze i rzekę aż do Paryża. Zamieszkamy u mlecznego brata twego ojca Agnola Nardiego, który prowadzi przedstawicielstwo firmy. A później zobaczymy... Teraz spieszmy się...
- To niepotrzebne. Nie chcę opuszczać ojca. Wyjedziemy z nim albo wcale.
Zapiawszy rzemienie jednego z kufrów, Leonarda wyprostowała się i z dłońmi na obolałym krzyżu zapytała:
- Kochasz ojca, pani?
- Co za pytanie! Oczywiście, że kocham!
- Więc bądź mu posłuszna, nie starając się demonstrować, jaka z ciebie bohaterka! Myśli, że to, co postanowił, będzie najlepsze. Nie sądzisz, że jest wystarczająco nieszczęśliwy z powodu tego demona w spódnicy, zamierzającego ukąsić go w samo serce? Nie sądzisz, że dosyć się niepokoi?
- Nie chcę pogłębiać jego trosk, ale czy nie byłoby lepiej uciec razem?
Mogliśmy wyjechać wczoraj wieczorem...
- Ucieczka oznaczałaby przyznanie się do winy, a w każdym razie potwierdzenie, że się czegoś boimy. Może wcale nie wyjedziemy do Francji? To zależy od Medyceusza! Wyobraź sobie, że aby uniknąć skandalu, postanowi wydać cię za Pietra? Ojciec będzie mógł przynajmniej powiedzieć, że uciekłaś i nie wie, gdzie jesteś. Ale jeśli kuzyn Pietro wydaje ci się powabny...
- Jak możesz mówić w ten sposób? Jestem zamężna i dobrze o tym wiesz.
- Wiem przede wszystkim, że małżeństwo, szczególnie potajemne, można anulować. To często tylko kwestia pieniędzy. A mówią, że papież Sykstus IV lubi pieniądze bardziej, aniżeli to przystoi biskupowi rzymskiemu. Zrozumiałaś?
- Tak. Skończmy z tym i spróbujemy choć trochę odpocząć. Jesteś bardzo blada, Leonardo!
- Jeśli chcesz wiedzieć, padam ze zmęczenia. Rzeczywiście, chętnie przespałabym się godzinę lub dwie. Szczególnie jeśli jutro trzeba będzie spędzić pół dnia na koniu.
Pakowanie było skończone. Zostawiły tylko ubrania na następny dzień. Rzeczy potrzebne w podróży włożyły do małego kuferka. Pozostałe wepchnęły do składziku obok sypialni Fiory. Przed wyjściem Leonarda wzięła młodą kobietę w ramiona, aby ją ucałować, ale nie od razu ją puściła:
- Co sprawia ci większy ból, Fioro? - zapytała poważnie. - Odkrycie twego pochodzenia... czy postępowanie męża?
- Trudno to porównywać. Kochałam moją matkę nie znając jej, i sądzę, że kocham ją jeszcze bardziej za wszystko, co wycierpiała. Co do Filipa de Selongeya... och! Chciałabym go ujrzeć martwego!
- A jednak będziesz płakała w dniu, kiedy dowiesz się, że został zabity. Uwierzysz mi, jeśli ci powiem, że on kocha cię bardziej, niż sądził, i że złapał się we własne sidła?
- Zawsze ci wierzyłam... ale tym razem musiałabym mieć oczywisty dowód! Nie jestem pewna, czy wybaczyłabym mu... Idź spać.
Leonarda zamierzała już wyjść, ale Fiora ją powstrzymała.
- Poczekaj chwilę, proszę!
Palcami, które nawet nie zadrżały, wyciągnęła łańcuszek zawieszony pod koszulą, odpięła go, zdjęła złotą obrączkę otrzymaną od Filipa i podała starej pannie:
- Zrób z nią, co zechcesz! Nie mam już ochoty jej nosić...
Leonarda spojrzała jej głęboko w oczy i zapewne wyczytała z nich całkowite zdecydowanie, gdyż wzięła obrączkę bez słowa i wyszła.
Pozostawszy sama, Fiora położyła się, lecz mimo zmęczenia nie mogła zasnąć. Po wyjściu Leonardy lęk, który opanował ją w San Miniato, wrócił z taką siłą, że Fiora musiała walczyć ze sobą, aby nie pobiec za guwernantką i nie poprosić, by pozwoliła jej spać przy sobie, jak to często robiła, gdy podopieczna była dzieckiem. Ku jej własnemu zaskoczeniu powstrzymała ją duma. Czy po tym, co usłyszała wieczorem, mogła jej pozostać choć odrobina miłości własnej?
Wstała, wypiła odrobinę wody z miodem, podeszła do okna, by popatrzeć na rozciągającą się nad miastem noc, rozgwieżdżoną jak królewski płaszcz. Posłuchała przez chwilę znajomych odgłosów, kroków milicji na bruku, skrzypienia wioseł na rzece, krzyku morskiego ptaka, klasztornego dzwonu zapowiadającego jutrznię. Myśl, że jutro na pewno już ich nie usłyszy, była nie do zniesienia; Fiora odkryła, że przywiązała się do tych drobiazgów. Jeśli Lo-renzo nie okaże się wspaniałomyślny i nie postąpi jak prawdziwy przyjaciel (czego się obawiała), jutro będzie spała w jakiejś przydrożnej oberży, a następnej nocy na pokładzie statku. Tego samego „Santa Maria del Fiore", który niegdyś przywiózł ją wraz z mamką i Leonardą z Francji. Może wkrótce znowu uniesie ją w nieznane, co Fiorę trochę przerażało, ale tylko dlatego, że bała się stawić temu czoło bez pomocnej dłoni ojca. Gdyby Francesco był przy niej, wszystko stałoby się od razu łatwiejsze...