- Kto chce szczęśliwym być, niech się spieszy - wyszeptał - gdyż nikt nie jest pewny jutra! Francesco miał wszystko, czego trzeba do szczęścia, ale znalazła się ręka zbrodnicza, by podle zadać mu cios w plecy, jemu, który nigdy nikogo nie skrzywdził. Kto to mógł zrobić?
- Właśnie to powiedziałeś, panie: to jakiś podły nędznik, działający na pewno z czyjegoś rozkazu.
- To znaczy?
- Można dać komuś broń do ręki, jeśli samemu nie śmie się zadać ciosu. Mówią, że w gorszych dzielnicach nie brak łajdaków, a kupić tam można wszystko, nawet życie ludzkie. Najważniejsze jest, ile się zapłaci...
Lorenzo spojrzał na Fiorę, mrużąc z uwagą krótkowzroczne oczy:
- Czy masz na myśli kogoś konkretnego? Wiesz, że bezpodstawne oskarżenie to poważna sprawa i może być ścigane przez prawo?
- Toteż nie będę nikogo oskarżać, dopóki nie zdobędę pewności. Ale wtedy...
- Wtedy to już będzie moja sprawa - przerwał surowo Lorenzo. I dodał łagodniej: - Jesteś teraz sama, Fioro, i zbyt młoda, by żyć samotnie. Twój ojciec nie chciał cię jeszcze wydawać za mąż, ale teraz potrzebny ci będzie towarzysz życia. Tym bardziej że dziedziczysz nie tylko wielką fortunę, ale i skomplikowane interesy. Francesco nie zajmował się jedynie uszlachetnianiem płócien. Miał również bank, okręty, z których dwa znajdują się w Wenecji. Nie mówiąc o „Santa Maria del Fiore", jego osobistym okręcie, zakotwiczonym w Livorno, mieście, z którego, jak wiem, chciał zrobić wielki port handlowy, kopalnię ałunu w Volterra, jak również przedstawicielstwa w Paryżu, Londynie, Bru-gii... i może jeszcze coś? Na czele tych przedstawicielstw powinien stanąć mężczyzna... Mój młody kuzyn, Luca Tornabuoni, jest w tobie bardzo zakochany. Czy zechcesz o tym pomyśleć... później, kiedy twój ból nie będzie tak silny?
- Później... może. Na razie nie chcę wychodzić za mąż. Zaskoczona była stanowczością, z jaką wypowiedziała to kłamstwo. Nawet się nie zaczerwieniła, pozwalając Wspaniałemu mieć nadzieję na to niemożliwe małżeństwo z jego kuzynem, ale była też nieco zaszokowana pośpiechem, z jakim Lorenzo wysunął kandydaturę Luki. Smutek był dla* niego jedną sprawą, a interesy drugą, i pragnął, rzecz jasna, by małe królestwo Beltramiego dołączyło do ogromnych dóbr jego rodziny.
Skłoniwszy się ponownie przed zwłokami przyjaciela, Lorenzo pożegnał się z Fiorą i skierował do drzwi, ale nagle zawrócił.
- Czy masz powody, by jako jedyne dziecko Francesca lękać się o swoje życie?
- Aż do tego ranka nie miałam obaw - odpowiedziała młoda kobieta. - Teraz już sama nie wiem.
- Lepiej powziąć wszelkie środki ostrożności. Przyślę ci Savaglia z kilkoma strażnikami.
- Dziękuję, ale czy to konieczne? Nie można pilnować tego domu bez końca. Jestem otoczona wiernymi sługami. Tak w każdym razie sądzę...
- Jednak obecność uzbrojonych ludzi powinna zniechęcić twoich ewentualnych wrogów, a my zyskamy czas na odnalezienie mordercy. Nie wychodź aż do pogrzebu, który odbędzie się pojutrze. Naturalnie, wszyscy przyjdziemy...
- Dziękuję ci z głębi serca. Twoja opieka i przyjaźń są mi drogie, panie Lorenzo...
- Mogłyby się okazać niewystarczające, by cię ochronić, jeśli szybko nie znajdziesz męża...
Nie powiedział nic więcej, ale Fiora wiedziała, że jest uparty. Będzie obstawał przy swoim i pewnego dnia trzeba będzie powiedzieć mu prawdę. Jednakże miał rację mówiąc, że interesami Beltramiego powinien pokierować mężczyzna i Fiora pożałowała swojej ignorancji. Gdyby była chłopcem, ojciec już od dwóch czy trzech lat wprowadzałby tgą w swoją pracę, aby później mogła przejąć spuściznę po nim. Lecz ona, tak wykształcona w innych dziedzinach, niewiele wiedziała o trudnych pertraktacjach handlowych. Nagła, przedwczesna śmierć ojca uczyniła ją bezbronną...
- Pan Lorenzo jest mądry i chce tylko twego szczęścia -usłyszała za sobą spokojny głos Leonardy...
- Pod warunkiem, że to szczęście będzie w zgodzie z interesami jego rodziny. Inaczej mówiąc - że poślubię Lucę...
- Co jest w tej chwili niemożliwe, ale może znalazłoby się jakieś wyjście. Dlaczego nie poprosić pana Lorenzo, aby "znalazł kogoś mądrego i godnego zaufania do prowadzenia twoich interesów? To by mu pochlebiło i odsunęło na jakiś czas jego plany małżeńskie. Zresztą, żałoba nie pozwoli ci w ciągu najbliższych miesięcy zapalić ślubnych pochodni.
- To mądra rada. Jak tylko ojciec... opuści ten dom na zawsze, porozmawiam z Lorenzem Medyceuszem.
Posępny protokół żałobny został już ustalony. Po mieście krążyli obwieszczający zgon posłańcy. Zatrzymywali się na skrzyżowaniach, aby zawiadomić o śmierci Francesca Beltramiego, gdy tymczasem urzędnicy zakładu pogrzebowego wybierali płaczki spośród biedoty z gorszych dzielnic. Rozdawano nędzarzom obszerne czarne szaty z kapturem, uszyte tak, aby później można było z nich zrobić porządne ubrania. Pogrzeb zaplanowano bez żadnej pompy, gdyż nie wypadało traktować pochówku jak świątecznej zabawy. Cały splendor ceremonii polegał na doborze uczestników, na tradycyjne przyjęcie przewidziano tylko dwie potrawy.