Читаем Fiora i Wspaniały полностью

- Wybacz mi! - szepnął wreszcie. - Wydaje mi się, że doprowadzasz mnie do szaleństwa...

- A więc oboje jesteśmy szaleni - doszła do wniosku Fiora, wtulając głowę w zagłębienie ramienia męża...

Była teraz zmęczona, ale nie chciała jeszcze spać. Będzie miała dużo czasu na sen, kiedy Filipa już tu nie będzie, gdy jej łoże będzie puste i zimne...

- Nie miałam pojęcia - westchnęła - że miłość może dać tyle radości i chciałabym móc dać ci jej tyle, ile ty mi dajesz...

- Czy nie czujesz, jak bardzo szczęśliwym mnie czynisz?

- Może, ale przed chwilą wydawało mi się, że mnie nienawidzisz...

- Nie myśl tak... Prawdą jest, że jesteś zbyt piękna i boję się twojej urody.

- Dlaczego, skoro wszystko co moje należy do ciebie całkowicie? Och, mój kochany, naucz mnie, jak cię kochać. Naucz mnie, jak również ja mogłabym dawać rozkosz. ..

- Przyzwoitej kobiety nie uczy się takich rzeczy - rzekł z pozorną surowością.

- Po co miałabym być przyzwoitą kobietą tej nocy? Będę miała na to dużo czasu. Chcę tylko być twoją żoną...

 Rozczulony pokierował jej pierwszymi gestami, ale ponieważ uczennica godna była mistrza, wkrótce cisza, wypełniona przeciągłymi westchnieniami, zapanowała pod purpurowymi kotarami, które chroniły parę kochanków niby w sercu dojrzałego owocu. I jeszcze trzykrotnie Filip posiadł to młode ciało, które zdawało się nienasycone, zanim wreszcie Fiora, niby rażona gromem, zasnęła z głową zwisającą poza łoże z długimi, mokrymi od potu włosami rozciągniętymi na dywanie. Filip, z ciężko bijącym sercem, opadł na brzuch, wciskając twarz w poduszkę, i także pogrążył się we śnie.

Świt jednak był już niedaleko. Gdzieś za miastem zapiał kogut, przyłączyły się do niego Jnne ze wszystkich stron... Drzwi ślubnej sypialni ustąpiły cicho pod dłonią Leonardy. Przez chwilę przybyła stała na progu bez ruchu, zafascynowana obrazem, jaki przedstawiała w gasnącym świetle lampki czerwonawa muszla otwartej alkowy z dwoma nagimi ciałami, zmęczonymi miłością. Leżąca w bezwstydnej pozie Fiora przypominała martwą bachantkę. Leonarda, zmarszczywszy brwi, przeżegnała się kilkakrotnie, zanim, nie czyniąc najmniejszego hałasu, podeszła do łoża, gdzie wieki temu położyła niewinną dziewicę... Delikatnie, starając się jej nie obudzić, podniosła młodą kobietę, która wymamrotała przez sen kilka niewyraźnych słów i uśmiechnęła się. Gdy tylko Fiora spoczęła na poduszce, zwinęła się w kłębek, szczęśliwa jak kotka, która odnalazła swe posłanie. Leonarda przykryła ją i okrążywszy łoże, zbliżyła się do Filipa; położyła mu dłoń na ramieniu; potrząsnęła nim lekko, pochylając się jednocześnie do jego ucha.

- Panie - szepnęła - trzeba wstawać! Już pora...

Filip, przyzwyczajony od dzieciństwa, dzięki ciężkiej rycerskiej zaprawie, do spania byle gdzie i do budzenia się na pierwsze wezwanie, natychmiast się odwrócił i spojrzał na guwernantkę wzrokiem niemal całkowicie przytomnym...

- Co mówisz, pani? - mruknął.

 - Pst!... Mówię, że wkrótce wstanie dzień. Twoja eskorta szykuje się do odjazdu. Pan de Prames właśnie je śniadanie.

- Już?... Dlaczego trzeba wyjechać tak wcześnie?

- Powinieneś to wiedzieć, panie. Żeby nie zwrócić na siebie uwagi.

Czyż nie tak postanowiliście z panem Fran-ceskiem?...

- Istotnie... ale to było przedtem...

Pochylił się nad Fiorą, aby ją pocałować, ale Leonarda go powstrzymała:

- Nie budź jej, panie! Tak będzie prościej...

- Chcesz, abym odjechał... bez pożegnania?

- Tak. Tak będzie lepiej dla niej... i dla ciebie! Chyba że wolisz zachować w pamięci twarz zmienioną przez łzy?

- Nie! Nie, masz rację...

Wstał lekko, nie wstrząsnąwszy łożem. Ziewnął, przeciągając się jak długi, zupełnie nie myśląc o okryciu ciała, na którym widniały ślady dawnych ran i lekkie zadrapania pozostawione przez paznokcie Fiory. Zanim podniósł szlafrok, odwrócił się w stronę młodej kobiety, i pozwolił sobie na ostatnią chwilę kontemplacji... Z głębokimi, niebieskawymi cieniami, znaczącymi jej śliczne oczy o zamkniętych powiekach, wydała mu się piękniejsza niż kiedykolwiek i na myśl o tym, że już jej nie zobaczy, ścisnęło go w gardle... Tak słodko byłoby spędzić przy niej całe życie, ale pakt, którego warunki sam podyktował, dawał mu tylko jedną noc... Pochyliwszy się gwałtownie, wziął delikatnie jeden z długich, czarnych pukli i przyłożył do niego usta...

- Żegnaj!... - wyszeptał - ... Żegnaj, moje słodkie kochanie!

 Wyprostowawszy się zobaczył, że Leonarda z dziwnym wyrazem twarzy podaje mu nożyczki... Wziął je z uśmiechem, który do głębi poruszył starą damę. Nie przypuszczała, że ten mężczyzna, o którym nie myślała nic dobrego, może uśmiechać się jak zachwycone dziecko.

- Dziękuję - powiedział Filip.

Uciął mały kosmyk włosów i ukrył go we głębieniu dłoni, potem, zwróciwszy nożyczki Leonardzie, ubrał się i opuścił sypialnię nie odwracając się. Zostawszy sama ze śpiącą Fiorą, Leonarda zaciągnęła cicho zasłony przy łożu, żeby światło wstającego dnia nie obudziło młodej kobiety. Później wyszła z pokoju na palcach...

Перейти на страницу:

Похожие книги