Via Larga, przy której znajdował się sklep pana Bisticciego, była o tej porannej porze bardzo ruchliwa. Gospodynie domowe z koszami w dłoniach szły na targ. Damy, z głowami okrytymi welonami lub kapturami, wychodziły po mszy z kościoła San Lorenzo, sąsiadującego z pałacem Medyceuszy i oddzielonego klasztorem od Biblioteca Lau-renziana. Koziarz prowadził swoje stado, murarze ładowali kamienie na wykonany z grubych konarów wózek. Przechodzili mieszczanie w długich szatach z czarnej serży i czapkach zdobionych wstążką. W zaułku dzieciaki bawiły się nakręcanym bąkiem, wydając co jakiś czas przenikliwe okrzyki.
Uniżone, pełne szacunku lub przyjacielskie ukłony znaczyły drogę
Francesca Beltramiego. Odpowiadał na nie uprzejmie i dwornie, zadowolony z tych oznak popularności. W chwili gdy ojciec i córka dochodzili do domu księgarza, wypadło na ulicę stado świń i omal nie ścięło ich z nóg. Za zwierzętami biegł jakiś chłopak. Rozpoznawszy bogatego kupca, bardzo się speszył i padł na kolana na środku ulicy.
- Wybacz mi, panie Beltrami, wybacz mi proszę! Wyglądał na naprawdę przerażonego i mało brakowało, by padł na twarz:
- Ależ nieszczęśniku - powiedział śmiejąc się Francesco -jeśli będziesz klęczał w rynsztoku, świnie ci się pogubią. Biegnij więc za nimi, głuptasie, zamiast mnie przepraszać! Masz! Weź to na wypadek, gdybyś nie wszystkie odnalazł. Nie chciałbym, by twój pan cię zbił...
Podał zachwyconemu chłopcu złotego florena i ruszył z Fiorą dalej, podczas gdy radosny mały świniarczyk pomknął co sił w nogach.
- To tobie powinni byli nadać przydomek Wspaniały -powiedziała Fiora z rozczuleniem. - Jesteś najszlachetniejszym człowiekiem na świecie.
- Bo dałem mu florena? Ależ Wspaniały dałby mu dwa. Wszystko jest więc tak jak być powinno.
W chwilę później dotarli do sklepu księgarza.
Vespasiano Bisticci był we Florencji wielkim specjalistą od dzieł starożytnych, a jego wysłannicy wciąż poszukiwali rzadkich manuskryptów w miastach Grecji i Orientu. On sam był mężczyzną około sześćdziesiątki, wysokim i majestatycznym, bardzo uprzejmym i niezwykle wykształconym. Miał wyraziste rysy i twarz pokrytą gęstą siecią zmarszczek, ale jego ciemne oczy skrzyły się młodością, a głos był bardzo łagodny. Pożegnał klienta, z którym rozmawiał i skwapliwie podszedł do nich.
- Witaj, panie Francesco, i ty również, Fioretto! Przyznam, że choć miałem nadzieję, że twój ojciec mnie odwiedzi, nie sądziłem, że twoja obecność uczyni tę wizytę jeszcze przyjemniejszą. Jesteś uosobieniem wiosny...
- Przez ciebie będzie próżna - zaprotestował Francesco. - Przychodzę dowiedzieć się, czy skończyłeś tę kopię Komentarzy, o którą cię prosiłem.
- Prawie. J?oleciłem to moim najlepszym kopistom i myślę, że niedługo dam ci przepisaną książkę. Dostałem też coś, co cię zainteresuje.
Oczy Beltramiego natychmiast rozbłysły.
- Co takiego? Mów szybko!
Chciał pójść za Bisticcim w głąb sklepu, ale w tym momencie wpadł na mężczyznę, z którym księgarz wcześniej rozmawiał. Natychmiast go przeprosił, a gdy ten się odwrócił, Fiora rozpoznała greckiego lekarza, którego tak przestraszyła się na balu u Medyceuszy.
- Nie jesteś mi winien żadnych przeprosin, panie -powiedział swoim niskim głosem, ukłoniwszy się uprzejmie - stałem w przejściu. Kiedy tu jestem, nie zwracam uwagi na nic poza otaczającymi mnie dziełami...
- Sądzę jednak, że powinienem cię przeprosić, panie. Nasze przybycie przerwało ci rozmowę z panem Bisticcim...
- To bez znaczenia; już miałem wychodzić. Przyszedłem po kopię pewnego cennego traktatu medycznego Ibn Siny, zwanego na Zachodzie Awicenną, którego oryginału pan Bisticci nie chce mi sprzedać.
- Powiedziałem, że to niemożliwe, panie Lascaris, ponieważ zatrzymał go pan Lorenzo; zgadza się jednak na zrobienie kopii - powiedział Bisticci. Właśnie zbliżał się niosąc dużą paczkę, owiniętą czarną materią. - Nieszczęście polega na tym, że mój kopista z języka arabskiego leży w łóżku z wysoką gorączką. Musiałem prosić o dość długi termin na wydanie traktatu.
- Najważniejsze, żeby powrócił do pracy - powiedział łagodnie Grek. - Teraz pójdę już i pozwolę wam porozmawiać...
Zmieszana jego obecnością Fiora odeszła na bok i udawała, że interesuje się greckim ewangeliarzem leżącym na jednym z pulpitów. Demetrios miał przejść obok niej do wyjścia, upewniwszy się jednak kątem oka, że księgarz i jego klient rozsiedli się przy kontuarze z woskowanego dębu, nad którym Bisticci zapalił dużą olejną lampę, podszedł do dziewczyny.
- To bardzo poważny tekst jak na tak młode oczy! -powiedział w doskonałej francuszczyźnie. - Czytasz po grecku, panienko?
Fiora odwróciła się gwałtownie. Ten człowiek budził w niej obawę, ale nie zamierzała się wycofać.
- Owszem. Czytam również po łacinie. A ty, panie, czy zawsze czytasz w myślach, tak jak zrobiłeś to w moim przypadku ostatniego wieczoru?