Przed początkowo chłodnymi i obojętnymi, później coraz uważniejszymi oczami młodej kobiety Demetrios rozwinął, jak długi gobelin historię swojego życia. Jego głęboki głos miał zadziwiającą moc wywoływania obrazów. Młoda słuchaczka wkrótce straciła z oczu duży bielony pokój, w którym się znajdowała, szafy z ciemnego drewna, gliniany piec, zajmujący jeden z kątów pod rodzajem odwróconego lejka z poczerniałej blachy, wielki miech z koziej skóry i półki z aptekarskimi słojami, pękami suchych ziół i całym mnóstwem retort, fiolek i moździerzy. Zamiast tego ujrzała błękitno-złote Bizancjum, położone na Bosforze jak klejnot, i Złoty Róg, cenną klamrę między Europą i Azją; zobaczyła czerwone żagle niewiernego sułtana, z później wojnę, krew, masakrę. Podziwiała Teodozjusza, który ze swą odwagą i szaleństwem wydał jej się bohaterem. Ujrzała szalony przepych Święta Bażanta, a na tym różnobarwnym tle dwóch nienawistnych jej mężczyzn: księcia Filipa i jego bezlitosnego syna Karola, rycerza nie spełniającego ślubów, późniejszego księcia, dla którego Filip zdruzgotał los Fiory, jak się zrywa i odrzuca kwiat...
Opowiadający wprawdzie ożywił i ubarwił wydarzenia do momentu śmierci Teodozjusza, ale dzieje własnego życia potraktował bardzo zwięźle, streszczając je w kilku zdaniach. O istocie swych studiów, odkryć i tych, którym je zawdzięczał nie opowiedział. Była to sfera zastrzeżona wyłącznie dla niego i nie zamierzał wprowadzić w nią Fio-ry. Ona zresztą nie zadawała pytań. Kiedy Demetrios zamilkł, ograniczyła się do wskazania palcem nie rozwiniętego zwoju pergaminu.
- To horoskop księcia Burgundii, nieprawdaż?
- Jesteś inteligentna. Nigdy w to nie wątpiłem.
- A ten układ, o którym mówiłeś?
- Myślę, że już zrozumiałaś: pomogę ci w zemście, jeśli ty pomożesz mi w mojej.
- Zrobię to tym chętniej, że i ja mam rachunki do wyrównania z Zuchwałym. Przyznam, że nie bardzo wiem, jak to będzie możliwe?
- A jednak! Zdobyłem tę pewność, gdy zobaczyłem, jak burgundzki wysłannik interesuje się tobą, stara o względy i wreszcie poślubia...
- Nie mów mi o nim! - zawołała Fiora, zdjęta nagłym gniewem.
- Trzeba o nim mówić. Jesteś naprawdę panią de Selon-gey, jego żoną, i będzie musiał cię przyjąć. Ale zostawmy to na razie. Aprobujesz zatem układ, który ci proponuję?
- Zgadzam się tym chętniej, że jego część już wypełniłeś. Czyż nie zabiłeś Pietra? Żądasz ode mnie zobowiązania na piśmie?
- Nie. Związek krwi wydaje mi się trwalszy od strzępka papieru. Uczyni z ciebie moją siostrę, którą przemienię w hobietę niebezpieczną, przyrzekam ci to.
Czarne i szare oczy spotkały się, a dwie dłonie uścisnęły.
- Zgadzam się! - powiedziała Fiora.
Demetrios sięgnął po sztylet wiszący u pasa w skórzanej pochwie.
- Daj mi lewą rękę!
Młoda kobieta usłuchała. Lekkim cięciem lekarz zrobił na jej nadgarstku niewielką ranę, z której wypłynęła kropla krwi. Później nacisnął swoje prawe ramię i przyłożył jedną ranę do drugiej:
- Nasza krew się wymieszała - powiedział. - Od tej pory jesteśmy złączeni na dobre i złe!
Wziął jakąś fiolkę i strząsnął z niej kilka kropel na nadgarstek Fiory: krew przestała płynąć. To samo zrobił ze swoją ręką. Fiora patrzyła zafascynowana.
- Nauczysz mnie tego?
- Nauczę cię wielu rzeczy: sztuki przygotowywania zniewalających napojów miłosnych i śmiertelnych trucizn, odczytywania charakteru z rysów twarzy...
- Po co trucizn?
- Mogą być bardzo użyteczne...
- Nie dla mnie! Poznać środki wywołujące sen, zgoda, ale nie trucizny. Wolę inną, bardziej męską broń. Jestem dobrą amazonką, ale chciałabym także umieć dobywać miecza, posługiwać się sztyletem... Po raz pierwszy Fiora usłyszała śmiech Demetriosa.
- To domena Estebana. Jest w tym niezwykle zręczny i z przyjemnością cię nauczy: myślę, że go oczarowałaś...
W myśl przysłowia, że gdy o wilku mowa... Esteban wbiegł nagle do gabinetu...
- Panie! Idzie tu dwóch mnichów!
- Mnichów? Jakiej reguły?
- Sądząc po strojach, to dominikanie, jak tamci - wyjaśnił Esteban, ruchem głowy wskazując w przybliżeniu kierunek klasztoru, w którym Fiora wyszła za mąż...
- Pewnie zbłądzili. Wyjdź im naprzeciw i skieruj na właściwą drogę. A zresztą, pójdę zobaczyć.
Demetrios wyszedł z pokoju w ślad za swym sługą, a Fiora poszła za nimi aż do sali wejściowej. Przez otwarte drzwi ujrzała w czerwonym świetle zachodzącego słońca dwóch mnichów na środku cyprysowej alei. Z kapturami spuszczonymi na nosy, kołysali się w siodłach w rytm leniwych kroków swych mułów. Jeden z nich był szczupły, ale drugi, jadący na czele, musiał być grubasem, gdyż jego habit był znacznie bardziej wypełniony niż habit jego towarzysza. Fiora zobaczyła Estebana biegnącego im na spotkanie i machającego rękami, by wyjaśnić podróżnym, że pomylili drogę, ale mnisi nie chcieli zawrócić. Po krótkiej wymianie zdań ruszyli w kierunku domu.
- Schowaj się! - polecił Demetrios młodej kobiecie. -Zobaczę, czego od nas chcą.