sięgnął po szklankę whisky, która wylądowała przed nim. - Nie znoszę tańczyć. Nie
zrobiłbym tego nawet, gdybym był pijany.
Pamiętał tamten wieczór. Zawierał w sobie dużo alkoholu, wirujących wokół niego
przedmiotów i przesuwającej się pod nogami podłogi, a także mnóstwo obciągania i
seksu, ale na pewno nie tańczenia na stole. Nie pozwoli się tak łatwo wrobić!
- Dedukcja godna pochwały, panie Potter - powiedział Snape i wziął duży łyk
alkoholu. Potem kolejny. I jeszcze kilka. Harry spojrzał z niepokojem na opróżnioną
w trzech czwartych szklankę, którą mężczyzna odstawił ponownie na stolik. Severus
nigdy nie pił z taką szybkością. Wyglądało na to, że szykował się do czegoś, czego
nie potrafił zrobić na trzeźwo.
To było nieco... niepokojące.
Po jakimś czasie Severus odchrząknął, spojrzał w ogień i powiedział:
- Czy nie uważasz, że w ostatniej akcji meczu pomiędzy Armatami i Harpiami,
Higdon Saveloy powinien podać kafla bocznemu zawodnikowi, dzięki czemu
uniknąłby ataku pałkarzy i w konsekwencji kontuzji, a jego drużyna miałaby szansę
zwyciężyć?
Zapadła głucha cisza.
Dopiero, kiedy umysł Harry'ego nadążył za uszami i dotarło do niego, co właśnie
usłyszał, był w stanie zareagować.
- Ee...
Musiał się przesłyszeć. Na pewno się przesłyszał. Severus nie mógł tego powiedzieć.
To było absolutnie niemożliwe.
Spojrzał podejrzliwie na swoją szklankę. Przecież nie wypił aż tyle, żeby mieć
halucynacje. W końcu uznał, że wypadałoby jednak coś odpowiedzieć, a nie gapić
się tylko z rozdziawionymi ustami.
- Uhm... Też tak myślę. Ale Armaty i tak mają kiepski sezon. Poza tym, Saveloy
uwielbia się popisywać i zapomina o tym, że to gra drużynowa - wypalił
automatycznie, czując się jak w surrealistycznym śnie.
Czy Severus Snape, Mistrz Eliksirów, najmroczniejszy i najbardziej znienawidzony
nauczyciel, postrach całej szkoły i przesiąknięty cynizmem drań naprawdę właśnie
rozmawiał z nim o Quidditchu?!
Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mu coś takiego przepowiedział, to wysłałby go do
Świętego Munga na przymusowe leczenie.
- Jednak trzeba przyznać, że jest specjalistą w zakładaniu Chwytu Bradleya -
oznajmił Severus nieco pewniejszym tonem, choć nadal nie odrywał wzroku od
kominka.
"Chwytu Berkeleya" - poprawił w myślach Harry, ale nie odważył się powiedzieć tego głośno. Miał wrażenie, jakby posuwał się po bardzo cienkim lodzie i jeden
nieostrożny krok mógł go skruszyć.
- Ale Harpie są o wiele lepiej zgrane. A bez zaufania i zrozumienia nie można myśleć
o wygranej - odparł Harry, czując, że powoli wciąga go ta rozmowa. Zawsze
rozmawiał o Quidditchu tylko z Ronem, ale on był zbyt uparty i jeżeli kibicował jakiejś
drużynie, to zachowywał się jak głuchy ślepiec, który nie dostrzega żadnych błędów i
nie było mowy o jakiejkolwiek konstruktywnej dyskusji z nim.
- Czasami to jednostka może zadecydować o wyniku - odparł Severus. - Podczas
pucharowego meczu pomiędzy Osami i Tajfunami Oswald Ridwind wygrał cały mecz
praktycznie w pojedynkę.
- Ponieważ znicz niemal wpadł mu do ręki od razu po rozpoczęciu gry - odparował
Harry.
Severus oderwał wzrok od kominka i rzucił mu długie spojrzenie.
- To nie ma znaczenia. Faktem jest jedynie to, że dzięki niemu Osy zwyciężyły.
Czasami jedna osoba potrafi wszystko zniszczyć. Albo odbudować. Ty doskonale
powinieneś o tym wiedzieć.
Harry otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. Severus miał rację. A niech go!
Dlaczego niemal zawsze miał rację? Nawet w cholernym Quidditchu! Przecież to on
był specjalistą, a nie Snape, który nigdy wcześniej nie przejawiał żadnego
zainteresowania tą dyscypliną sportu. W ogóle żadną dyscypliną. A teraz...
Harry zamrugał. Myśl, która już od dawna czekała cierpliwie pod drzwiami jego
świadomości, w końcu nie wytrzymała i zapukała, aby zwrócić na siebie uwagę.
Severus zrobił to, aby mu się odwdzięczyć. Harry nauczył się dla niego rozmawiać o
eliksirach, po raz pierwszy napisał test tak dobrze, że otrzymał "wybitny" i Snape...
docenił to wszystko. Harry poczuł ciepło rozlewające się w jego wnętrzu. Miał
wrażenie, że już niczego więcej nie potrzebuje. Że mógłby tak tutaj siedzieć, popijać
alkohol i rozmawiać z Severusem o Quidditchu do końca swoich dni. Oczywiście nie
pogardziłby też dobrym seksem od czasu do czasu. A w zasadzie to raczej często.
Nawet bardzo często. Najlepiej codziennie.
Uśmiechnął się do siebie.
- Czasami też jedna osoba potrafi doprowadzić drugą do bardzo ciekawego stanu... -
powiedział z zadziornym uśmiechem. - Powinniśmy częściej urządzać sobie takie
gierki na lekcjach. Są niezwykle... stymulujące, nie uważasz?
Severus uniósł jedną brew.
- I bardzo niebezpieczne. Wiem, że tego słowa nie ma w twoim słowniku, ale chyba
zdajesz sobie sprawę, że nie możemy pozwalać sobie na coś takiego. To był ostatni
raz. Już nigdy więcej nie próbuj robić takich rzeczy. Na lekcjach będziesz musiał
powstrzymać swój popęd.
Harry wydął usta.
- Mój popęd? - zapytał, udając wielkie zdziwienie i zachichotał, widząc mordercze
spojrzenie, które rzucił mu Snape. - To będzie trudne... Nawet nie wiesz jak ciężko