Читаем Żmija полностью

Przeżył Afgan także ostatni z piątki młodych, Borys Kożemiakin, ksywa Korszun. Ten związał się z wojną. Trwałym, nierozplątywalnym węzłem. Zespolił się z wojaczką stalowo-granitowym spoiwem. Z Afganistanu wyszedł jako sierżant. Już maj 1991 widzi go w Górskim Karabachu, w walkach pod Sumgaitem i Agdamem. Tam zastaje go koniec ZSRR. Zszokowany występuje z armii. Ale wojna ma go już w pazurach i nie wypuści. W 1992 jako ochotnik trafia na Zadniestrze, gdzie latem bierze udział w ciężkich bojach o Bendery. Rok później wojna, bez której Korszun nie może już żyć, rzuca go na Bałkany. Walczy w rosyjskich formacjach ochotniczych. Wiosną roku 1993 dołącza do oddziału Saszy Muchariewa, słynnego Asa, wraz z nim bierze udział w morderczej bitwie o wzgórze Zaglavak. Jako jeden z nielicznych wychodzi z piekła Zaglavaku nawet bez draśnięcia, zarabiając u Serbów na swą drugą ksywkę: „Lucky Bastard”.

Wraca do kraju, do regularnej armii, do której przyjmują go dopiero po detoksie i odwyku. W listopadzie 1994 awansowany do stopnia młodszego lejtnanta, w grudniu jest w Czeczenii. Podczas walk o Gudermes zostaje ciężko ranny, kolegom cudem udaje się wyciągnąć go z płonącego beteera. Spędzi w szpitalu ponad cztery miesiące, wyjdzie potwornie oszpecony. Odrzuca ofertę demobilizacji i emerytury – bo i co też to za emerytura. Zostaje w wojsku. W 1998 jest już kapitanem.

Jedenastego grudnia 1999 kończy trzydzieści cztery lata. A wojna ma go już dość. Nazajutrz, dwunastego, ginie podczas szturmu Groznego.

* * *

Przeżył Afgan także starszy praporszczyk Matwiej Filimonowicz Czuryło, zwany Matiuchą, olbrzym o dziecięcej twarzy. Dembelnąwszy się, wrócił na Syberię, pod Omsk, do rodzinnego Tiukalińska. Został jegrem, czyli leśniczym i łowczym. Organizował polowania dla zagraniczników i nadzianych moskiewskich nuworyszy. Ale głównie łaził po tajdze, pogwizdywał, rozmawiał z wiewiórkami, gapił się na niebo nad koronami drzew, wpadał do posiołków napić się wódki z kłusownikami, wracał do tajgi. O ile mi wiadomo, przebywa tam do dziś i ma się świetnie.

* * *

Wika, Wiktoria Fiodorowna Kriażewa, dziś nazywa się Vicky Myers. Mieszka z mężem w Dearborn, w stanie Michigan.

* * *

Nie, nie zapomniałem. O Pawle Sławomirowiczu Lewarcie, praporszczyku ze sto osiemdziesiątego pułku zmechanizowanego sto ósmej MSD. Znam swoje obowiązki, wiem, że mus opowiedzieć, co się z nim stało. Choć tak do końca to tego nie wiadomo.

Postrzelony przez Sawieliewa trafił do medsanbatu w Puli-Chumri. Nie do Bagramu albo Czarikaru, jak wszyscy inni ranni z „Sołowieja”, ale do Puli-Chumri właśnie. Spędził tam dziesięć dni, a natychmiast po wypisaniu czekał go dembel. Wcześniejszy, niż należałoby oczekiwać, po niecałych piętnastu miesiącach w Afganie. Przetransportowany do Bagramu odwiedził szpital, widziano go w towarzystwie pielęgniarki, siostry Tatiany Nikołajewny Ostrogorodskiej. Nic szczególnego, w towarzystwie Tatiany Ostrogorodskiej widywano wielu. A siódmego lipca 1984, w sobotę, gdy przyszła nań kolej stawić się na bagramskim we-pe-pe i wsiadać na pokład lecącego do Taszkientu Iła-76, okazało się, że Lewarta nie ma. Że znikł. Po prostu znikł. Bez śladu.

W wyniku wdrożonego śledztwa po rekordowo krótkim czasie aresztowano Anatolija Pochliebina, kierowcę z 863. awtobatu, znanego pod ksywką Karter. Aresztowany niemal natychmiast przyznał się, że piątego lipca na prośbę praporszczyka Pawła Lewarta zabrał go, zawiózł i wysadził na sto dziewięćdziesiątym trzecim kilometrze drogi Kabul-Dżalalabad, trzydzieści kilometrów za Sorobi, w miejscu, gdzie siedemnastego czerwca zmasakrowano załogę zastawy „Sołowiej”. Tam praporszczyk pożegnał się i więcej już go Karter nie widział.

Wożenie praporszczyków bez rozkazu, choć sprzeczne z regulaminem, ciężkim przestępstwem nie było i Karter byłby się z afery wykaraskał, gdyby nie fakt, że wydział specjalny odkrył jego schowki i dziuple, a w nich, wśród zwykłych fantów i zwyczajowej kontrabandy, rzecz zgoła niezwykłą – szczerozłoty ryton, naczynie do wina, ozdobione reliefem z wizerunkiem rogatej głowy gazeli, przedmiot ewidentnie starożytny, zabytek, jak orzekli biegli, pochodzenia perskiego, z czasów achemenidzkich, okaz niezwykle rzadki i wprost bezcenny.

Przyciśnięty Karter wyznał, że zabytkowym naczyniem przekupił go praporszczyk Lewart właśnie. Rzecz, oświadczył, pochodziła z położonego opodal zastawy ślepego jaru, w którym praporszczyk kumał się z tresowaną żmiją. Wszyscy na zastawie wiedzieli, że obłaskawił gada, że karmił go szczurami i wytresował. Do szukania skarbów, ani chybi.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне