Читаем Śmierć w Breslau полностью

— Nie wiem, o czym pan mówi — Maass rozcierał piekące ucho. — Panowie mylą mnie z kimś innym. Jestem George Mason, profesor języków semickich z Columbia University.

— Zmieniliśmy się, co Maass. Mnie, Mocka, oskalpowała płonąca papa z dachu, a Herberta Anwaldta utuczyły kluski, ulubione danie w szpitalu wariatów — powoli przerzucał kartki na stole. — Tobie zaś obwisły policzki i wypadły resztki pięknych niegdyś kędziorów. Ale temperament został ten sam, co Maass?

Zapytany milczał, ale jego oczy powoli robiły się coraz większe.

Otworzył w przerażeniu usta, ale nie zdążył krzyknąć. Mock mocno przycisnął jego ręce do oparć fotela, a Anwaldt błyskawicznym ruchem wepchnął mu chustkę prawie do gardła. Po kilku minutach przerażone oczy Maassa zgasły. Anwaldt wyją! knebel i zapytał:

— Dlaczego wydałeś mnie Turkowi, Maass? Kiedy cię przekupili? Dlaczego nie byłeś lojalny wobec barona von der Maltena? Jego wdzięczność i jego pieniądze zwolniłyby cię na całe życie z trudu szukania korepetycji. Ale ty lubiłeś korepetycje… Zwłaszcza z wyuzdanymi uczennicami…

Maass sięgnął po stojącą na stole butelkę „Jacka Danielsa” i prosto z butelki pociągnął spory łyk. Łysina pokryła się drobnymi kropelkami.

— Co według ciebie, Anwaldt, jest najważniejsze na świecie? — przestał się kamuflować wymyślonym nazwiskiem. Nie czekając na odpowiedź, ciągnął: — Najważniejsza jest prawda. Ale cóż ci po prawdzie, kiedy przeklinasz po nocach swoją palącą męskość, kiedy ruch bioder przechodzącej samicy burzy misterne piramidy wynikających z siebie wniosków i niewzruszone piętra sylogizmów. Spokój osiągniesz dopiero wtedy, gdy najbardziej renomowane periodyki naukowe zatęsknią za twoimi artykułami, a rozkoszne nimfy za twoim fallusem, który je co noc ujarzmia… Przeżyłeś to kiedyś, Anwaldt? Bo ja przeżyłem to przed szesnastoma laty we Wrocławiu, kiedy Kemal Erkin za pewną prostą ekspertyzę słał mi przed oczy nieodkryte rękopisy, a uległe hurysy pod nogi. Wiem, że one mnie nie kochały ani nie pożądały, ale cóż z tego? Wystarczy, że codziennie spełniały moje wszystkie zachcianki. Zapewniały mi spokój w pracy. Oto dzięki nim mogłem oderwać się od wściekłego i kapryśnego władcy ukrywającego się w moich lędźwiach. Nie myśląc o nim zająłem się nauką. Wydałem rękopis uważany za zaginiony i to odkrycie przyniosło mi światową sławę. Kiedy wyposażony przez Erkina w ogromną sumę i w fotokopię rękopisu, który uważano za zaginiony, uciekałem z Wrocławia, wiedziałem, że każda katedra orientalistyki otworzy się przede mną — znów pociągnął łyk whisky i skrzywił się lekko. — Wybrałem Nowy Jork, ale i tu mnie znaleźliście. Tylko powiedzcie mi: po co? Dla prymitywnej zemsty? Przecież jesteście Europejczykami, chrześcijanami… Gdzie wasze przykazanie o przebaczeniu?

— Mylisz się, Maass. I ja, i Anwaldt mamy wiele wspólnego z jezydami, a — ściślej mówiąc — po tym, co przeszliśmy, wierzymy w moc fatum — Mock otworzył okno i wpatrywał się w wielki neon reklamowy papierosów „Camel”. — A ty, Maass, wierzysz w przeznaczenie?

— Nie… — Maass roześmiał się pokazując śnieżnobiałe zęby. — Ja wierzę w przypadek. To on sprawił, że moja uczennica zapoznała mnie z Erkinem, to dzięki przypadkowi odkryłem, Anwaldt, twoje prawdziwe pochodzenie…

— Znów się mylisz, Maass — Mock wygodnie rozsiadł się na fotelu i rozłożył elegancką aktówkę. — Zaraz udowodnię ci istnienie fatum.

Pamiętasz dwa ostatnie proroctwa Friedlandera? Pierwsze z nich w twoim tłumaczeniu brzmiało: arar „ruina”, chawura „rana”, makak „ropieć”, afar „gruzy”, szamajim „niebo”. To proroctwo dotyczyło mnie. Makak to nic innego, jak moje nazwisko — Mock. Proroctwo sprawdziło się. Zginął kapitan Abwehry Eberhard Mock, narodził się oficer tajnej policji komunistycznej Stasi — major Eberhard Mock. Inna twarz, inny człowiek, to samo nazwisko. Przeznaczenie… A teraz spójrz Maass na to drugie proroctwo. Brzmi ono: jeladim „dzieci”, akrabbim „skorpiony”, amoc „biały” i chol „piasek” lub chul „kręcić się, upadać”. Przypuszczałem, że to proroctwo dotyczy Anwaldta ‘7bjeladim brzmi podobnie jak Anwaldt). I prawie że się spełniło. Oto w szpitalu psychiatrycznym pojawił się major Stasi, potężny Uzbek z kieszeniami pełnymi skorpionów, aby wypełnić tajemne posłanie. Anwaldt miał zginąć wśród białych ścian (amoc — biały), w pokoju, którego okna wyposażone były w kraty (sewacha — kraty), z brzuchem napełnionym kręcącymi się (chul — kręcić się) na wszystkie strony skorpionami. Ale ja inaczej zinterpretowałem to proroctwo i zmieniłem przeznaczenie. Ekspertyzy językowej dokonał Anwaldt, który w szpitalu wykształcił się na niezłego znawcę języków semickich. A Uzbek pozostał wraz ze swoimi pustynnymi braćmi w drezdeńskim szpitalu…

Mock chodził powoli po pokoju i dumnie wypinał potężną pierś.

Перейти на страницу:

Похожие книги

100 знаменитых харьковчан
100 знаменитых харьковчан

Дмитрий Багалей и Александр Ахиезер, Николай Барабашов и Василий Каразин, Клавдия Шульженко и Ирина Бугримова, Людмила Гурченко и Любовь Малая, Владимир Крайнев и Антон Макаренко… Что объединяет этих людей — столь разных по роду деятельности, живущих в разные годы и в разных городах? Один факт — они так или иначе связаны с Харьковом.Выстраивать героев этой книги по принципу «кто знаменитее» — просто абсурдно. Главное — они любили и любят свой город и прославили его своими делами. Надеемся, что эти сто биографий помогут читателю почувствовать ритм жизни этого города, узнать больше о его истории, просто понять его. Тем более что в книгу вошли и очерки о харьковчанах, имена которых сейчас на слуху у всех горожан, — об Арсене Авакове, Владимире Шумилкине, Александре Фельдмане. Эти люди создают сегодняшнюю историю Харькова.Как знать, возможно, прочитав эту книгу, кто-то испытает чувство гордости за своих знаменитых земляков и посмотрит на Харьков другими глазами.

Владислав Леонидович Карнацевич

Неотсортированное / Энциклопедии / Словари и Энциклопедии