Stała pod prysznicem i zastanawiała się, czy chciałaby, żeby on tutaj teraz był i widział ją nagą.
Wiedziała, że spojrzałby tylko raz na nią swoimi zamyślonymi oczami i zapamiętałby wszystko. Nie, teraz nie powiedziałby zupełnie nic, ale za kilka dni napisałby jej, że ma trzymilimetrowy pieprzyk pod prawą piersią i że on jest słodki, że jej lewa kość biodrowa bardziej wystaje niż prawa i on chciałby kiedyś uderzyć o nią czołem, i że sutki jej piersi są bardziej brązowe, niż sobie wyobrażał i gdy już jej robiłoby się ciepło i dobrze od tych niesamowitych komentarzy, to on sprowadziłby ją na ziemię, pisząc, że nie powinna w żadnym wypadku myć się tym mydłem, bo ma za wysokie pH.
Dlatego nie była jeszcze całkiem pewna, czy chciałaby, żeby on ją widział. Postanowiła, że nie będzie teraz „analizować tego pożądania" i że zrobi to w biurze, znacznie później, gdy już przeczyta maił od niego, porozmawia z nim na ICQ, wypije piwo i będzie jej robiło się – lub będzie już – „błogo".
Uwielbiała myśleć o takich rozterkach właśnie w takim stanie.
Nie powie mu oczywiście o tym.
Jest pewna, że gdyby mu powiedziała, to byłby jeszcze czulszy, niż jest, czym prowokowałby ją do pisania „miłosnych listów", a i tak na końcu napisałby jej, że nie wolno „wstrzymywać się z takimi analizami", nawet jeśli bowiem jej jest teraz błogo w tym biurze, to z pewnością nie jest naga, a to dramatycznie zmienia postać rzeczy.
Z zamyślenia wyrwał ją mąż, który wszedł właśnie do łazienki. Przypomniał jej, że jeśli dłużej będzie zajmować prysznic, to z pewnością spóźnią się do pracy.
Miał rację. Zupełną. Jak zawsze, nawet gdy nie miał.
Wytarła się szybko i naga pobiegła do szafy w sypialni.
Od momentu, kiedy już na samym początku z tą rozbrajającą bezczelnością zapytał ją, jakiego koloru bieliznę ma na sobie, zaczęła myśleć o tym każdego ranka, kiedy się ubierała.
Oczywiście nie powiedziała mu, bo było to dla niej zbyt intymne. Kiedy jednak okazało się, że jego ulubionym kolorem jest zielony, jakoś tak „przypadkowo" kupiła trzy komplety w różnych odcieniach zieleni.
Postanowiła, że dzisiaj włoży ten ciemnozielony, najbardziej sexy, z zapinką stanika z przodu i z koronkowymi majteczkami o nieprzyzwoicie wysokim wycięciu.
Czuła, że to byłby jego ulubiony.
I wcale nie dlatego, że jej mąż patrzył na nią tak dziwnie, gdy czasami siedziała w sypialni tylko w tej bieliźnie, robiąc makijaż.
Lubiła moment wchodzenia do biura. Od dawna już rzadko nie była pierwsza. Było cicho i była sama. Uwielbiała tę samotność w biurze, odkąd go sobie znalazła. Zaparzała kawę i kiedy już jej zapach rozchodził się po całym biurze, włączała komputer i gdy modem wybierał numer modemu ich warszawskiego providera Internetu, siadała pełna oczekiwań, jak zadurzona nastolatka, z filiżanką kawy przed monitorem. Uruchamiała program pocztowy i czekała, aż wszystkie maile ściągną się z ich firmowego poznańskiego serwera na jej komputer. Potem otwierała po kolei maile od niego i czytała.
I stawało się tak cudownie i romantycznie.
I tak było nieustannie od kilku miesięcy, ale ona wiedziała, że tak wcale nie musi być. Wiedziała, że wszystko jest ulotne, nietrwałe i trzeba to przeżywać „tutaj i teraz", nawet gdy to jest tak wirtualne jak ich znajomość.
Serwer w Poznaniu nie odpowiadał.
Próbowała co najmniej osiem razy. Nie mogła się doczekać, aż przyjdzie sekretarka i natychmiast zmusiła ją pod jakimś pretekstem do sprawdzenia poczty. Z jej komputera też nie można było połączyć się z Poznaniem.
Była wściekła i rozczarowana. Zepsuli jej ten cały poranek, a dla niej poniedziałek rano był od kilku już miesięcy tym, czym dla wielu piątkowy lub sobotni wieczór.
Zadzwoniła do Poznania.
Powiedzieli jej, że ktoś zaatakował ich serwer i że pracują nad tym, ale że to jest poważne i że dzisiaj nie naprawią tego z pewnością, bo nie wiedzą nawet dokładnie, co zostało zniszczone.
Palanty! On na pewno by wiedział, co zostało zniszczone, już po paru minutach – pomyślała wściekle.
Zadzwoniła do niego.
– Jakubku, dzień dobry. Tęskniłam za tobą – wyszeptała. – Nasz serwer w Poznaniu nie działa, więc nie mogłam przeczytać twoich maili, a wiesz, jakie to dla mnie ważne. Wpadłam więc na pomysł, że mógłbyś mi je teraz przez telefon przeczytać. Jeszcze nigdy tego nie robiłeś. Wiesz, że będzie mi dobrze, gdy to zrobisz. Zrobisz to, prawda? – zapytała.
Przez kilka sekund nie odpowiadał, a potem powiedział coś, co ją zaniepokoiło:
– Nie przeczytam ci ich, bo nie mogę.
– Jakubku, ale przecież napisałeś je do mnie i wysłałeś, prawda?
– Oczywiście, że napisałem i wysłałem, ale… potem… potem zmieniłem zdanie – powiedział.
Przez chwilę analizowała to zdanie i nagle wiedziała.
– Jakub! Czy ty, przepraszam, gdy już zmieniłeś zdanie, jak ty to delikatnie i sprytnie nazywasz, wykończyłeś serwer w Poznaniu, żeby i on „zmienił" zdanie i mi ich nie doręczył? – zapytała zdenerwowana.
– Nie, nie wykończyłem… Ale tylko dlatego, że nie umiałem. Wykończył go mój kolega Jacek z Hamburga. Wybacz mi, proszę. Kiedyś ci to wytłumaczę.