Pomysł perfidny, bo dla nich, chłopców z technikum, poezja była tak obca jak lodówki Eskimosom. Nikt z nich nawet nie wyszedł na scenę. Już po kilku minutach było jasne, że ścigają się wyłącznie chłopcy z ogólniaka i głównie po to, aby zaimponować panienkom z liceum medycznego. Konkurs już zamykano, trwał aplauz panienek dla recytatora, który schodził triumfująco ze sceny po wygłoszeniu czternastominutowego fragmentu „Balladyny" Słowackiego, kiedy nagle pojawił się Jakub. Poprosił o mikrofon i gdy wszyscy umilkli, przekornie usprawiedliwił się, że nie będzie nawiązywał do lektur szkolnych i że skupi się wyłącznie na… erotykach. Nie czekając, aż ucichnie szmer zdziwienia, cichym głosem zaczął recytować.
Asnyk, Pawlikowska-Jasnorzewska, Jastrun, Przerwa-Tetmajer, Osiecka, Gałczyński, Iłłakowiczówna, Leśmian, Baczyński, Norwid, Staff, Czechowicz…
Bez przerwy, przez bite pół godziny, nie patrząc na widownię, skupiony na jednym punkcie podłogi, wymieniał nazwiska poetów, tytuły tomików i recytował wiersze!
Czasami gestykulował delikatnie dłońmi, czasami zamyślał się na kilka sekund, jakby dając słuchaczom czas na refleksję, zmianę nastroju lub po prostu odszukując w pamięci treść wiersza.
W pewnym momencie, w połowie wiersza Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, zszedł ze sceny i usiadł w swoim kącie. Kilkanaście sekund trwała cisza, dziewczyny z liceum spoglądały na niego pełnym uwielbieniem wzrokiem, a ich, chłopców z technikum, rozpierała duma. Ich mały Jakubek…
Poza tym Jakub był normalny.
Pił z nimi wódkę, klął jak oni, i był jednym z nich. Oprócz tego, że miał ten mózg, codziennie te listy od matki i znał tyle wierszy na pamięć, był „z tej samej książki".
Wszyscy wiedzieli, że będzie studiował.
Nauczyciele się go trochę bali od momentu, kiedy przy całej klasie, i to podczas wizytacji, zrobił nauczycielowi fizyki wykład na temat ekspansji wszechświata, a gdy ten wypuszczony przez niego, przyznał się, że nie wie, kto to Hubble, nazwał go „prowincjonalnym ignorantem" i „przyuczonym do zawodu delegatem kuratorium". Ponoć starsi wizytatorzy z tego województwa opowiadają sobie tę historię do dzisiaj.
Zawiesili go w prawach ucznia na cały tydzień, a gdy przyjechał wezwany przez dyrekcję ojciec, nie pytając nawet, o co chodzi, zrobił w gabinecie dyrektora taką awanturę, że musieli wołać milicję.
Ojciec Jakuba nie miał innych autorytetów, tylko ten jeden jedyny.
Swojego Jakubka.
Był z niego tak dumny, że niemal unosił się nad ziemią.
Nikt nie wie do dzisiaj, jak do tego doszło, ale następnego dnia dyrektor przeprosił oficjalnie Jakuba na apelu, a nauczyciel fizyki po dwóch tygodniach zmienił szkołę.
Ich drogi rozeszły się po szkole, on został w Gdańsku, a Jakub skończył studia matematyczne oraz, równolegle, filozofię we Wrocławiu.
Czasami docierały do niego skąpe informacje o nim: a to że wygrał ogólnopolską olimpiadę języka angielskiego, a to że studiuje dwa fakultety jednocześnie, a to że robi doktorat w USA.
Ktoś kiedyś powiedział mu, że usunięto go ze studiów. Ale on w to nie uwierzył.
Potem zachorowała ich córka i świat się zawalił.
Miała na imię Ania, dopiero osiem lat, była jego największą i jedyną miłością, miała białaczkę i za kilka miesięcy musiała umrzeć.
Zaczął pić, żeby to przetrwać.
Płakał i pił, im więcej pił, tym więcej płakał. Ale nigdy nie płakał przy Ani.
Przestał wierzyć w Boga.
Nie mogło być Boga. Bo jeśli był, to znaczy, że był bądź zły, bądź bezsilny, bądź zły i bezsilny jednocześnie. W to nie mógł jednak nawet teraz uwierzyć, więc wykluczył jego istnienie.
Wozili ją po wszystkich klinikach w Polsce. Ania miała aplazję, zanik szpiku kostnego. Jedynym ratunkiem był jego przeszczep, ale nikt tego w Polsce wtedy nie robił. Kiedyś, przez przypadek, gdy wyjątkowo był trzeźwy, dowiedział się, że robią to w USA. Wiedział, że operacja kosztuje niewyobrażalny majątek, mimo to zaczął szukać. Dowiedział się, że Jakub jest na studiach doktoranckich w Nowym Orleanie i dotarł przez jego wrocławską uczelnię do jego numeru telefonu. Dwa tygodnie wahał się, czy zadzwonić.
Kiedyś, pijany i odważny, zamówił rozmowę. Połączenie dostał dopiero następnego dnia, gdy był już trzeźwy i nie pamiętał w ogóle, że poprzedniej nocy był odważny.
Przypomniał sobie jednak, że chciał powiedzieć Jakubowi o Ani.
Jakub słuchał uważnie. Nagle poprosił go o wszystkie dane Ani, informacje o szpiku, o zaawansowaniu chemoterapii, o stanie węzłów chłonnych. Wydawał się wiedzieć o białaczkach i przeszczepach szpiku wszystko.
Zdziwiło go to. Ale tylko na chwilę. Przypomniał sobie, że Jakub zawsze wiedział prawie wszystko.
Pytał bez żadnych emocji. Nawet nie powiedział, że mu przykro z powodu Ani. Poprosił o jego numer telefonu, powiedział, że zadzwoni za dwa tygodnie, i bez pożegnania odłożył słuchawkę.
Nawet nie czekał na ten telefon.