Читаем S@motność w sieci полностью

– Pragnienie wnuka ze strony dziadka było równie duże, jak wielki był lek wydziedziczenia i pójścia w niełaskę syna. Obiecał więc ojcu, że zrobi wszystko, aby zapewnić sobie potomka. Odwołał wszystkie zaplanowane na wakacje turnieje golfowe i eleganckim parowcem wraz ze swoją kulawą małżonką popłynął z Filadelfii na Grenadę. Grenadę wybrał nie dlatego, że różniła się specjalnie od innych wysp karaibskich, na których grywał w golfa, ale dlatego, że zarządcą regionu wokół Grenville – drugiego największego miasta na tej wyspie – był syn angielskiego dostawcy papieru do ich drukarni. Grenada, poza niepowtarzalnie pięknymi plażami, tanim rumem i wyjątkową biedą, słynęła także z niezwykle liberalnego prawa adopcyjnego. We wsiach wokół Grenville można było adoptować dziecko bez zbędnych formalności. Wystarczyło mówić po angielsku, być białym i zapłacić od trzystu do ośmiuset dolarów, w zależności od tego, jak bardzo biedni byli miejscowi oferujący dzieci do adopcji lub jak bardzo białe było dziecko. Im bielsze, tym droższe oczywiście.

Dziewczynki jednakże były zawsze tak samo tanie, niezależnie od karnacji skóry, i kosztowały trzysta dolarów.

Jedyny problem wiązał się z uzyskaniem oficjalnego prawa wywozu dziecka poza wyspę. Właśnie ten problem rozwiązał syn dostawcy papieru, uzyskując przy okazji zlecenia na papier dla ojca na co najmniej pięć lat.

Kim, kochanie, czy mogłabyś iść do baru na dziób? Ty znasz przecież to opowiadanie. Widzisz, że wino się skończyło – zwrócił się do Kim, pokazując pustą butelkę. – Zanim wrócisz, będę już przy epilogu.

Kim podniosła się, spojrzała smutno na niego, poprawiła potargane włosy i bez słowa odeszła. Jirn opowiadał dalej:

– Do adopcji były wystawione bliźniaki, Juan i Juanita Alvarez-Vargas. Siódme i ósme dziecko służącej zarządcy regionu Grenville. Adopcja była niezwykłą okazją, bowiem, chociaż nikt tego nie mówił oficjalnie, wszyscy wiedzieli, że ojcem bliźniaków nie jest wcale ojciec pozostałej szóstki. Nie mógł być ich ojcem, gdyż od dwóch lat siedział w więzieniu w St. George's, stolicy tej wyspy. Ojcem był pewien bardzo biały Szkot, który na zaproszenie rodziny zarządcy spędzał krótki urlop w Grenville. Szkot o imperialnych manierach – Grenada do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku była kolonią brytyjską – uważał, że może nie tylko wypijać rum z piwnic gospodarza, ale również swobodnie używać jego personelu. I stąd ta niezwykła okazja. Dzieci były wyjątkowo białe i miały jedynie słuszne, imperialne geny.

Mimo wyjątkowo niskiej ceny oraz błagań matki bliźniaków, jak również próśb kulawej żony, zaadoptowali oczywiście tylko chłopca. W akcie adopcyjnym obok jego prawdziwego nazwiska i imienia znalazło się ich nazwisko oraz imię zmienione na William. Dokładnie tak miał na imię jego dziadek. W końcu dla niego to robili. Jedynym, czego brakowało w akcie, była data urodzenia. Roztargniony urzędnik magistratu w Grenville po prostu zapomniał wypełnić tę rubrykę.

Zauważyli to dopiero w drodze powrotnej na parowcu wiozącym ich do Filadelfii. Aby uniknąć kłopotów w urzędzie imigracyjnym, ojciec Williama, nie mówiąc nic nikomu, sam wpisał datę urodzenia. Wybrał dzień i miesiąc urodzin swojego ojca.

Czy może być coś bardziej wzruszającego dla dziadka niż wnuk o jego imieniu, obchodzący z nim w tym samym dniu urodziny?

Urzędnik zapomniał o dacie urodzenia, ale nie zapomniał podpiąć jako załącznika rachunku za adoptowane dziecko na sumę czterystu osiemdziesięciu dolarów.

Do rozliczenia przy podatkach.

Prawie dokładnie osiemnaście lat później William szukał w starych dokumentach rodzinnych swojego aktu urodzenia, aby dołączyć go do podania o przyjęcie na wydział pedagogiczny Columbia University w Nowym Jorku. Aktu urodzenia nie znalazł, ale znalazł pożółkły akt adopcyjny z dołączonym do niego rachunkiem z pieczątką „rozliczono" urzędu finansowego Dystryktu Columbia.

William był zamkniętym w sobie, milczącym chłopcem, marzącym o tym, aby zostać nauczycielem. Poza tym od szesnastego roku życia trenował futbol amerykański i – w tajemnicy przed ojcem – boks. Jego największym pragnieniem było stać się tak silnym, aby móc przeciwstawić się ojcu, gdy w wybuchach chamskiej agresji wyżywał się na matce. Nienawidził go równie mocno, jak mocno i bezgranicznie ubóstwiał swoją matkę.

Tego wieczoru, w dniu, gdy znalazł dokumenty, matka opowiedziała mu o wszystkim.

Klęczał przed nią i płakał, słuchając, ale na końcu uśmiechnął się i powiedział: „Nie wyobrażasz sobie nawet, jaka to ulga wiedzieć, że taki kawał ostatniego gówna, jakim jest ten facet, który mnie kupił za czterysta osiemdziesiąt dolarów, nie jest moim prawdziwym ojcem. Ktokolwiek nim jest, nie może być gorszy od niego".

Jak myślisz, Jakubku, skąd ja to wszystko wiem w takich szczegółach?

Poza tym Kim mogłaby już wreszcie wrócić z tym winem, bo trzeźwieję i robi mi się cholernie smutno. A naprawdę smutno dopiero będzie.

Ano, wiem to dokładnie od mojej matki, Juanity Alvarez-Vargas, której nie adoptowano, bo była dziewczynką.

Перейти на страницу:

Похожие книги