Nie pamiętam, jak znalazłem się na dole, w jednym z publicznych szaletów na stacji kolei podziemnej. Tam, na górze, ginęło wszystko, rozpadała się największa i najrozumniejsza w dziejach cywilizacja, a tutaj —jak na ironię —wszystko było jak dawniej piękne. Pomyśleć tylko: wszystko to —już skazane, wszystko to zarośnięte trawą, o tym wszystkim —będą tylko „mity”.
Jęknąłem głośno. I w tejże chwili —czuję —ktoś łagodnie pogłaskał mnie po ramieniu.
To mój sąsiad, który zajmował sedes po lewej. Czoło —ogromna, łysa parabola, na czole żółte nieczytelne linijki zmarszczek. A te linijki o mnie.
— Rozumiem was, doskonale rozumiem —powiedział. —Ale uspokójcie się: nie trzeba. Wszystko to wróci, niechybnie wróci. Najważniejsze, żeby wszyscy poznali moje odkrycie. Wam pierwszemu o tym mówię: obliczyłem, że nieskończoność nie istnieje!
Spojrzałem na niego dzikim wzrokiem.
— Tak, tak, powiadam wam: nieskończoność nie istnieje. Gdyby świat był nieskończony, średnia gęstość materii musiałaby w nim równać się zeru. A ponieważ nie równa się zeru —o czym wiemy —wszechświat jest skończony, ma formę kulistą, a kwadrat promienia wszechświata y2 = średnia gęstość pomnożona przez… Jeszcze tylko to muszę —wyliczyć współczynnik liczbowy, a wtedy… Rozumiecie: wszystko —jest skończone, wszystko jest proste, wszystko —daje się wyliczyć; a zatem zwyciężymy filozoficznie —rozumiecie? A wy, mój szanowny, przeszkadzacie mi dokończyć obliczeń, krzyczycie…
Nie wiem, co mną bardziej wstrząsnęło: jego odkrycie czy jego stałość w tej godzinie apokalipsy; w ręce trzymał (zauważyłem to dopiero teraz) notes i suwak logarytmiczny. Zrozumiałem: jeśli nawet wszystko zginie, moim obowiązkiem jest (wobec was, moi nieznani, ukochani) —doprowadzić moje notatki do końca.
Poprosiłem go o papier —i na miejscu zanotowałem te ostatnie linijki…
Chciałem już postawić kropkę —tak jak starożytni stawiali krzyż nad dołem, w którym grzebali swoich umarłych, ale nagle ołówek zadrżał i wymknął mi się z palców…
— Słuchajcie —tarmosiłem sąsiada. —Słuchajcie, powiadam! Musicie —musicie mi odpowiedzieć: a tam, gdzie kończy się wasz kulisty wszechświat? Co tam —dalej?
Nie zdążył odpowiedzieć: z góry —po stopniach —tupot —
Notatka 40
Dzień. Jasno. Barometr 760.
Czy to rzeczywiście ja D-503, zapisałem te dwieście dwadzieścia stron? Czy rzeczywiście kiedyś czułem —czy też wyobrażałem sobie, że czuję to wszystko?
Charakter pisma —mój. Dalej też —ten sam charakter, na szczęście —tylko charakter pisma. Żadnych bredni, żadnych idiotycznych metafor, żadnych uczuć: tylko fakty. Jestem bowiem zdrów, zdrów w sposób absolutny, doskonały. Uśmiecham się, nie mogę się nie uśmiechać: wyciągnęli mi z głowy jakąś drzazgę, w głowie lekko, pusto. Dokładniej: nie pusto, ale nie ma żadnego obcego ciała, które przeszkadzałoby się uśmiechać (uśmiech to normalny stan człowieka normalnego).
Fakty —takie. Owego wieczoru mojego sąsiada, który odkrył skończoność wszechświata, i mnie, i wszystkich wokół nas —zatrzymano jako nie posiadających zaświadczenia o operacji —i odstawiono do najbliższego audytorium (numer audytorium —nie wiedzieć czemu znajomy: 112). Tutaj zostaliśmy przywiązani do stołów i poddani Wielkiej Operacji.
Nazajutrz ja sam D-503, stawiłem się u Dobroczyńcy i opowiedziałem mu wszystko, co było mi wiadome o wrogach szczęścia. Dlaczego przedtem mogło mi się to wydawać trudne? Niepojęte. Jedyne wytłumaczenie: moja dawna choroba (dusza).
Tegoż dnia wieczorem —przy jednym stole z Nim, z Dobroczyńcą —siedziałem w słynnej Sali Gazowej. Doprowadzono tamtą kobietę. W mojej obecności miała złożyć swoje zeznania.Kobieta ta uparcie milczała i uśmiechała się. Zauważyłem, że ma ostre i bardzo białe zęby, i że jest to piękne.
Potem wprowadzono ją pod dzwon. Twarz jej zrobiła się bardzo biała, a ponieważ oczy ma ciemne i duże —było to bardzo piękne. Kiedy spod dzwonu zaczęto wypompowywać powietrze —odrzuciła głowę do tyłu, na wpół przymknęła oczy, wargi zaciśnięte —coś mi to przypominało. Patrzyła na mnie wczepiając się mocno w oparcie fotela —patrzyła, dopóki oczy nie zamknęły się całkiem. Wtedy ją wyniesiono, przy pomocy elektrod szybko przywrócono do przytomności i znowu posadzono pod Dzwon. To powtarzało się trzykrotnie —mimo wszystko nie powiedziała ani słowa. Inni, doprowadzeni razem z tą kobietą, okazali się uczciwsi: wielu zaczęło mówić już za pierwszym razem. Jutro wszyscy staną na stopniach Maszyny Dobroczyńcy.
Odkładać tego nie można —bo w zachodnich dzielnicach —ciągle jeszcze chaos, ryk, trupy, bestie i —niestety —znaczna ilość numerów, które zdradziły rozum.
Ale na poprzecznej, 40 alei, udało się skonstruować tymczasowy mur z wysokowoltowych fal. Mam nadzieję —zwyciężymy. Więcej —jestem przekonany —zwyciężymy. Bo rozum musi zwyciężyć.
Od Tłumacza