— Znamy niebezpieczeństwo. Przeglądałam arkusz pochodnych Rzeczywistości. Istnieje prawdopodobieństwo, że życie na Ziemi skończy się pod radioaktywną skorupą, lecz przedtem…
— Uważasz, że jest jakieś wyjście?
— Imperium Galaktyczne. Intensyfikacja Stanu Podstawowego.
— A jednak oskarżasz Wiecznościowców o interwencję…
— Oskarżamy ich o wielokrotne interwencje zmierzające do utrzymania ludzkości w bezpiecznym więzieniu. My wkraczamy raz, jedyny, by skierować uwagę ludzkości przedwcześnie ku nukleonice, tak aby nigdy, przenigdy nie stworzyła Wieczności.
— Nie — zaprotestował Harlan. — Musi być Wieczność.
— Jak wolisz. Od ciebie to zależy. Jeśli chcesz, by psychopaci dyktowali przyszłość człowieka…
— Psychopaci! — wybuchnął Harlan.
— A czy jest inaczej? Znasz ich. Pomyśl!
Harlan patrzył na nią pełen oburzenia, lecz musiał myśleć. Myślał o Nowicjuszach uczących się prawdy o Rzeczywistości i o Nowicjuszu Latourette, który w rezultacie próbował popełnić samobójstwo.
Latourette żył i został Wiecznościowcem, ze wszystkimi obciążeniami, których nikt nie potrafi określić. Tacy ludzie brali udział w zmienianiu Rzeczywistości.
Myślał o kastowym systemie w Wieczności, o nienormalnym życiu, w którym poczucie winy przekształcało się w gniew i nienawiść do Techników. Myślał o walczących między sobą Kalkulatorach, o Finge’u intrygującym przeciwko Twissellowi, i Twissellu szpiegującym Finge’a. Pomyślał o sobie. O Starszym Kalkulatorze, który również łamał prawa Wieczności.
Wydało mu się, że zawsze o tym wszystkim wiedział. Jeśli nie -to dlaczego tak bardzo chciał zniszczyć Wieczność? Jednak nigdy całkowicie nie przyznawał się do tego przed sobą: nigdy nie spojrzał otwarcie na ten problem, dopiero teraz.
I z wielką jasnością ujrzał Wieczność jako wylęgarnię najrozmaitszych psychoz, kłębowisko nienormalnych istot, wyrwanych brutalnie z ich rodzimych środowisk.
Popatrzył bezmyślnie na Noys, która powiedziała miękko:
— Widzisz? Wyjdźmy razem z tej jaskini, Andrew.
Poszedł za nią, zahipnotyzowany, oszołomiony tym, jak całkowicie zmienił się jego punkt widzenia. Jego eksploder po raz pierwszy odchylił się od linii łączącej go z sercem Noys.
Blady przedświt powlókł szarością niebo, a pękaty kocioł tuż przy jaskini wyglądał jak ogromny cień. Jego zarysy były zamazane i zniekształcone przez narzuconą na niego błonę.
Noys powiedziała:
— Oto Ziemia. Nie wieczny i jedyny dom ludzkości, lecz punkt startu do niekończącej się nigdy przygody. Musisz tylko podjąć decyzję. To twoja sprawa. Ciebie, mnie i zawartość tej jaskini ochroni przed Zmianą pole fizjoczasu. Cooper zniknie wraz ze swym ogłoszeniem, Wieczność skończy się wraz z Rzeczywistością mojego Stulecia, lecz my zostaniemy, będziemy mieli dzieci i wnuki, i zostanie ludzkość, by sięgnąć gwiazd.
Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć: uśmiechała się do niego. To była Noys, taka jak zawsze, i jego serce biło tak jak zawsze.
Nie uświadamiała sobie nawet, że podjął decyzję, aż szarość ogarnęła całe niebo i zniknął zarys kotła. Noys podeszła powoli i znalazła się w ramionach Harlana, a on wiedział, że nastąpił koniec, ostateczny koniec Wieczności…
…i że zaczęła się Nieskończoność.