Читаем Hyperion полностью

– Z tobą? – Czułam ogromną pokusę, żeby grzmotnąć go w tę wyklonowaną twarz. – Przecież podobno jesteś już człowiekiem, nie pamiętasz?

– Owszem, ale zachowałem większość funkcji cybryda. Pamiętasz, jak kilka dni temu wystarczyło, żebym cię dotknął, a od razu znalazłaś się na infopłaszczyźnie?

Posłałam mu miażdżące spojrzenie.

– Nie wybieram się tam.

– Wiem. Ani ja. Możliwe jednak, że w bardzo krótkim czasie będę musiał przekazać ci ogromną liczbę danych. Wczoraj w nocy zawiozłem cię do pracującego “na czarno” chirurga, który wszczepił ci dysk Schröna.

– Ale dlaczego?

Dysk Schröna był mały jak paznokieć kciuka i potwornie drogi. Zawierał mnóstwo komórek pamięci, z których każda dysponowała wręcz nieprawdopodobną pojemnością. Do zawartości dysku Schróna nie miał dostępu żaden organizm biologiczny, w związku z czym używano ich głównie do przenoszenia danych. Człowiek ze wszczepionym dyskiem był w stanie przewieźć z planety na planetę zawartość całej datasfery. Do licha, po co człowiek? Wystarczyłby zwykły pies.

– Dlaczego? – zapytałam ponownie, zastanawiając się, czy Johnny – albo ktoś kierujący jego ruchami – postanowił wykorzystać mnie jako takiego właśnie kuriera.-Dlaczego?

Wyciągnął rękę i musnął palcami moją pięść.

– Zaufaj mi, Brawne.

Nie ufałam nikomu już od dwudziestu lat, to znaczy od chwili, kiedy tata strzelił sobie w łeb, a mama rzuciła się w dające złudzenie bezpieczeństwa ramiona obłędu. Nie istniał żaden powód, dla którego teraz miałabym zaufać Johnny’emu.

A jednak zaufałam.

Rozluźniłam mięśnie i wzięłam go za rękę.

– W porządku – powiedział. – Teraz dokończ posiłek, żebyśmy mogli wziąć się na serio do ratowania naszej skóry.

Broń i prochy były najłatwiej dostępnymi towarami w Kopcu Dregsa. Resztę pokaźnego zapasu czarnorynkowych marek Johnny’ego wydaliśmy na zakup broni.

Jeszcze przed 2200 każde z nas miało na sobie tytanowo-polimerową zbroję. Głowę Johnny’ego okrywał czarny lustrzany hełm goondy, moją zaś bojowa maska Armii. Wspomagane rękawice Johnny’ego były potężne i czerwone, moje zaś prawie niewidzialne, wyposażone w zatrute kolce. Johnny miał za pasem bicz boży Intruzów, sprowadzony nielegalnie z Bressii, oraz laserową pałkę, ja natomiast – oprócz pistoletu taty – dysponowałam minidziałkiem Steinera-Ginna, przytroczonym do stabilizowanego żyroskopowe uchwytu przy pasie. Broń była sprzężona z wizjerem maski, dzięki czemu mogłam naprowadzać ją na cel i strzelać bez pomocy rąk.

Przez chwilę spoglądaliśmy na siebie, a potem zaczęliśmy się śmiać. Kiedy atak wesołości minął, zapadło długie milczenie.

– Jesteś pewien, że powinniśmy zacząć właśnie od świątyni Chyżwara na Lususie? – zapytałam po raz trzeci albo czwarty.

– Nie możemy skorzystać z transmitera – odparł cierpliwie Johnny. – Na miejsce dotarłyby dwa trupy, a TechnoCentrum zarejestrowałoby tylko krótkotrwałą awarię, która, na szczęście, nie pociągnęła za sobą poważniejszych skutków. Nie możemy nawet wsiąść do windy. Musimy znaleźć jakieś zapomniane schody i pokonać pieszo sto dwadzieścia pięter, a potem pójść głównym pasażem.

– No dobrze, ale czy kapłani wpuszczą nas do środka?

Johnny wzruszył ramionami. Ponieważ miał na sobie czarną, lśniącą jak chitynowy pancerz zbroję, ten gest upodobnił go na chwilę do owada. Głos wydobywający się przez szczeliny hełmu miał metaliczne brzmienie.

– Tak naprawdę to tylko im powinno zależeć na naszym ocaleniu i tylko oni dysponują wystarczającą siłą, żeby zapewnić nam ochronę przed Hegemonią i znaleźć sposób na przewiezienie nas na Hyperiona.

Podniosłam wizjer.

– Meina Gladstone powiedziała, że już żadna pielgrzymka nie otrzyma zgody na wyruszenie w drogę.

Czarna postać ponownie wzruszyła ramionami.

– Pieprzyć Meinę Gladstone – mruknął mój kochanek-poeta.

Nabrałam powietrza głęboko w płuca i podeszłam do wylotu niszy, w której się skryliśmy. Johnny stanął tuż za mną. Jego pancerz dotknął mojego pancerza.

– Gotowa, Brawne?

Skinęłam głową, wysunęłam do przodu lufę minidziałka i chciałam ruszyć naprzód, ale Johnny położył mi rękę na ramieniu.

– Kocham cię, Brawne.

Ponownie skinęłam głową. Starałam się odgrywać twardziela, ale zapomniałam, że mam podniesiony wizjer i że każdy może zobaczyć łzy spływające mi po policzkach.

Kopiec funkcjonuje bez przerwy przez dwadzieścia osiem godzin na dobę, ale – chyba ze względu na jakąś tradycję – podczas trzeciej zmiany ruch jest zdecydowanie najmniejszy. Najwięcej szans na powodzenie mielibyśmy podczas szczytu komunikacyjnego w trakcie pierwszej zmiany, lecz jeśli istotnie czekali na nas goondowie i inni płatni mordercy, to nie obyłoby się bez licznych ofiar spośród niewinnych przechodniów.

Перейти на страницу:

Похожие книги