– Z Intruzami? – wykrztusiłam. Od kilku lat, a dokładniej od Bitwy o Bressię, Intruzi, mówiąc bardzo delikatnie, nie cieszyli się nadmierną sympatią. Sama myśl o tym, że TechnoCentrum, czyli zbiorowisko Sztucznych Inteligencji, które służą radą Senatowi oraz WszechJedności, kierują całą ekonomią Sieci, kontrolują system transmiterów i w ogóle są odpowiedzialne za funkcjonowanie naszej cywilizacji, może utrzymywać kontakty z Intruzami, była co najmniej przerażająca. A co Johnny rozumiał przez “inne miejsca i byty”? Jeśli mam być szczera, to wcale nie zależało mi na tym, żeby się tego dowiedzieć.
– Powiedziałeś jednak, że twój cybryd mógłby tam dotrzeć – przypomniałam mu. – Co rozumiesz przez “przeniesienie” do niego całej osobowości? Czy SI jest w stanie zamienić się w człowieka? Czy byłoby możliwe, żebyś istniał tylko w swoim cybrydzie?
– Kiedyś już zrobiono coś takiego – odparł cicho Johnny. – Tylko raz. Chodziło o rekonstrukcję osobowości bardzo podobnej do mojej. Dwudziestowieczny poeta Ezra Pound. Zrezygnował z życia na infopłaszczyźnie i uciekł do Sieci w swoim cybrydzie… Ale ta rekonstrukcja była szalona.
– Albo zupełnie normalna – mruknęłam.
– Być może.
– Tak więc cała osobowość i wiedza SI może przetrwać w organicznym mózgu cybryda?
– Oczywiście, że nie, Brawne. Przemieszczenia nie przetrwałby nawet jeden procent jednego procenta mojej świadomości. Mózgi organiczne nie dają sobie rady z przetwarzaniem nawet najbardziej prymitywnych informacji. Osobowość, jaką otrzymałoby się w wyniku takiej operacji, nie przypominałaby ani SI, ani człowieka, gdyż…
Johnny przerwał w pół zdania i odwrócił się szybko w stronę okna.
– Co się stało? – zapytałam, kiedy minęła minuta, a on nadal siedział bez ruchu. Wyciągnęłam rękę, ale go nie dotknęłam.
– Być może myliłem się twierdząc, że ta osobowość nie przypominałaby człowieka – szepnął nie odwracając głowy. – Jest całkiem możliwe, że jednak byłby to człowiek, tyle tylko że z domieszką odrobiny boskiego szaleństwa i umiejętności spoglądania na świat z nadludzkiej perspektywy. Gdyby zaś uwolnić go od wspomnień o naszej epoce i wymazać z jego pamięci wiedzę na temat TechnoCentrum… może wówczas stałby się do końca tą osobą, której kopię miał stanowić jego cybryd.
– John Keats – powiedziałam.
Johnny dopiero teraz odwrócił się od okna i zamknął oczy. Kiedy przemówił, jego głos był aż ochrypły ze wzruszenia. Po raz pierwszy słyszałam go recytującego poezję.
Fanatyków marzenia piękny uplatają
Ogród rajski dla sekty. Nawet sny dzikusów
Na najwyższym swych marzeń wierzchołku sięgają
Samego nieba. Ale biedni nie potrafią
Na papirusie albo na palmowym liściu
Utrwalić choćby cienia melodyjnych wizji.
Bez laurowych drzew żyją, śnią i umierają.
Tylko poezja bowiem sny wyrazić umie,
Magią słów tylko ona potrafi wydobyć
Wyobraźnię z niewoli mrocznego zaklęcia,
Ze spętania niemego. Czyż wolno powiedzieć:
“Ty nie jesteś poetą, więc nie mów snów swoich?”
Każdy człowiek, którego dusza nie jest kłodą,
Ma wizje, które mógłby, gdyby chciał, wyrazić,
Gdyby dokładnie zgłębił swój język ojczysty.
Czy ów sen, który teraz ma być zapisany,
Będzie snem fanatyka czy raczej poety,
Okaże się, gdy skrzętna ta i ciepła ręka
Odpocznie w zimnym grobie.
– Nie rozumiem – przyznałam. – Co to znaczy?
– To znaczy, że wiem, jaką podjąłem decyzję i dlaczego to uczyniłem – odparł, uśmiechając się lekko. – Chciałem przestać być cybrydem, a stać się człowiekiem. Chciałem polecieć na Hyperiona. Nadal tego chcę.
– Tydzień temu ktoś zabił cię z powodu tej decyzji.
– Tak.
– I mimo to pragniesz spróbować jeszcze raz?
– Tak.
– Czy nie lepiej byłoby przenieść świadomość tutaj, do tego cybryda, i zacząć życie w Sieci?
– Coś takiego nigdy by mi się nie udało – odparł Johnny. – To, co ty postrzegasz jako złożone międzygwiezdne społeczeństwo, stanowi jedynie maleńki fragment matrycy rzeczywistości. Bez przerwy byłbym zdany na łaskę i niełaskę Sztucznych Inteligencji z TechnoCentrum, a Keats jako rzeczywisty człowiek nie miałby najmniejszych szans na przeżycie.
– W porządku – zgodziłam się. – Musisz wydostać się poza Sieć. Dlaczego jednak akurat na Hyperiona? Przecież jest wiele innych kolonii.
Wziął mnie za rękę i zacisnął na niej swoje długie, ciepłe i silne palce.
– Nie rozumiesz, Brawne? Jest całkiem możliwe, że sny Keatsa o Hyperionie świadczyły o nawiązaniu czegoś w rodzaju ponadczasowej łączności między nim z “wtedy” i z “teraz”, a nawet jeżeli nie, to Hyperion stanowi jedną z największych zagadek naszych czasów – zarówno natury czysto fizycznej, jak i poetyckiej – i jest całkiem możliwe, że on… to znaczy, że ja urodziłem się, umarłem i ponownie urodziłem się po to, aby ją rozwikłać.
– Dla mnie wygląda to na zupełne wariactwo – powiedziałam szczerze. – Mania wielkości.
Johnny roześmiał się.
– Prawie na pewno. A mimo to chyba nigdy nie byłem szczęśliwszy! – Chwycił mnie za ramiona, postawił na nogi i objął mocno. – Polecisz ze mną, Brawne? Polecisz ze mną na Hyperiona?