Po dwoje, po troje lub pojedynczo zamaskowani ludzie wychodzili z lasu i walących się murów. Kiedy rozchylili płaszcze, Fiora, której rozszerzonym oczom nie umykał żaden szczegół, zobaczyła, że znaleźli się tam chłopi -mężczyźni i kobiety, starcy odziani w czarne, zniszczone szaty: ich łysiejące czoła i zmęczone oczy zdradzały długie noce poświęcone zgłębianiu nieodgadnionych tajemnic, jak również żebracy, a wśród nich, jak jej się zdawało, Bernardino oraz młodzi, silni chłopcy i kilka ładnych dziewcząt. Ze zdumieniem stwierdziła też obecność trzech zamaskowanych kobiet, których zbytkowne stroje zdradzały wysoką pozycję, i kilku mężczyzn, również zamaskowanych, w haftowanych szatach. Ale najbardziej niezwykłe było zbratanie tak różnych ludzi - damy, obdartego żebraka i chłopa, mających w oczach to samo oczekiwanie.
Płomienie stosów, do których dorzucono żywicy, dawały żółte światło ujednolicające twarze. Czarownicy, niewzruszeni, kołysali się, śpiewając wciąż wolną i ponurą melopeję, zdającą się nie mieć końca i podejmowaną przez przybywających, podobnie jak kołysanie, które stawało się powszechne. Zafascynowana Fiora musiała wczepić się w zasłaniające ją gałęzie, by nie postąpić tak jak oni, ale kolec jeżyny przebiwszy jej rękawicę wyrwał ją z tego oczarowania... Nagle rozległ się uroczysty, głęboki dźwięk, podobny do gongu, i natychmiast zapadła cisza. Z ruin wyszedł orszak...
Na czele, niosąc krzyż z przywiązanym doń trupem psa, szedł atletycznie zbudowany Murzyn, ubrany w szkarłatny bezrękawnik, w którego pęknięciach widać było jego ciało lśniące jak z brązu. Za nim sunęły dwie młode dziewczyny ledwie okryte przezroczystymi tunikami. Ich głowy przybrano bluszczem; jedna z nich niosła kadzielnicę, a druga ' wznosiła w dłoniach puchar pełen ziaren zboża i czarnych oliwek. Pochód zamykał mężczyzna wyglądający na księdza.
Miał na sobie dokładną kopię ornatu chrześcijańskiego celebransa. Strój był biały, podbity szkarłatem i wyhaftowany w długie, czarne płomienie. Zamiast krzyża znajdowała się na nim wykrzywiona twarz. Na brodatej głowie człowiek ten miał rodzaj czarnego, obcisłego hełmu, ozdobionego parą rogów, a w ręce trzymał kielich przykryty czerwonym woalem. Czarownicy, obok których przechodził, wstawali i skłaniali się. Odsunęli się od ołtarza, gdyż tak trzeba nazwać konstrukcję z kamieni i płyty, i ustawili się w dwóch rzędach po obu stronach audytorium. Ksiądz postawił kielich na ołtarzu, po czym upadł na kolana, podniósł ramiona ku demonicznemu posągowi i zawołał mocnym głosem:
- Ojcze zła i grzechu, ojcze rozpusty i zbrodni. Szatanie, boże rozkoszy i bogactwa, wieczne źródło męskości i zakazanych namiętności, mistrzu lubieżników i rozpustników, nawiedź nas tej nocy, w tym miejscu, gdzie zebraliśmy się, by cię czcić i wielbić!...
Mimo przestróg Demetriosa, Fiora nie mogła się powstrzymać, by nie zapytać cichutko:
- Kim jest ten mężczyzna?
- To były ksiądz. Trzeba nim być, by odprawić czarną mszę...
- On odprawi...
- Tak, ale bądź cicho i cokolwiek zobaczysz, nic już nie mów!
Zaczęła się nowa faza ceremoniału: najpierw czarownicy, później widzowie podchodzili parami, kobieta z mężczyzną, by oddać cześć demonowi. Padali na twarz przed ołtarzem i posągiem, po czym zawracali i ustawiali się jak wierni w kościele. Została jeszcze jedna kobieta; podeszła ostatnia, jedna z trzech należących zapewne do wyższych sfer. Niosła w dłoniach rodzaj srebrnej patery, na której było coś niewyraźnego. Uklękła i podała paterę księdzu, który wzniósł ją ku bożkowi.
- Przyjmij, ojcze kłamstwa i zbrodni, serce wyrwane kłamcy i mordercy, które ofiarowuje ci twoja służebnica, abyś obsypał ją dobrodziejstwami! Ofiarowuje ona również samą siebie chcąc, by składana przez nas ofiara dokonała się na jej ciele.
Demetrios, czując drżenie Fiory, otoczył ją ramieniem i ponownie położył jej dłoń na ustach, w obawie przez mimowolnym okrzykiem.
- Mówiłem ci, że to zejście do piekieł... Odwagi!
Tymczasem w blasku żaru kobieta rozebrała się całkowicie i naga wyciągnęła się na ołtarzu. Mimo że miała maskę, przerażona Fiora rozpoznała Hieronimę. Kielich, na chwilę zdjęty, został postawiony na jej białym brzuchu. Chociaż nie miała już dwudziestu lat, ciało jej było bujne i jędrne, budzące zapewne żądzę w wielu mężczyznach, co tłumaczyło wpływ, jaki miała na Marina Bettiego.
Rozpoczęła się msza, jeśli można tak nazwać ten ciąg zaklęć i świętokradztw. Fiora, której huczało w uszach, niewiele z niej słyszała. Była zahipnotyzowana widokiem nagiej kobiety, której długie, rozjaśnione włosy zwisały aż do ziemi.
Nagle stała się rzecz tak wstrętna, że Fiora przygryzła aż do krwi wargi zasłonięte dłonią Demetriosa. Z pierwszych rzędów zgromadzenia wyszła jakaś kobieta z idiotyczną ekstazą w oczach. Na wyciągniętych rękach niosła noworodka, którego podała celebransowi. Ten wziął go, położył na ciele Hieronimy, i jednym cięciem noża otworzył mu gardło. Rozległ się tylko słaby krzyk, ale po wszystkich zgromadzonych przebiegł rodzaj dreszczu.