Kapłan, który śledzi gwiazdy — mówiła z płaczem królowa — odezwał się do jednej ze służebnic, że jeżeli dzisiaj… jeżeli dzisiejszy dzień upłynie ci szczęśliwie, będziesz żył i panował sto lat…
— Aha!.. Gdzież jest ten znawca moich losów?
— Uciekł do Memfisu… — odparła pani.
Faraon zamyślił się, potem rzekł śmiejąc się:
— Jak Libijczycy nad Sodowymi Jeziorami wyrzucali na nas pociski, tak dziś kapłaństwo miota na nas groźby… Bądź spokojna, matko! Gadulstwo, nawet kapłanów, jest mniej niebezpieczne aniżeli strzały i kamienie.
Od Memfisu nadleciał nowy kurier z doniesieniem, że wszystko jest dobrze, lecz — główna banda jeszcze nie gotowa.
Na pięknej twarzy faraona ukazały się znaki gniewu. Pragnąc uspokoić władcę, odezwał się Tutmozis.
— Pospólstwo nie jest wojskiem. Nie umie zebrać się na oznaczoną godzinę; idąc ciągnie się jak błoto i — nie słucha komendy. Gdyby pułkom powierzono zajęcie świątyń, już by tam były…
— Ależ co mówisz, Tutmozisie?… — zawołała królowa.
— Gdzie kto słyszał, ażeby wojsko egipskie…
— Zapomniałeś — wtrącił Ramzes — że, według moich rozkazów, wojsko nie miało napadać, ale bronić świątyń przed napaścią pospólstwa…
— Przez to też opóźniają się działania — odparł niecierpliwie Tutmozis.
— Oto są królewscy doradcy!.. — wybuchnęła królowa.
— Pan robi mądrze, występując jako obrońca bogów, a wy, zamiast łagodzić, zachęcacie go do gwałtu.
Tutmozisowi krew uderzyła do głowy. Na szczęście wywołał go z komnaty adiutant donosząc, że w bramie zatrzymano starego człowieka, który chce mówić z jego świątobliwością.
— U nas dzisiaj — mruczał adiutant — każdy dobija się tylko do pana; jakby faraon był właścicielem karczmy…
Tutmozis pomyślał, że jednak za Ramzesa XII nikt nie ośmieliłby się w ten sposób wyrażać o władcy… Ale udał, że nie uważa.
Starym człowiekiem, którego zatrzymała warta, był fenicki książę Hiram. Miał na sobie okryty kurzem płaszcz żołnierski, a sam był zmęczony i zirytowany.
Tutmozis kazał przepuścić tyryjczyka, a gdy obaj znaleźli się w ogrodzie, rzekł mu:
— Sądzę, że wasza dostojność wykąpiesz się i przebierzesz, zanim wyjednam ci posłuchanie u jego świątobliwości?
Hiramowi najeżyły się siwe brwi i jeszcze mocniej krwią nabiegły oczy.
— Po tym, co widziałem — odparł twardo — mogę nawet nie żądać posłuchania…
— Masz przecie listy arcykapłanów do Asyrii…
— Na co wam te listy, skoro pogodziliście się z kapłanami?…
— Co wasza dostojność wygadujesz? — rzucił się Tutmozis.
— Ja wiem, co mówię!.. — rzekł Hiram. — Dziesiątki tysięcy talentów wydobyliście od Fenicjan, niby na uwolnienie Egiptu z mocy kapłańskiej, a dziś za to rabujecie nas i mordujecie…
Zobacz, co się dzieje od morza do pierwszej katarakty: wszędzie wasze pospólstwo ściga Fenicjan jak psów, bo taki jest rozkaz kapłanów…
— Oszalałeś, tyryjczyku!.. W tej chwili nasz lud zdobywa świątynię Ptah w Memfis…
Hiram machnął ręką.
— Nie zdobędzie jej! — odparł. — Oszukujecie nas albo sami jesteście oszukani… Mieliście przede wszystkim zdobyć Labirynt i jego skarbiec, i to dopiero w dniu dwudziestym trzecim Paofi… Tymczasem dziś marnujecie siły pod bożnicą Ptah, a Labirynt przepadł…
Co się to dzieje?… Gdzież tu rozum?… — ciągnął wzburzony Fenicjanin. — Na co te szturmy do pustych gmachów?… Napadacie je chyba w tym celu, ażeby wzmocniono dozór nad Labiryntem.
— I Labirynt weźmiemy — przerwał Tutmozis.
— Nic nie weźmiecie, nic!.. Labirynt mógł wziąć tylko jeden człowiek, któremu przeszkodzą dzisiejsze awantury w Memfisie…
Tutmozis stanął na drodze.
— O co tobie chodzi?… — krótko spytał Hirama.
— O nieład, jaki panuje u was… O to, że już nie jesteście rządem, ale kupą oficerów i dostojników, którą kapłani pędzą, gdzie chcą i kiedy chcą… Od trzech dni w całym Dolnym Egipcie panuje tak straszny zamęt, że pospólstwo rozbija nas, Fenicjan, waszych jedynych przyjaciół… A dlaczego tak jest?… Bo rządy wymknęły się z waszych rąk i już pochwycili je kapłani…
— Mówisz tak, bo nie znasz położenia — odparł Tutmozis. — Prawda, że kapłani brużdżą nam i urządzają napaści na Fenicjan, ale władza jest w ręku faraona ogólny bieg wypadków idzie według jego rozkazów…
— I dzisiejszy napad na świątynię Ptah? — spytał Hiram.
— Tak. Sam byłem na poufnej radzie, podczas której faraon rozkazał, opanować świątynie dzisiaj, zamiast dwudziestego trzeciego.
— No — przerwał Hiram — więc oświadczam ci, naczelniku gwardii, że jesteście zgubieni…
Bo ja z pewnością wiem, że dzisiejszy napad został uchwalony na posiedzeniu arcykapłanów i nomarchów, które odbyło się w świątyni Ptah trzynastego Paofi.
— Po cóż by oni uchwalali napad na samych siebie? — spytał drwiącym tonem Tutmozis.
— Muszą mieć w tym jakiś interes. A że oni lepiej prowadzą swoje interesa aniżeli wy, o tym już przekonałem się.
Dalszą rozmowę przerwał adiutant wzywający Tutmozisa do jego świątobliwości.
— Ale!.. ale!.. — dodał Hiram. — Wasi żołnierze zatrzymali na drodze kapłana Pentuera, który ma coś ważnego powiedzieć faraonowi…
Tutmozis schwycił się za głowę i natychmiast posłał oficerów, ażeby znaleźli Pentuera.