– Proszę, zostań. Kocham cię. Jesteś moją żoną. Będę o ciebie dbał. Zobaczysz!
W tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi.
Umilkł, a potem pogasił wszystkie światła. Przyłożył palec do ust, nakazując milczenie.
– Nie potrzebujemy ich – wyszeptał jej do ucha. Kiedy się poznali, często szeptał jej coś do ucha. Uwielbiała to wibrujące ciepło jego oddechu na swoim uchu. Teraz było tak samo. Przewrócił ją na łóżko i zaczął rozbierać. Po kilku minutach dzwonek ucichł.
Tak. Jest jego żoną. Składała przysięgi! To jej dom. On tak się stara. Mają takie plany. Rodzice go uwielbiają. Jest pracowity. Dba o dom. Nigdy jej nie zdradził. Wiedzie się im najlepiej ze wszystkich. Teraz będą mieli dziecko. On zrobiłby dla niej dosłownie wszystko. Wie to na pewno. To dobry człowiek.
– Jutro zacznę szukać dla nas czegoś większego – powiedział, zapalając papierosa, gdy skończyli się kochać.
Składa obietnice. Będą mieli dziecko. Rodzice go tak lubią. To tylko Internet. On zrobiłby dla mnie wszystko.
Zasnęła.
ON: Otworzył wino. Już druga butelka dzisiaj, pomyślał. Ale było tak przytulnie i dobrze. Piątek wieczór. Puste, ciche korytarze. Puste całe piętra. Włączył Grechutę.
Czy Niemcy mogliby zrozumieć, co się czuje, gdy Grechuta śpiewa „bo ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy"? On ostatnio dostaje gęsiej skórki, gdy tego słucha.
Myślał o tym, jak daleko można posunąć się w udawaniu, że coś nie istnieje. On posunął się chyba jednak zbyt daleko. Ale ona na to przystała. Pewnie z lęku przed tym, że to mogłoby coś zniszczyć. Teraz, po Paryżu, nie może przestać o tym myśleć. Ona nie należy do niego. Należy do innego. Nigdy dotąd żadna kobieta, na której mu zależało, nie należała do innego. Nigdy!
To, co jest między nimi, musi być nazwane. Koniecznie! To nie jest przecież jakiś tam romans! To jest sto pięter ponad. Romans? Jak to brzmi! Nazwać romansem to, co jest między nimi, to tak jakby cement na budowę wozić rolls-royce'em. Niby można, ale to nieporozumienie.
Tęsknił za nią. Za dwa dni znów przyjdzie poniedziałek…
ONA: W niedzielę powiedzieli jej rodzicom. Mąż był przy tym taki dumny. Będzie miał syna! W jego rodzinie pierwsze dziecko zawsze było synem. Patrzyła, jak podnoszą z jej ojcem kieliszki z wódką do ust. Zastanawiała się, ile czasu upłynie, zanim zapomni, że jeszcze w piątek po południu powiedział: „Nie możesz mi tego zrobić".
Ustalili, że ona weźmie urlop bezpłatny. Mają dość pieniędzy. Nie musi pracować. Jutro pojedzie do biura i załatwi wszystkie formalności. On znajdzie większe mieszkanie i przestanie palić.
Matka siedziała na krześle obok niej i dotykała dłonią jej brzucha. Widać było, jak bardzo jest szczęśliwa. W pewnym momencie powiedziała:
– Gdy ja rodziłam ciebie, mieszkaliśmy z ojcem kątem u jego rodziców, toaleta była na korytarzu i kąpałam się w miednicy raz w tygodniu. Nawet nie wiesz, dziecko, jak masz dobrze.
Nigdy, ani tego dnia, ani nigdy potem, nie zapytała, dlaczego nie otworzyli im w piątek. Jej matka była mądrą i doświadczoną kobietą.
W poniedziałek około południa pojechała do biura. Sekretarka zaniemówiła. Wszyscy wiedzieli, że od kilku lat mówiła o dziecku, którego nie mogła mieć. Sekretarka poszła z jej podaniem o urlop do administracji. Została sama. Usiadła w swoim fotelu naprzeciwko monitora. Dotknęła delikatnie klawiatury.
Dzisiaj jest poniedziałek – pomyślała i zaczęła płakać.
ON: Przed ósmą wysłał e-mail z planem swojego urlopu. Weźmie tydzień na przełomie października i listopada. Będzie na grobach rodziców i Natalii. Boże Narodzenie spędzi z bratem i jego rodziną we Wrocławiu, a przed Nowym Rokiem poleci z Warszawy do Austrii na narty.
Minęła niedziela i wciąż nie miał e-mailu od niej. Nie pojawiła się także na ICQ. Po południu, zaniepokojony, zadzwonił do niej do biura w Warszawie. Nikt nie odpowiadał. Nie zostawił żadnej wiadomości.
Z pewnością coś jej ważnego wypadło – pomyślał, wracając do pracy.
ONA: – Zawieziesz mnie na chwilę do biura? – zapytała męża, słysząc, jak umawia się przez telefon z klientem. Słyszała, że wybiera się do miasta, aby oddać gotowy projekt. – Zapomniałam zabrać książki i osobiste rzeczy z biurka. I chciałabym usunąć prywatne e-maile z komputera. Nie chciałabym, aby ktoś je czytał. Spojrzał na nią zdziwiony.
– Dostajesz prywatne e-maile? – zapytał rozbawiony. – Pewnie Asia opisuje ci swoje orgazmy po przeczytaniu jakiegoś wiersza albo inne takie bzdury.
Spojrzała na niego z niesmakiem.
– Asia niestety od dawna już nie ma orgazmów. I nie tylko po przeczytaniu wiersza. Bardziej już „inne takie bzdury". – Wiedziała, że nie lubił Asi. Z wzajemnością. – Zawieziesz mnie? Możesz mnie odebrać, wracając ze spotkania z klientem. Nie będę potrzebowała wiele czasu.