Читаем S@motność w sieci полностью

Kiedyś po operze i po kolacji, która była niczym innym, tylko rozdzielaniem przy kawiorze „resztek" jakieś mniejszego banku pomiędzy dwa większe banki, dyrektor jednego z większych banków zapytał mnie – otrzymałam zaproszenie, byłam bowiem „dobrze zapowiadającą się analityczką giełdową młodego pokolenia", co w przekładzie na język powszechnie w banku zrozumiały oznaczało, że mam najlepszy biust w dziale papierów wartościowych – czy ja też mieszkam w Notting Hill. Gdy odpowiedziałam żartem, że nie stać mnie na mieszkanie w Notting Hill, uśmiechnął się, pokazując nieskazitelnie białe zęby, i odpowiedział, że to się z pewnością wkrótce zmieni, ale teraz to i tak nie ma znaczenia, on bowiem „zawsze mieszka w pobliżu, gdziekolwiek pani mieszka". Zrozumiałam to dokładnie. Nawet spodobała mi się ta odpowiedź. Byt wprawdzie Francuzem, ale mówił, co jest absolutnym wyjątkiem, po angielsku z amerykańskim akcentem. Podobało mi się w nim także to, że choć był w tym całym bankowym przedsięwzięciu najważniejszy, w odróżnieniu od wszystkich innych był milczący przez cały wieczór. Poza tym pocałował mnie w rękę na powitanie. Wyszliśmy z tej kolacji razem.

Mieszkał w Park Lane Hotel. Był impotentem. Żaden mężczyzna po Eljocie nie był tak czuły, jak on tego wieczoru. Nie było go, gdy rano obudziłam się w jego łóżku. Po tygodniu zapytano mnie, czy nie chciałabym poprowadzić „strategicznie ważnego oddziału naszego banku w Notting Hill". Nie chciałam. Zadzwoniłam do niego po lunchu i zapytałam, czy nie ma jakiegoś „strategicznie ważnego oddziału" w Surrey. Surrey jest jak Wyspa, tylko że na lądzie. Tego samego wieczoru przyleciał z Lyonu, aby powiedzieć mi przy kolacji, że „jest oczywiście taki oddział, jest od dzisiaj". Gdy po drinku przy barze poszliśmy do jego pokoju w Park Lane, stał tam najlepszy odtwarzacz płyt kompaktowych, jaki można kupić w ciągu kilku godzin w Londynie. Obok, w 4 rzędach, stało kilkaset płyt z muzyką poważną. Kilkaset.

Перейти на страницу:

Похожие книги