Читаем S@motność w sieci полностью

Ponieważ muzyka była aż taką pasją Jennifer, z poczucia przyjaźni zmuszał się, przynajmniej na początku, aby uczestniczyć we wspólnym słuchaniu i wykrzesać w sobie choć odrobinę entuzjazmu. Tak było przez pierwsze dwa tygodnie. Potem sam zaczął zauważać, że po całym dniu analizowania programów do transkrypcji genów, zajmowania się nukleosomami i histonami, dobre nagrania muzyki Bizeta, Ravela czy Wagnera uspokajają go i przyjemnie wyciszają. Zupełnie odwrótnie było z Jennifer. Ona każdy koncert przeżywała jak swój własny ślub. Była wzruszona i zawsze bardzo podniecona. To była wspaniała konstelacja dla nich obojga. Szli wtedy do łóżka albo kochali się na fotelu lub na podłodze. Przy jej podnieceniu i jego spokoju nic nie zdarzało się przedwcześnie. Dzięki muzyce szczytowali niemal jednocześnie.

Ponadto zauważył, że najlepiej było im po operach Pucciniego. Dlatego „Turandot", „Tosca", „Madame Butterfly" to dla niego nie tylko tytuły oper, ale także zapisy w intymnej historii jego życia. Dwie opery Pucciniego szczególnie utkwiły mu w pamięci.

„Tosca" była dla Jennifer spektaklem, który można nazwać politycznym horrorem lub, jak ją sama nazywała, „operową relacją z celi tortur". Uważała, że gdyby była komponowana dzisiaj, to na pewno w Hollywood i na pewno nazywałaby się jak film ze Schwarzeneggerem – „Umieraj powoli". Jennifer miała kilka płyt z nagraniami „To-ski", każdą z inną wykonawczynią roli tytułowej. Chociaż on znał jedynie nazwisko Marii Callas, ona tłumaczyła mu, że naprawdę bosko śpiewa niejaka Renata Tebaldi. Nie widział żadnej różnicy, natomiast Jennifer była Tebaldi zachwycona.

– Ona tak śpiewa, jakby była tutaj, w tym pokoju, i patrzyła nam w oczy. Nie czujesz tego? – pytała.

Nie czuł. Zresztą, nie chciał czuć obecności nikogo innego w tym pokoju oprócz Jennifer. Gdyby ta Tebaldi teraz tu weszła, natychmiast by j ą wyprosił.

Zawsze gdy dochodzili do momentu, kiedy Tosca widzi, że jej kochanek Cavaradossi został naprawdę rozstrzelany przez pluton egzekucyjny, Jennifer zaczynała drżeć. W chwilę później, gdy Tosca z rozpaczy rzuca się w przepaść, Jennifer tuliła się do niego jak dziecko, które przestraszyło się burzy. Kilka minut później w łóżku była wyjątkowo czuła, delikatna i milcząca. To milczenie było niecodzienne. Normalnie, co bardzo lubił, Jennifer była wyjątkowo głośna.

Z kolei „Cyganeria" Pucciniego wprowadzała Jennifer w stan prawie ekstatyczny. Słuchała tej płyty szczególnie często. Do kolacji ubierała się wówczas wyjątkowo uroczyście, wyciągała szampana, rezygnując z jego wina, obok talerzyka z deserem kładła najlepsze kubańskie cygaro i potem, już po kolacji, na fotel do niego przychodziła już bez bielizny. Po „Cyganerii" nigdy nie zdążyli dobrnąć do łóżka. Potem, już po wszystkim, uwielbiała mówić o tej operze. Kiedyś powiedziała mu, że marzy tym, aby dopisać drugą część „Cyganerii". Taką „Cyganerię" II. To mogła wymyślić tylko Jennifer. Poza tym uważała, że gdy mężczyzna spotyka kobietę, może zdarzyć się wszystko. I „Cyganeria" jest najlepszym dowodem, że to prawda.

W te dni, w które pracował do późna i nie spędzali z sobą wieczoru, Jennifer zostawiała otwarte drzwi do pokoju. Szedł prosto pod prysznic do łazienki i nagi wchodził do jej łóżka. Uwielbiała, gdy budził ją, chowając się pod kołdrę i całując powoli ciało, lądował głową i ustami między jej udami.

Czas z Jennifer był jak telenowela, którą ogląda się chętnie codziennie wieczorem i w której nie ma smutku i nudy, dominują seks i dobra muzyka. Poza tym dbał o nią jak o swoją kobietę. Kupował kwiaty, masował opuchnięte stopy, gdy wracała z aerobiku, znosił jej wybuchy złości bez powodu, gdy miała swoje ciężkie dni przed okresem, uszczelniał cieknące krany, całował dłonie na pożegnanie, gdy wychodził rano do biura, jeździł z nią do Dublina i godzinami chodził bez słowa protestu za nią po sklepach, pił z nią zieloną herbatę i rozmawiał o muzyce, uczył się z nią do jej egzaminów, dzwonił do niej i pytał, czy zjadła lunch. Poza tym, chociaż nie udało mu się ograniczyć palenia, regularnie jadł ananasy lub pił sok ananasowy.

I chociaż nie obiecywali ani nie wymagali od siebie wierności, nie wyobrażali sobie, że mogłoby być inaczej. Pamięta, że tylko raz Jennifer nawiązała do tego. I to nie wprost. Któregoś weekendu poleciała przez Londyn do domu na wyspę Wight.

Tęsknił za nią. Odczuwał autentyczny, pełen melancholii smutek związany z jej nieobecnością i oddaleniem. Dwa dni później znalazł kartkę pocztową w swojej skrzynce. Oprócz pięciolinii z kilkunastoma nutami, które zawsze, i zawsze inne, dołączała do swoich wszystkich listów lub kartek, było na niej napisane:

Eljot, chcę, żebyś wiedział (choć naprawdę nie wiem, do czego może Ci się przydać ta wiedza), że jesteś jedynym mężczyzną, który mnie dotyka.

Także w moich myślach.

Перейти на страницу:

Похожие книги