Читаем Messier 13 полностью

— Nie wiem, co to jest — odpowiedział od razu. — A gdzie? O, tu, przede mną — uniósł dłoń i wycelował palec w moją pierś. Odruchowo poszukałem wzrokiem zagłębienia w okolicy mostka, z którego sterczały te jakieś paluszki.

— Nie szukaj — usłyszałem jego głos. — Zrobiliśmy to już przed tobą. A możesz mi wierzyć, że dołożyliśmy starań, aby wykorzystać wszystkie możliwości…

— I… nic? — wybąkałem osłupiały.

— Nic…

Wyprostowałem się powoli. To było stanowczo więcej, niż miałem prawo oczekiwać. Więcej, niż może znieść… człowiek.

— Jak to jest? — spytałem czując, że w gardle narasta mi jakaś twarda gula, która za chwilę pozbawi mnie zdolności mowy. — Nie pytam przez zwykłą ciekawość… Po pierwsze — ogarnął mnie chłód i zaraz potem to coś uwolniło moją krtań. Byłem znów sobą. Miałem zadanie. Bardziej konkretne niż kiedykolwiek. — Po pierwsze — powtórzyłem — kierunek emisji? Ten sam co u Weytha?

Skinął głową.

— Tak. Zgodny z współrzędnymi korytarza, którym leciałeś.

— Dobrze. Po drugie — jesteście pewni, że nadaję?

— Absolutnie pewni — w jego głosie pojawiła się jakaś drwiąca nutka. Nie zwróciłem na to uwagi.

— Punkt trzeci. Z tego, co powiedziałeś, wynika, że nadajnik sporządzili po prostu ze mnie… całego. Co wykorzystali? System nerwowy? Nie da się tego zoperować?

Westchnął. Pomyślał jakiś czas, a następnie poruszył głową, jakby czegoś żałował. Mogłem wierzyć, że naprawdę żałuje. Czego, o to wolałem już nie pytać.

— Podobno nie — powiedział wreszcie. — To znaczy można by spróbować, ale wynik jest więcej niż wątpliwy… dla ciebie, rzecz jasna. Nie chodzi tylko o system nerwowy. Także neurony… Nasi specjaliści doszli do wniosku, że ci tam wykorzystali jakiś nadrzędny układ w naszym organizmie, nie znany jeszcze ziemskiej medycynie… i informatyce. Więc jak operować?…

— Po czwarte — ciągnąłem — jeśli nadaję… ale o tym pomyśleliście na pewno sami — uśmiechnąłem się, chociaż powody do radości miałem raczej nikłe — chodzi o ekranizację. Jesteście jej pewni?

— Tak — rzucił krótko.

— Nie da się wyłączyć tego nadajnika w żaden ludzki sposób — stwierdziłem raczej, niż spytałem. — A więc będę siedział tutaj, wewnątrz ekranizowanej stacji tak długo, aż nadajnik nie przestanie pracować. Tylko jeśli on czerpie energię z procesów, zachodzących w moim organizmie, to może pracować dokładnie tak długo, jak długo będzie mi zależało na tym, żeby przestał… ani sekundy krócej. Pomyśleliście o tym?…

— Uhm… teraz ty powinieneś pomyśleć…

— Nic innego nie robię — przerwałem mu. — Czyli, inaczej mówiąc, do końca życia. Jedyna nadzieja w tym, że „naszym specjalistom” uda się w końcu znaleźć ten nadrzędny układ, nie znany ziemskim naukowcom. Rozumiem. Możesz nie odpowiadać. Wprawdzie to śmieszne, że tak jak było z Weythem, z naszego szpiega tam, stałem się nagle ich szpiegiem tutaj, ale jako fachowiec, oczywiście muszę wyznać, że jakoś mnie to nie bawi. Nawet jeśli to wzbogaca moje kwalifikacje… przyznasz, że zawsze byłem niezły, ale teraz stałem się nawet za dobry. Tylko fachowiec. Chciałbym wiedzieć jeszcze jedno, czy zamierzacie przywrócić mi moją dawną postać? Taką, wiesz, ludzką?…

Wstał. Chwilę patrzyliśmy na siebie, nic nie mówiąc. Byłem wyższy o głowę. Teraz jednak nie rzucało się to w oczy.

— Na razie nie, Ago… — odezwał się wreszcie z przymusem. — Powinieneś zrozumieć. Nikt nie wątpi, że możemy na ciebie liczyć… jak długo jesteś sobą. Ale czy sam ręczyłbyś za siebie w każdej sytuacji… z tym, co w tobie jest?…

Zapadło milczenie. Czy czeka na moją odpowiedź? Czy potrzebna mu odpowiedź? Nie. Chce tylko, żeby wszystko odbyło się gładko i za obopólną zgodą. Ale i na tym nie zależy mu tak bardzo. Musi po prostu dobrnąć do końca. I robi to. Właściwie już zrobił.

Poczułem suchość w ustach. Z trudem przełknąłem ślinę. Mógłbym powiedzieć niejedno. Kiedy tak stałem przed nim, udając, że myślę, uderzyło mnie, ile na dobrą sprawę zebrało się już tych różnych niedopowiedzeń… ile faktów, burzących strukturę… czego? SAO? Nie. Nie chodzi o struktury. Rzecz idzie o coś więcej. O przystosowanie. Uniwersalność człowieka… też nie. Krótko mówiąc, zostaliśmy w tyle, razem z naszymi anihilatorami, polami, regulaminem i „naszymi specjalistami”. Pomyślałem o tych na Petty. Co oni zrobiliby na naszym miejscu? I czy to w konkretnej sytuacji nie byłoby… bezpieczniejsze? Szaleństwo. A jednak nie mylę się. Bezpieczniejsze. Tylko że tego nie powiem Bessowi. Nawet nie dlatego, że nie potrafiłby zrozumieć. Nie potrafiłby rzeczywiście. Za to ja definitywnie pozbawiłbym się pewnej szansy… jak on to powiedział? „Stacja nie jest więzieniem…” Ano, zobaczymy…

Spuściłem głowę. Odwróciłem się i powoli ruszyłem ku drzwiom. W progu zatrzymałem się i spytałem:

— Po stacji mogę chodzić swobodnie?

— Oczywiście.

— Całej?

— Całej. Ago — w jego głosie zabrzmiał jakby ton współczucia — kiedy tylko coś się zmieni… wrócą automaty albo będziemy mieć więcej informacji… specjaliści nie przestaną pracować… słowem, trzymaj się. Zrobimy wszystko, żeby ci pomóc…

— Nie wątpię — rzuciłem sucho i wyszedłem.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика