Odkryliście chorobę, obmyślcie teraz lekarstwo i zastosujcie… A jeżeli niepokoi was ogrom odpowiedzialności, dobierzcie sobie do pomocy najwyższego sędziego…
— Tak! tak!.. prawdę mówi!.. — potwierdzili wzburzeni dostojnicy.
Mentezufis zapalił pochodnią i położył na stole przed posągiem boga papirus, na którym spisano akt tej treści, że: wobec niebezpieczeństw grożących państwu władza rady tajnej przechodzi w ręce Herhora, któremu do pomocy dodani są: Mefres i najwyższy sędzia.
Akt ten, stwierdzony podpisami obecnych dostojników, zamknięto w puszkę i schowano w skrytce pod ołtarzem…
Nadto — każdy z siedmiu uczestników zobowiązał się pod przysięgą spełniać wszystkie rozkazy Herhora i wciągnąć do spisku po dziesięciu dygnitarzy. Herhor zaś obiecał im złożyć dowody, że Asyria nalega o traktat, że faraon nie chce go podpisać, że układa się z Fenicjanami o budowę kanału i że w zdradziecki sposób chce dostać się do Labiryntu.
— Życie moje i cześć jest w waszych rękach — zakończył Herhor. — Jeżeli to, co powiedziałem, jest nieprawdą, skażecie mnie na śmierć, a ciało moje na spalenie.
Teraz już nikt nie wątpił, że arcykapłan mówi szczerą prawdę. Żaden bowiem Egipcjanin nie naraziłby ciała swego na spalenie, czyli — duszy na zgubę.
Kilka dni po weselu Tutmozis przepędził w towarzystwie Hebron w pałacyku darowanym mu przez jego świątobliwość. Ale każdego wieczora przychodził do koszar gwardii, gdzie w towarzystwie oficerów i tancerek bardzo wesoło przepędzał noce.
Z tego zachowania koledzy domyślili się, że Tutmozis poślubił Hebron tylko dla posagu, co wreszcie nikogo nie dziwiło.
Po pięciu dniach Tutmozis przyszedł do faraona i oświadczył, że może na powrót objąć służbę. Skutkiem czego odwiedzał swoją małżonkę tylko przy świetle słonecznym, a w nocy czuwał przy komnacie pana.
Jednego wieczora rzekł mu faraon:
— Pałac ten ma tyle kątów do podglądania i podsłuchiwania, że każda moja czynność jest śledzona. Nawet do czcigodnej matki mojej znowu odzywają się tajemnicze głosy, które już umilkły były w Memfis, gdym rozpędził kapłanów…
Tym sposobem — ciągnął pan — nie mogę nikogo przyjmować u siebie, ale muszę opuszczać pałac i w miejscu bezpiecznym naradzać się ze sługami moimi…
— Mam iść za waszą świątobliwością? — spytał Tutmozis widząc, że faraon ogląda się za płaszczem.
— Nie. Musisz zostać tutaj i pilnować, aby nikt nie wchodził do mojej komnaty. Nikogo też nie wpuszczaj, choćby to była matka moja, a nawet cień wiecznie żyjącego ojca… Powiesz, że śpię i że nie chcę widzieć się z nikim.
— Stanie się, jak rzekłeś — odparł Tutmozis wkładając na pana płaszcz z kapturem.
Potem zgasił światło w sypialni, a faraon wyszedł bocznymi korytarzami.
Znalazłszy się w ogrodzie Ramzes przystanął i z uwagą rozejrzał się w okolicy. Następnie widać zorientowawszy się, począł szybko iść w stronę pałacyku ofiarowanego Tutmozisowi.
Po kilku minutach drogi w cienistej alei ktoś przed nim stanął i zapytał:
— Kto idzie?…
— Nubia — odpowiedział faraon.
— Libia — rzekł pytający i nagle cofnął się, jakby przestraszony.
Był to oficer gwardii. Władca przypatrzył mu się i zawołał:
— Ach, to Eunana!.. Co tu robisz?
— Obchodzę ogrody. Robię to każdej nocy po parę razy, gdyż zakradają się niekiedy złodzieje.
Faraon pomyślał i rzekł:
— Roztropnie czynisz. Lecz zapamiętaj sobie, że pierwszym obowiązkiem gwardzisty jest milczeć… Złodzieja wypędź, ale gdybyś spotkał jaką dostojną osobę, nie zaczepiaj jej i milcz, zawsze milcz:..
Choćby to… był sam arcykapłan Herhor…
— O panie! — zawołał Eunana — tylko nie rozkazuj mi składać w nocy hołdu Herhorowi albo Mefresowi… Nie wiem, czy na ich widok miecz sam nie wydarłby mi się z pochwy…
Ramzes uśmiechnął się.
— Twój miecz jest moim — odparł — i tylko wtedy może wyjść z pochwy, kiedy ja rozkażę…
Skinął głową Eunanie i poszedł dalej.
Po kwadransie błądzenia mylnymi ścieżkami faraon znalazł się w pobliżu altany ukrytej w gąszczach. Zdawało mu się, że usłyszał szelest, i cicho zapytał:
— Hebron?…
Naprzeciw niemu wybiegła figura odziana również w ciemny płaszcz. Przypadła do Ramzesa i zawisła mu na szyi szepcząc:
— To ty, panie?… to ty?… Jakże długo czekałam…
Faraon poczuł, że wysuwa mu się z objęć; wziął ją na ręce i zaniósł do altany. W tej chwili spadł z niego płaszcz. Ramzes przez chwilę ciągnął go, lecz w końcu zostawił.
Na drugi dzień czcigodna pani Nikotris wezwała do siebie Tutmozisa. Ulubieniec faraona aż zląkł się spojrzawszy na nią. Królowa była strasznie blada; oczy miała zapadnięte, prawie błędne.
— Siądź — rzekła wskazując mu stołeczek obok swego fotelu.
Tutmozis zawahał się.
— Siądź… i… — przysięgnij, że nikomu nie powtórzysz tego, co ci powiem…
— Na cienie mego ojca… — rzekł.
— Słuchaj — mówiła królowa cicho — byłam dla ciebie prawie matką… Gdybyś więc zdradził tajemnicę, bogowie skaraliby… Nie… Oni tylko zwaliliby na twoją głowę część tych klęsk, jakie wiszą nad moim rodem…
Tutmozis słuchał zdumiony.
„Obłąkana?..” — pomyślał z trwogą.